Recenzja filmu

Spisek (2011)
Jérôme Salle
Tomer Sisley
Sharon Stone

Heros z miliardami

Plakat nie kłamie: w tej francusko-belgijskiej superprodukcji naprawdę można zobaczyć Weronikę Rosati. Ba, piękna aktorka ma nawet rolę mówioną.
Jak przystało na patriotę, recenzję "Spisku" zacznę od zwrócenia uwagi na polskie akcenty w filmie. Otóż, proszę Państwa, plakat nie kłamie: w tej francusko-belgijskiej superprodukcji naprawdę można zobaczyć Weronikę Rosati. Ba, piękna aktorka ma nawet rolę mówioną. Wciela się w postać dziennikarki, która wraz z głównym bohaterem bierze udział w pościgu samochodowym, uciekając  przed zgrają siepaczy pewnego biznesmena. W ciągu pięciu minut obecności na ekranie Rosati popisuje się nienaganną francuszczyzną, zaś w kulminacyjnym momencie propaguje nawet mowę ojczystą (mówi: Cholera, cholera, cholera oraz Nie, nie, nie).

Niestety, twórcy nie wpadli na pomysł, by rozbudować rolę dziennikarki i uczynić ją partnerką bądź obiektem uczuć Largo Wincha. Ach, byłbym zapomniał: "Spisek" to kontynuacja filmu "Largo Winch" sprzed dwóch lat, ale z dziwnych powodów jako kontynuacja nie jest promowany. Dlatego, jeśli ktoś nie oglądał oryginału, może się początkowo nie połapać w meandrach fabuły. Tytułowy bohater jest adoptowanym synem potężnego miliardera, który po jego śmierci obejmuje władzę w finansowym imperium. Largo ma szczytny plan, by sprzedać firmę, a zarobione pieniądze (coś około 60 miliardów dolarów) oddać biednym. Pomysł nie podoba się wielu osobom i już wkrótce filantrop zostaje przemalowany w mediach na bandytę zamieszanego w masakrę ludności w Birmie.

O takich filmach jak "Spisek" zwykło się mówić, że ogląda je się z przyjemnością. Na ekranie dzieje się "dużo i ciekawie", egzotyczne plenery zmieniają się z prędkością godną reklamówki biura turystycznego (Paryż, Genewa, Hongkong), zaś kaskaderzy i spece od pirotechniki nie oszczędzają się nawet przez moment. Dynamiczny montaż i poruszająca się jak na kwasie kamera przywodzą na myśl realizacyjne sztuczki twórców "Ultimatum Bourne'a". I choć reżyser Jérôme Salle stara się pod względem widowiskowości dorównać kolegom z Hollywoodu, jego film zachowuje tożsamość Starego Kontynentu. Jak na kino rozrywkowe "Spisek" ma dość fatalistyczną aurę, którą twórcy rozrzedzają jedynie w scenach z udziałem sztywnego kamerdynera Wincha.

Bezpośrednim łącznikiem dziełka Salle'a z Fabryką Snów jest wcielająca się w panią prokurator Sharon Stone. Pomimo pięćdziesiątki na karku gwiazda "Nagiego instynktu" pręży pośladki i lubieżnie spogląda w kierunku głównego bohatera. Dobre geny bądź operacje plastyczne sprawiły, że jej seksapil wciąż działa. Wyprawa do Europy była dobrym pomysłem. "Spisek" to najbardziej udany film z udziałem Stone od paru ładnych lat.  
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones