Recenzja filmu

Bestia (2011)
Christoffer Boe
Nicolas Bro
Marijana Jankovic

Podróż do królestwa Id

"Bestia", podobnie jak wcześniejsze filmy Boego, jest niczym safari po ziemiach Id. To podróż niebezpieczna, ale jedyna w swoim rodzaju, dlatego warto się w nią udać.
Jeśli wierzyć temu, co na spotkaniu z widzami powiedział reżyser "Bestii" Christoffer Boe, jego najnowszy obraz jest próbą odarcia miłości z przesłodzonego kostiumu znanego z komedii romantycznych i romansów. I oczywiście jest to prawda. Jednak dla tych, którzy znają wcześniejszą twórczość Duńczyka, jego nowe dzieło będzie czymś znacznie większym i ważniejszym.

W swojej podstawowej warstwie fabularnej "Bestia" jest historią związku Bruno i Maxine. Związek ten jest pełen namiętności, co jest jego błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Na wysokich emocjonalnych obrotach nie można bowiem zbyt długo funkcjonować, tymczasem Bruno jest tak zachłanny w swoim uczuciu, że nie cofnie się przed niczym, by zaspokoić głód miłosnej obsesji. Osaczona Maxine z jednej strony jest niczym żaba zahipnotyzowana przez węża, z drugiej znalazła sobie już nieco bardziej przyziemnego i przewidywalnego kochanka.

Jednak ten, kto próbuje odbierać dzieło Boego w sposób dosłowny, skazuje się na ogromny ból głowy. Fabuła nie ma bowiem charakteru linearnego. Nigdy nie jesteśmy do końca pewni tego, co się wydarzyło naprawdę, a co jest jedynie wytworem chorej wyobraźni. Straszliwą zagwozdkę sprawi widzom zakończenie, jeśli naprawdę poszukują zero-jedynkowej odpowiedzi. U Boego liczy się bowiem reakcja emocjonalna i intelektualna na obrazy, a nie sama historia. Zamiast Maxime i Brunona na ekranie mogliby się pojawić inni ludzie w zupełnie odmiennym otoczeniu. Liczy się tylko i wyłącznie przekaz meta, a ten jest dość czytelny. Miłość ma tu charakter nienasyconego głodu, jest reakcją nie tylko psychiczną, ale i fizyczną. Forma ma po prostu być jak najbardziej sugestywna, byśmy mogli sami na sobie odczuć to, co jest indywidualnym, a przez to niedostępnym innemu człowiekowi, doświadczeniem.

"Bestia" idealnie wpisuje się w ciąg obrazów Boego, tworząc jeden wielki fresk o wielu poziomach interpretacyjnych. Reżyser obsesyjnie powraca do swych ulubionych wątków: związku twórcy z jego dziełem, konfrontowanie braku obiektywnej rzeczywistości ze spójnością wewnętrznego przeżycia, niemożliwością wiecznej (a przynajmniej długotrwałej) miłości. Najnowszy film najbardziej odwołuje się do "Rekonstrukcji", "Offscreen" i "Wszystko będzie dobrze". Znana z tamtych filmów konstrukcja została pokazana znów z innej perspektywy i wzbogacona o nowe elementy.

Nawet jeśli istnieje ryzyko, że nie zrozumiecie filmu Duńczyka lub że wzbudzi Wasze głębokie zmieszanie, i tak zachęcam Was do obejrzenia "Bestii". Boe jest estetycznym geniuszem. W jego filmach zdjęcia zawsze są na najwyższym poziomie. Praca kamery sprawia, że granica intymności staje się niezwykle cienka, tak że możemy dotknąć nagich, nieokiełznanych emocji. Jest to świat mroczny, odurzający i zachwycający. Nie bez powodu czysty rezerwuar ludzkich uczuć znajduje się w królestwie Id. Człowiek oszalałby, gdyby miał kontakt z surowymi, nieułożonymi emocjami. "Bestia", podobnie jak wcześniejsze filmy Boego, jest niczym safari po ziemiach Id. To podróż niebezpieczna, ale jedyna w swoim rodzaju, dlatego warto się w nią udać.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones