Recenzja filmu

10.000 B.C. (2008)
Roland Emmerich
Steven Strait
Camilla Belle

Mamucia prehistoria

Roland Emmerich nigdy nie zawodzi. Nadmiar patosu i banialuków serwowanych w najbardziej absurdalnych sytuacjach potrafi doprowadzić do łez każdego, kto skończył piętnaście lat.
Jeżeli chodzi o kino rozrywkowe, Roland Emmerich nigdy nie zawodzi. Nadmiar patosu i banialuków serwowanych w najbardziej absurdalnych sytuacjach potrafi doprowadzić do łez każdego, kto skończył piętnaście lat. I tu dochodzimy do obszaru, w który wkrada się teologia wraz ze swoją koncepcją cudu. Nie wiedzieć z jakiego powodu (możemy tylko przypuszczać, ze chodzi o rozdmuchane efekty specjalne), każdy z jego bzdetów przyciąga do kin tłumy i zarabia worki dolarów. "10 000 BC" to restauracja kina przygodowego połączonego ze swoistym "eposem". Całość nasiąknięta jest mitologią rodem z czytanek dla przedszkolaków. Mamy więc narrację z offu, która przybliża historię młodego myśliwego. Chłopak musi zderzyć się ze swoim przeznaczeniem. Jakby ktoś nie wiedział, tak właśnie powstają herosi i rodzi się legenda. Pisane mu bowiem uwolnić swój lud z niewoli, obalić fałszywego boga, przynieść "nowe życie" plemieniu i zapoczątkować królewski ród z piękną niebieskooką dziewczyną. Wszystko w sztafażu, który jest mieszanką "Walki o ogień" z "Epoką lodowcową". Oglądając "10 000 BC" ma się nieodparte wrażenie, że czas dla Emmericha zatrzymał się w momencie, kiedy uruchomił on "Gwiezdne wrota". To na swój sposób urocze – wydawałoby się, że nikt już nie tworzy kina przygodowego w tak staroświecki sposób. Brak tu dynamiki, efektownego montażu czy fabularnej werwy. Wszystko po bożemu i misjonarsko. Widzów czeka niespieszny fabularny spacerek okraszony ładnymi widoczkami i animowanym zwierzaczkami. Na deser dostaniemy trochę zapożyczeń z "300" i Ericha von Dänikena. Jednak bez ekscesów, żeby małolatom serce z nadmiaru emocji nie wysiadło. Jak każdy bajkopisarz Emmerich także ma dla swoich milusińskich morał. Nie ważne, czy żyjemy 10 000 BC czy 2007 AD – wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Wolni i równi potrafimy się pięknie różnić i porozumiewać. A kiedy trzeba, umiemy się zjednoczyć i obalić fałszywych idoli. Taki los czeka fanatyków i ciemiężycieli. Trzeba nam tylko przywódcy – wybrańca, najlepiej takiego, co biegle mówi po angielsku. Obrazek Emmericha ani ziębi, ani grzeje. Można go zobaczyć, można nie. Bliżej mu dna niźli sufitu, ale przynajmniej jest nieinwazyjny. Momentami nawet niezamierzenie zabawny. Zakładam, że co mniej zblazowane dwunastolatki mogą oglądać go z wypiekami na twarzy. Część nawet zapragnie później pójść do zoo, by zobaczyć mamuta.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"10000 BC" przez wielu recenzentów oraz większość publiki zostało okrzyknięte najgorszym filmem roku,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones