Recenzja gry

Dragon Age II (2011)
Mark Darrah
Jo Wyatt
Nicholas Boulton

Na pohybel Smoków-synom!

Bezczelne sprzedawanie tych samych lokacji jako nowe ratują fantastyczni i ciekawi bohaterowie oraz ich złożone historie poboczne.
Gdy EA przejmowało jakąś markę w przeszłości, najczęściej kończyło się to płaczem i zgrzytaniem zębów. Niedorobione gry, mnogie DLC w dniu premiery czy gigantyczne budżety wydawane prawie w całości na reklamę stały się znakiem markowym tej korporacji. Czy tak też było w przypadku wydawanego przez nich "Dragon Age 2"?



Kierowaną przez nas postacią jest Hawke - człowiek wybranej klasy (standardowy mag, łotrzyk i wojownik) oraz płci. Po śmierci swojego ojca wraca po matkę i młodsze rodzeństwo do Ostagaru, akurat podczas bitwy z początków "Początku". Jego zadaniem jest ucieczka przed bezwzględnym Pomiotem, a w dalszej kolejności zapewnienie dobrobytu rodzince.

Ich losy będziemy śledzić przez interesujące skoki czasowe - cała historia to opowieść snuta przez krasnoluda Varrika, który omija nieciekawe fragmenty. Co ciekawe, zdarzają się momenty, w których krasnolud nagina przedstawiane fakty, by zaraz zostać naprostowanym przez słuchaczkę. Wtedy rozgrywamy najpierw ubarwioną wersję, dopiero potem prawdziwą. Przykład? Wparowujemy do domu jednego ze swych wrogów, Varrik w pojedynkę pokonuje istny batalion niemilców oraz głównego złoczyńcę, dokonuje nadludzkich czynności i... historia zostaje przerwana, a opowieść trafia na właściwy, mniej kolorowy tor, w których narrator odgrywa jedynie drugoplanową rolę.



Mówiąc o potyczkach - są zdecydowanie dynamiczniejsze i wymagają mniej strategii niż w poprzedniczce. Generalnie działa to na plus, jednak w większości wypadków (na normalnym poziomie trudności) wystarczy mashować przyciski, stosując strategię gracza, który po raz pierwszy odpalił "Mortal Kombat". Czasem daje kupę radochy, ale wypada blado przy wymagających taktyki walkach z części pierwszej.



Choć chciałem unikać mnogich porównań do jedynki, muszę nadmienić jedną rzecz, która chyba jest największą wadą "Dragon Age 2" i przez cały czas nie dawała mi spokoju. Bezczelne, skandaliczne i nieustanne sprzedawanie tych samych lokacji jako nowe, tym samym robienie z graczy idiotów. Dziesiątki razy zwiedzamy ten sam kościół, jeden port, jeden dom, dwie jaskinie... Dla przykładu, identycznie wyglądająca jaskinia zwiedzana z innych lokacji była wykorzystywana jako: leże smoka, potem innej legendarnej bestii, miejsce porwania członka rodziny przez bandytów, ukrycie dla uchodźców, znów kryjówka innej mafii... mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. Same jaskinie i podziemia są malutkie - składają się z 5-7 "pokoików", co w porównaniu z ogromem lokacji z "Początku" naprawdę poraża. O ile niektóre powtórki da się wybaczyć, jako że spora część wydarzeń ma miejsce w tym samym mieście na przekroju lat, tak wspomniane jaskinie już ciężko. Czy jest to zabieg mający na celu zmniejszenie rozmiarów gry o te kilka megabajtów, czy bardziej prawdopodobne cięcia kosztów i za krótki czas pracy spowodowany naciskiem EA (jak wspominali w wywiadzie pracownicy BioWare), podobne klonolokacje prowadzą do częstego zgrzytania zębami.



Jednak po tej małej porcji jadu, muszę wspomnieć pozytywy. Tym, co absolutnie ratuje grę i sprawia, że nawet monotonne zadania główne stają się interesujące, są... (jak zwykle u BioWare) kompani! Postacie dołączające do drużyny Hawke'a są niezwykle barwne, a przez doskonały voice-acting i wiarygodność słuchałem ich historii z nieukrywaną przyjemnością. Pierwszy raz od czasów "Mass Effecta" miałem prawdziwe dylematy, kogo zabrać ze sobą na misję. Fajnie, że uwieść można praktycznie każdego (niezależnie od płci), szkoda tylko że same sceny miłości zostały potraktowane nieco szczeniacko. Lepiej były robione w kilku poprzednich projektach studia - seks w pełnym rynsztunku i zbroi jakoś do mnie nie przemawia. Za to udoskonalony został system podarunków i rozmów, a każdy prezent wiąże się z krótkim dialogiem. Nie ma już sytuacji, gdzie możemy gnębić członka drużyny, który mimo wszystko będzie nas wielbił, bo kupiliśmy mu złotą szczotkę do włosów.



Włosy jak i buzie bohaterów również zyskały w dwójce... na wyglądzie. W mało których grach widzi się równie starannie zrobiony lip-sync, a mimo pewnej komiksowości w grafice, momentami zdawało mi się, iż oglądam nie cyfrowe postaci, a prawdziwych aktorów. Ech, muszę także przyznać, że nawet te niezwykle wtórne lokacje przez długi czas bardzo mi się podobały - choć nieliczne, zostały zrobione z dużą dbałością o detale i często zatrzymywałem się na parę minut, by pooglądać zachód słońca, czy sekretne wiadomości powypisywane na ścianach jaskiń.



Z widoczkami dobrze zgrywa się po raz kolejny śliczna muzyka Inona Zura, który odpowiedzialny był również za soundtrack w poprzedniczce (do tego znany choćby ze ścieżki dźwiękowej w "Falloucie 3" czy cyklu "Prince of Persia"). Całość może nie jest tak świetna, jak kawałek z menu, ale świetnie dostosowuje się do sytuacji na ekranie - przy walkach pomaga pompować adrenalinę, a w smutnych momentach może i wycisnąć łzy.



Odpowiadając na pytanie zadane we wstępie: I tak, i nie. Widać, że "Dragon Age 2" to gra niedokończona. Ale co z tego, skoro oferuje kupę radochy fanom RPG-ów, a jeszcze więcej fanom "Dragon Age: Origins"? Jedyne, czego przy niej potrzeba, to cierpliwość przy zwiedzaniu tych samych lokacji po raz dziesiąty. Zostanie ona nagrodzona świetną fabułą poboczną i nietuzinkowymi kompanami - jednymi z najlepszych od wielu lat. Jeśli brak Ci tej cierpliwości, odpuść sobie dwójkę - wielkimi krokami zbliża się dopieszczony już "Dragon Age: Inquisition".
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones