Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Rambo 4, czyli rzeź niewiniątek

Co przeciętny Amerykanin może wiedzieć o Birmie? Biorąc pod uwagę, że co drugi mieszkaniec tego zacnego i przebogatego kraju kończy swoją edukację w wieku 15 lat, a atlasu geograficznego używa, kiedy chce ubić muchę w toalecie. Dowody poziomu intelektualnego i wszechstronności możemy znaleźć na popularnej stronie internetowej YouTube, kiedy to Amerykanie odpowiadają na (wydaje się proste) pytania. Padają tam "przeciekawe" odpowiedzi takie jak: Izraelici to chrześcijanie, Fidel Castro to piosenkarz, a kraj na literę "U" to na przykład Jugosławia. Co więc przeciętny "Jaśko" może wiedzieć o Birmie? Yyyy – Nic?

Czy nowy Rambo wykorzystuje zatem niewiedzę przeciętnego widza Amerykańskiego? Tak (!)
Film pokazuje, że źli skośnoocy, zabijają neutralnych skośnookich i porywają dobrych białych. Na ratunek rusza ekipa wyszkolonych najemników (którzy w rezultacie okazują się gorsi w walce od birmańskich misjonarzy), no i oczywiście nasz John – początkowo w roli przewodnika o usposobieniu buddyjskiego mnicha, aby w mgnieniu oka stać się Robin Hoodem, nożownikiem i terminatorem w jednym.

Mimo, iż scenariusz jest płytki i prosty jak budowa cepa, film mi się podobał. Dlaczego? Bo jeszcze moje oczy nie oglądały filmu akcji połączonego z czymś na wzór "Wzgórza mają oczy" czy "Teksańskiej masakry...Wszyscy fani poprzednich części Rambo (ja również nim jestem) mają teraz o 20-30 lat więcej, wiec twórcy nowiusieńkiego "Johna vel Stallone" musieli wziąć to pod uwagę, no i niewątpliwie wzięli, pytanie, czy aby tylko nie za bardzo. No, ale przeanalizujmy wszystko kroczek po kroczku.



Po pierwsze "primo" – odwieczna walka pomiędzy Sylvestrem S., a kolegą po fachu Arnoldem S. dobiega końca. Arnold postanowił zająć się chwilowo czymś innym, co zostało skrupulatnie wykorzystane przez Sylvestra – 2 kolejne części sławnych filmów, w roli głównego bohatera i reżysera zrobiły swoje. Stallone stał się "debeściakiem" światowego kina akcji. No, ale wracajmy do filmu.

Po drugie "primo" – Nowy Rambo to już nie młodzian ślepo wierzący w ideały amerykańskiej armii. Nowy Rambo jest wkurzony i cyniczny, rzuca wulgaryzmami, (co prawda to głównie "faki", ale dobre i to). Nowy Rambo jest mądry i doświadczony, wygłasza głębokie mądrości, takie jak "zabijanie jest tak proste jak oddychanie" czy "pierdolić ten światNowy Rambo jest zmęczony – łowi ryby i uprawia maciejkę. Nowy Rambo jest zupełnie "nierambowy", aż do momentu, kiedy dajemy mu pretekst, by w końcu znowu zaczął zabijać. No i możemy zacząć kręcić…

Po trzecie "primo-ultimo" – jatka taka, że niektóre sceny nadawałyby się do trzeciej części filmu "HostelSylwek zafundował nam 236 martwych ciał, litry rozlanej krwi i tony flaków. Do lamusa przechodzi już padanie w kałuży krwi, tu każdy strzał odrywa głowę albo kończynę. 61-letni John Rambo pruje z luku, wyrywa grdyki, tnie maczetami ciała w pół i strzela ze wszystkiego, co nawinie mu się pod rękę.

Film mało realistyczny, czasem absurdalny, fabularnie słaby, pełen bezmyślnej przemocy, czasem nienaturalnych efektów i głupkowatych dialogów, ale mimo wszystko dla mnie bomba, bo co z tego skoro jest dobra zabawa. Nie mamy do czynienia z dramatem psychologicznym, tu drodzy państwo chodzi o efekciki, strzelaninę i ogólną rozpierduchę.
Świetna alternatywa dla współczesnych filmideł akcji, pełnych metroseksualnych lalusiów w skórkowych płaszczykach, którzy latają niczym Max Payne w slow-motion przy głupiej techniawce w tle.

Podsumowując, po obejrzeniu "Rambo 4" byłem podjarany, jak po obejrzeniu Scoobiego Doo w wieku 10 lat, film ten spełnił to, czego się spodziewałem – dobra zabawa. John ma w sobie olbrzymiego "pałera" i daje widzowi wyrazistego kopa. Pominę fakt, że po pierwszych 30 minutach zawiewało nudą i przysypianiem w fotelu, ale zostało to wynagrodzone rozwałką Birmy, aż do samych napisów końcowych. Tak fajnego kina akcji nie było od dawna. Mówię zatem Panu Sylvestrowi S. i Johnowi Rambo w jednej osobie – TAK! – I mam nadzieję, że powstanie część piąta.

Moja ocena:
8
Send me dead flowers to my wedding and I won't forget to put roses on your grave.
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje