Recenzja serialu

Garth Marenghi's Darkplace (2004)
Richard Ayoade
Richard Ayoade
Alice Lowe

Witamy w latach osiemdziesiątych

Na serial "Garth's Marenghi's Darkplace" trafiłam przypadkowo i szczerze mówiąc mam nadzieję, że w życiu częściej uda mi się trafić na podobne produkcje tym właśnie sposobem. Tytułem wstępu: jest
Na serial "Garth's Marenghi's Darkplace" trafiłam przypadkowo i szczerze mówiąc mam nadzieję, że w życiu częściej uda mi się trafić na podobne produkcje tym właśnie sposobem. Tytułem wstępu: jest to z pewnością serial wpisujący się w istniejącą od pewnego czasu w brytyjskiej komedii tendencję łączenia groteski i komedii z horrorem, co czasem wychodzi lepiej, a czasem gorzej – w tym wypadku z pewnością się to jednak udało. Tytułowy Garth Marenghi, z dystansem zagrany przez Matthew Holnessa, to antypatyczny, zakochany w sobie twórca horrorów, który wspomina przed kamerami swój występ w ekranizacji własnej powieści, rozgrywającej się w szpitalu o nazwie "Darkplace". Biorąc pod uwagę megalomanię tytułowego bohatera, łatwo się domyślić, że gra on w tejże ekranizacji główną rolę. Pozostali bohaterowie serialu to postaci równie wyraźnie zarysowane, by nie powiedzieć przerysowane; świetny Matt Berry w roli doktora Sancheza, szpitalnego podrywacza, znakomicie operuje głosem, co skutecznie wywołuje efekt komediowy, natomiast Alice Lowe, jako lekarka obdarzona mocami telekinetycznymi, umożliwiającymi jej czytanie w cudzych myślach, udanie gra w sposób sugerujący brak życia wewnętrznego postaci. Serial, mający na celu oddanie zarówno atmosfery, jak i graficznej strony produkcji tworzonych w latach 80., nie tylko świetnie przejaskrawia klisze i utarte schematy kina niezapomnianych lat 80., ale również z wdziękiem wykorzystuje słabości ówczesnej techniki - większość scen zawiera bowiem nawiązania do panującej wówczas stylistyki (np. wyraźna żyłka przywiązana do atakującego pielęgniarza zszywacza czy widok szpitala z lotu ptaka, na którym budynek przypomina tekturową makietę). Główni bohaterowie muszą radzić sobie z niesamowitymi zjawiskami zachodzącymi na terenie szpitala - czy to ze "szkocką mgłą", zieloną chmurą zamieniającą ludzi w warzywa, czy to z wielką gałką oczną w wełnianej czapeczce, która mimo tego, że odgryza ludziom palce, zostaje adoptowana przez głównego bohatera i ochrzczona imieniem "Skipper". Groteska idealnie wtapia się w atmosferę lat 80., co zostało podlane muzyką z "epoki", ale to właśnie sposób prowadzenia akcji jest godny największego podziwu - parodia płynnie przechodzi bowiem w części, które mają być w zamierzeniu mroczne. Całość jest istną perełką w swoim gatunku i chociaż pod względem dostępności należy do rzeczy raczej "niszowych", wydaje mi się, że ma szanse na zaskarbienie sobie względów wielu odbiorców. Jedyną rzeczą, w związku z którą mam mieszane uczucia, jest postać grana przez Richarda Ayoade. Jest to już trzecia rola, w której go widzę i po raz trzeci widzę również maminsynka o nieskoordynowanych ruchach, który na dodatek mówi zadziwiająco wysokim głosem. W tym serialu miał on za zadanie zagrać źle, wcielając się w rolę producenta bez przygotowania aktorskiego, który gra w swojej własnej produkcji, aby zdobyć sławę. I Ayoade zagrał źle, klepiąc swoje linijki przy użyciu arsenału mylących dla widza gestów - tylko odpowiedź na pytanie, czy jest to w tym przypadku jego aktorski sukces, nieco mnie przerasta. Oddaję mu jednak honory za to, że "Darkplace" można nazwać jego "dziełem" niemal autorskim; oprócz tego, jego sympatyczna aparycja i pewna niezdarność dość skutecznie odciągają uwagę od aktorskich niedociągnięć. Jak dla mnie, serial zachowuje zdrową równowagę pomiędzy komedią a horrorem, idealnie balansując pomiędzy konwencjami obu gatunków. Dlatego też z czystym sumieniem jestem w stanie wystawić mu najwyższą ocenę w "swojej półce", wybaczając twórcom nieco słabsze momenty (dotyczące głównie scenariusza), których jednak jest naprawdę niewiele. Jednocześnie mam jednak nadzieję, że seria otoczona już kultem na Zachodzie nie doczeka się kontynuacji, chociaż fani produkcji masowo podpisują zamieszczoną w Internecie odpowiednią petycję. Moim zdaniem pomysł wyeksploatowano już dostatecznie, a wszyscy wiemy, jak łatwo zniszczyć status produkcji kultowej niewłaściwym, nastawionym na zysk, posunięciem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones