Recenzja filmu

We Are the Best! (2013)
Lukas Moodysson
Mira Barkhammar
Mira Grosin

Nie zadzierać z dziewczynami

Reżyser pokazuje życie Klary i Bobo w serii scenek rodzajowych: a to kłótnia na szkolnej stołówce, a to niezręczna przygoda z alkoholem, a to spięcia z dorosłymi. Jest też wątek miłosnego
Po okresie obyczajowo i estetycznie rozszalałych eksperymentów w rodzaju "Kontenera" i "Dziury w sercu" Lukas Moodysson wraca swoim najnowszym filmem do stylu, w jakim rozpoczynał karierę. Podobnie jak zrealizowane 16 lat temu "Fucking Amal", "We Are the Best" przynosi niezwykle celny portret niedoli okresu dojrzewania. Szwedzki reżyser jak mało kto zdaje się umieć uchwycić ten moment, w którym wielka niewiadoma dorosłej przyszłości powoli zaczyna nabierać kształtów.

Moodysson opiera swoją historię na znajomym schemacie. Dwie szkolne outsiderki postanawiają założyć zespół punkowy – znajdują trzecią towarzyszkę, pokonują szereg przeciwności na swojej drodze i w finale mogą wreszcie zagrać pierwszy koncert. Ale konwencja "filmu o początkującej grupie muzycznej" dostarcza twórcy zaledwie szkielet, który może swobodnie obudowywać tym, co go interesuje. A nie jest to mechanika fabuły i tak zwane "perypetie". Brak w "We Are the Best" jakichś szczególnych dramaturgicznych wybojów, są za to wiarygodnie oddane realia (Szwecja lat 80.) i akcent położony na pogłębienie charakterów. W rezultacie najnowszą propozycję Moodyssona ogląda się trochę jak dokument, przegląd najważniejszych momentów z kilku miesięcy życia pewnej pary 13-letnich uczennic. To kino totalnie niepozorne, ale zarazem absolutnie mistrzowskie. Aż prosi się o słowo "wirtuozerskie", ale kłóci się ono z wymową i tonem całości. Punk jest tu nie tylko na tapecie, jego duch czuje się w lekkiej, bezpretensjonalnej realizacji. Minimum środków, maksimum efektu.

Kluczem do sukcesu filmu jest obsada. Moodysson świetnie prowadzi swoje dwie młodociane aktorki. Mira Barkhammar i Mira Grosin wcielają się w Bobo i Klarę z taką łatwością, jakby grały same siebie. To odpowiednio skontrastowane bohaterki: pierwsza jest bardziej zamknięta w sobie i wycofana, druga – ekstrawertyczna i wyszczekana. Pierwsza mieszka samotnie z matką, druga żyje wśród rozkrzyczanych rodziców i rodzeństwa. Mimo tych różnic dziewczyny tworzą wspólny front. Razem nie chcą uwierzyć w pogłoski o tym, że punk się skończył, razem walczą z własnymi fryzurami, by były bardziej nastroszone, wreszcie razem decydują się stworzyć kapelę (mniejsza o to, że nie potrafią grać na żadnych instrumentach). Reżyser pokazuje ich życie w serii scenek rodzajowych: a to kłótnia na szkolnej stołówce, a to niezręczna przygoda z alkoholem, a to spięcia z dorosłymi. Jest też wątek miłosnego trójkąta – chyba najbliższy klasycznym scenariuszowym wymogom generowania konfliktów. Moodysson jednak ogrywa go bardzo subtelnie, bez zbędnego melodramatyzowania. Daje nam też uroczo trafny portret pierwszej niby-randki (odbywającej się pod przykrywką "wspólnego słuchania płyt"), gdzie dłonie już się dotykają, ale oczy jeszcze wędrują nieśmiało po zakamarkach ścian i sufitu. W centrum filmu pozostaje jednak przyjaźń Klary i Bobo oraz ich wspólna walka ze światem.

Już pierwsza (i całkiem możliwe, że jedyna) piosenka napisana przez dziewczyny jest wyrazem punkowego buntu, choć jest to bunt iście gimnazjalny: protest przeciwko... obowiązkowi zajęć z wychowania fizycznego. Moodysson opowiada bowiem swoją historię z humorem, ale nie traci z oka ważnych tematów. "We Are the Best" jest w gruncie rzeczy opowieścią o dziewczynach, które dają popalić chłopakom i stawiają czynny opór stereotypom płciowym i kanonom urody. Bohaterki toczą również światopoglądowe boje z Hedvig, którą zaprosiły do zespołu zachwycone jej muzycznym talentem. Lekcja o polityczności tego, co prywatne, przychodzi do nich w drodze dyskusji z gitarzystką, która jest zadeklarowaną chrześcijanką, a także na skutek afery wokół jej... fryzury. Dziewczyny roztrząsają nawet w którymś momencie kwestię istnienia boga. Na podstawie punkowego songu o wieszaniu stwórcy dochodzą do wniosku, że musi istnieć, żeby dało się go powiesić. Jak punk rock, to punk rock.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po kilku latach twórczego marazmu Lukas Moodysson powraca z filmowych zaświatów. Tym razem szwedzki... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones