Recenzja filmu

Wścieklizna (2010)
Aharon Keshales
Navot Papushado

Wściekły debiutant

Aharon Keshales i Navot Papushado w swoim debiucie reżyserskim nakręcili film uznawany za pierwszy pełnometrażowy horror izraelskiej produkcji. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z kolejnym
Jest takie określenie w kontekście filmów jak "komedia pomyłek". I można by tak było powiedzieć o izraelskim "Kalevet" (pol. "Wścieklizna") gdyby nie fakt, że nie ma w nim zbyt wiele z komedii.

Aharon Keshales i Navot Papushado w swoim debiucie reżyserskim nakręcili film uznawany za pierwszy pełnometrażowy horror izraelskiej produkcji. Trafiamy w nim na bezdroża leśnego rezerwatu, terenu z pozoru odludnego, na którym z czasem splatają się ze sobą losy diametralnie różnych od siebie postaci. Jedyną wspólną cechą bohaterów jest to, że spotykają się wpół drogi do swojego uprzednio określonego celu. I tak mamy uciekające z domu rodzeństwo skrywające mroczny sekret, czwórkę przyjaciół zmierzających na zawody tenisowe, dwóch nie do końca praworządnych policjantów, myśliwego z psem oraz podejrzanego mężczyznę w kombinezonie, prawdopodobnie seryjnego mordercę. Nie każdy ma tutaj dobre zamiary, a sam las również naszpikowany jest czyhającymi na bohaterów pułapkami.



Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z kolejnym slasherem. Z każdą jednak minutą przekonujemy się, że, jak przystało na film z egzotycznego kraju, "Kalevet" w równie egzotyczny sposób traktuje schematy. Twórcy za nic mają sobie konwencję, przemieszczając zazwyczaj z góry ustalone w gatunku źródło zła poprzez wprowadzanie kolejnych postaci i zwracanie ich przeciwko sobie. Nikomu już nie można ufać, zagubienie stopniowo zaczyna mieszać się z niepokojem, przechodzącym w strach, paranoję aż do zwierzęcej furii, analogicznie do tytułowej "Wścieklizny", znajdującej ujście w ślepej, nie zawsze poprawnie skierowanej agresji (w tym miejscu wypada zwrócić uwagę na doskonale wykonaną, bardzo realistyczną charakteryzację obrażeń, za którą przyznano w 2011 r. nagrodę Izraelskiej Akademii Filmowej Ofir).



Fabuła filmu nie skupia się na jednej grupce bohaterów. Zapoznaje nas z kolejnymi, obcymi sobie postaciami i intryguje sposobem, w jaki wiąże je ze sobą, jak odwraca określone wcześniej role i jak bawi się z widzem, udowadniając mu, że nic tak naprawdę nie jest takie, jakie się wydaje. Zatwardziali koneserzy kina stalk'n'slash mogą mieć Keshalesowi i Papushado za złe tę wywrotowość, inni z kolei docenią wyjście z ram gatunku.

"Kalevet" może i nie zrewolucjonizował, ani nie zredefiniował pojęcia "slashera", jest jednak jego zaskakująco oryginalnym reprezentantem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bezwzględnemu zabójcy w odosobnionej okolicy za miastem udaje się złapać w zmyślną pułapkę młodą... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones