"Slumdog. Milioner z ulicy", najnowszy film znanego brytyjskiego reżysera Danny'ego Boyle'a jest obrazem: A) wyjątkowym B) kiczowatym C) rozczarowującym D) ważnym Którą odpowiedź wybierasz?
"Slumdog. Milioner z ulicy", najnowszy film znanego brytyjskiego reżysera Danny'ego Boyle'a jest obrazem:A) wyjątkowymB) kiczowatymC) rozczarowującymD) ważnymKtórą odpowiedź wybierasz? Jesteś pewna? To ostateczna decyzja? Zdecydowałeś? Nie musisz... Jamal (Dev Patel) ma osiemnaście lat i jest o pytanie od głównej wygranej w "Milionerach". Indyjskich "Milionerach". Rozgrywkę przerywa gong, a młodzieniec z telewizyjnego studia zostaje zabrany przez policję. Niemożliwe, żeby chłystek sam dotarł tak daleko, ktoś musi podsyłać odpowiedzi... Zaczyna się znakomicie. Żaden ze składników opowieści nie jest nowy, technicznie także nie ma niczego, czego - zwłaszcza w ostatniej dekadzie - byśmy nie widzieli. A jednak ma się wrażenie obcowania z czymś odświeżającym, przełamującym konwencję. Boyle podejmuje ryzyko, łączy dwa niepasujące do siebie światy, i - do czasu - wygrywa. Mamy do czynienia z dramatem społecznym, brutalnym pod względem treści, zaskakującym lekkością użytych środków. Wizualnie to cukierek, i to nie psychodeliczny. Skomercjalizowane MTV do kwadratu. Feeria barw, świetna muzyka (m.in. pasująca jak nikt inny M.I.A.!), lekko przerysowane dorosłe postaci, ogólnie bajkowy klimat. Co najdziwniejsze i najistotniejsze, ani na chwilę nie traci się poczucia obcowania z rzeczywistością. Odyseja chłopców, braci osieroconych w religijnych zamieszkach, wciąga i porusza. Wędrują nie przez Indie z turystycznego folderu, rodzące się supermocarstwo, a krainę slumsów i etniczno-religijnych krwawych sporów. Kraj, w którym dominuje jedno prawo - silniejszego. Boyle'owi często wystarcza jedno ujęcie, by pokazać najważniejsze: niewyobrażalną biedę i organicznie związane z nią uczucia nienawiści, strachu, nadziei, samotności. Już, już rodzi się pytanie, czy nie jest to aby przypadkiem arcydzieło, współczesne bo współczesne, ale arcydzieło, gdy nagle wszystko się psuje. Prawie dokładnie w połowie seansu obraz zaczyna tracić moc. Niemal niezauważalnie, stopniowo, ale jednak film zmierza w stronę maksymalnie uproszczonego happy endu. To, co było największym atutem, zamienia się w puste efekciarstwo. Pojawiają się dziury w scenariuszu (czy w książce również?), a kicz jest już tylko kiczem. Nie wzmacnia jak dotychczas przesłania, po prostu jest. I tak aż do fatalnego finału. Przy którym warto się zatrzymać. To prawda, że choreograficzne popisy tuż przed lub pod napisami to element stały i typowy dla kina Bollywood. Problem w tym, że "Slumdog" nie jest produkcją bollywoodzką. Na upartego można odczytać zakończenie jako hołd złożony tamtejszej kulturze, kinu. Narzuca się jednak inna interpretacja - Boyle w ten sposób, nieświadomie?, daje wyraz zachodniemu poczuciu wyższości. Zdaje się mówić: Patrzcie, potrafię tak jak wy, a nawet lepiej. Nie dostrzega, że równocześnie unieważnia emocje, które film wywołał w pierwszej części, ostatecznie zabija jego autentyczność. Szkoda... Choć trzeba przyznać - rzadko trafia się dzieło, który najpierw rozbudza takie nadzieje, a potem tak rozczarowuje. W 30 minut. ... się śpieszyć. Pamiętaj, każda odpowiedź może być prawidłowa.