Recenzja filmu

My Fair Lady (1964)
George Cukor
Audrey Hepburn
Rex Harrison

Ostani szlif

Zachęcony entuzjastycznymi komentarzami użytkowników, postanowiłem zobaczyć obsypany nagrodami musical "My Fair Lady". Cóż mogę rzec? Przyzwoite rzemiosło, które warto obejrzeć. Fabuła -
Zachęcony entuzjastycznymi komentarzami użytkowników, postanowiłem zobaczyć obsypany nagrodami musical "My Fair Lady". Cóż mogę rzec? Przyzwoite rzemiosło, które warto obejrzeć. Fabuła - niezwykle oryginalna i pomysłowa. Historia awansu społecznego, jakiego dokonuje zwykła prosta dziewczyna, niejednokrotnie rozbawi nas do łez. Otóż dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, w mało eleganckiej sytuacji spotyka profesora fonetyki, Henry'ego Higginsa, który słysząc jej uliczny slang, postanawia pod wpływem chwili założyć się ze swoim znajomym, pułkownikiem Pickeringiem, że jest w stanie z ulicznej kwiaciarki władającej rynsztokową angielszczyzną uczynić dystyngowaną damę, zaś ludzie z wyższych sfer będą myśleć, że jest to księżniczka. Akcja pełna jest wątków pobocznych, które (niestety) w drugiej części filmu zostają dość pobieżnie zakończone lub w ogóle niewykorzystane (jak np. wątek Freddy'ego). Ogólnie ujmując, w pierwszej części filmu widz może zagłębić się w intrygę, przyglądnąć się niekonwencjonalnym (i jakże zabawnym!) metodom nauki języka w wykonaniu  profesora Higginsa i zobaczyć przemianę pyskatej dziewczyny z ulicy w dystyngowaną damę (warto zaznaczyć, że nie obędzie się bez wpadek i gaf). Druga część filmu jest jednak niedopracowana. Akcja traci tempo, nie osiąga punktu kulminacyjnego (którym, jak się mogło wydawać, winien być bal w ambasadzie), tylko go omija. Najbardziej nie podobał mi się fakt, że film nie posiadania w zasadzie definitywnego zakończenia! Nie godzi się, aby w filmie takiego typu, jak musical, nie było piosenki czy chociażby sceny stricte finałowej. Cóż, wbrew woli scenarzysty, kwestia "Gdzie są moje kapcie" nie przeszła do historii, odwrotnie niż zdania "Nikt nie jest doskonały" czy "Niech Moc będzie z tobą". Po obejrzeniu pozostaje rozczarowanie, gdyż po takiej historii z pewnością spodziewaliśmy się zaskakującej puenty. Brakuje ostatniego szlifu. Niesprawiedliwie to niedociągnięcie rzutuje na całość filmu. Z kwestii technicznych na uwagę zasługuje dobra gra aktorów (zwłaszcza Harrison w roli Higginsa) - kreowane postacie są autentyczne i przekonujące, żadna nie trąca sztucznością czy udawaniem. Jest to musical, więc oprawa dźwiękowa filmu jest niezwykle ważna. I z tej strony nie mam nic do zarzucenia - świetne melodie skomponowane przez Fredericka Loewe'a, niezwykle przyjemne dla odbiorcy i fantastyczne wykonanie piosenek przez aktorów. Niektóre sceny są jednak w moim subiektywnym odczuciu nieco przydługie. Scenografia i otoczenie doskonale oddaje klimat Londynu początku wieku XX - "lepsze" dzielnice są czyste i schludne, te biedniejsze zatłoczone i ciemne. Jedynie w ujęciach z wyścigów w Ascot widać, że były nagrywane w studiu. Ale to nie ujmuje nic obrazowi, gdyż jest to ekranizacja sztuki, która z natury jest bardziej statyczna aniżeli film. Warto zobaczyć i wyrobić sobie własną opinię. Zachęcam!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Król Cypru, Pigmalion, zakochał się w wyrzeźbionym przez siebie z kości słoniowej posągu kobiety, którą... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones