Narkotykowa odyseja

"Kokainowi kowboje" to dowód dla tych (nielicznych już na szczęście) widzów, którzy uważają, że filmy dokumentalne są nudnymi wykładami albo altruistycznymi apelami o ratowanie świata. Dokument
"Kokainowi kowboje" to dowód dla tych (nielicznych już na szczęście) widzów, którzy uważają, że filmy dokumentalne są nudnymi wykładami albo altruistycznymi apelami o ratowanie świata. Dokument może być (i w tym przypadku jest) także czystą rozrywką, korzystającą z wzorców kreślonych przez fabularny pełny metraż. Reżyser "Kokainowych..." potrafił utrzymać niesamowity klimat przez dwie godziny filmu, opierając się praktycznie na samych dialogach. Niewątpliwie ekscytuje i wciąga już sam temat - początki narkobiznesu w USA i jego wpływ na rozwój gospodarki w Miami, które stało się Mekką używek, a także krwawe wojny gangów zwiastujące kres złotej ery wolności narkotykowego raju. Temat to jednak o tyle chwytliwy, co trudny, bo, jak wiadomo, ludzie z tej "branży" do wywiadów czy udzielenia szczegółów dotyczących swojej "pracy" są niechętni. Billy'emu Corbenowi udało się jednak znaleźć sprytny sposób na wydobycie odpowiednich informacji - dotarł on i namówił do rozmowy osoby albo odsiadujące dożywocie (cyngiel opowiadający historię współpracy z bezwzględną matką chrzestną mafii), albo będące po odsiadce (dwóch przemytników z czasów, w których amerykańska agencja do walki z narkotykami dopiero raczkowała). Sposoby transportu zakazanych towarów (począwszy od marihuany, skończywszy na kokainie i heroinie) i wzajemnej komunikacji między przewoźnikami, pomysłowością biją na głowę większość tego, co widzieliście w kinie głównego nurtu. Całość została opatrzona dynamicznym montażem, który nawet na chwilę nie pozwala oderwać się od ekranu. "Kokainowi kowboje" to nie tylko realizacyjny majstersztyk o sposobach szmuglowania narkotyków i mafijnych porachunkach, lecz także historia miasta, które latach 70. i 80. przeżywało cywilizacyjny rozkwit. Infrastruktura napędzana przez krociowe zyski z obrotu narkotykami była niebotycznym zastrzykiem finansowym pozwalającym na przejście z nadmorskiego kurortu dla starców do współczesnej metropolii. Owy cywilizacyjny skok dokonał się za pieniądze pełne białego proszku i lepkie od krwi, co jednak nikomu specjalnie nie przeszkadzało. Dostawcy bez zająknięcia opowiadają, że świat należał do nich, a wszelkie drzwi (polityków, działaczy i inwestorów) stały przed nimi otworem. Byli prawdziwymi królami życia, dla których nie istniały żadne ograniczenia, a którym każdy - z wymienionych pracowników społecznych - nadskakiwał. Obie strony handel narkotykami traktowały jak żyłę złota, samonapędzający się biznes, studnię bez dna. Tyle, że tylko jedna ze stron potrafiła się do tego przyznać. Sebastian Pytel
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdy na ekranie lecą już napisy końcowe dokumentu Billy'ego Corbena, widz odnosi wrażenie, że właśnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones