Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Co za dużo to nie zdrowo

Każdy prawdziwy fan kina akcji z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych doskonale wiedział, co się szykuje, gdy w 2010 pierwsza część "Niezniszczalnych" trafiała na ekrany kin. Od razu było wiadomo, że to pewnego rodzaju nostalgia, którą Sylvester Stallone chciał zafundować sobie i wszystkim fanom tego typu kina na całym świecie. Dlaczego? A no dlatego, że od nowego millenium nie ma już prawdziwego kina sensacyjnego. Twórcy filmowi ewolucyjnie zaczęli przechodzić na zimny realizm i przestali gloryfikować niezniszczalnych herosów, którzy jak tylko chcą, to potrafią zrobić wszystko. 

Nikt nie oczekiwał zbyt wiele po pierwszych "Niezniszczalnych", liczyła się tylko wielka zadyma... i taka rzeczywiście była. Jednakże to, co różni część trzecią od pozostałych dwóch, to nadmiar akcji, a brak fabuły. Kino akcji to w gruncie rzeczy akcja tylko z definicji, bo jeżeli sobie przypomnimy żelazne tytuły z tej kategorii z lat 80. i 90., to zauważymy, że nie ma tam ciągłej, nieustannej wręcz akcji, w każdej sekundzie trwania filmu. "Niezniszczalni 3" są oparci na modelu nieustannych fajerwerków i wystrzałów, a to sprawia, że nie mamy do czynienia z prawdziwym kinem sensacyjnym, a nudnym i jednostajnie podążającym teledyskiem.



W trzeciej odsłonie tej serii nie ma praktycznie żadnych zalet, a zasadniczą pomyłką jest źle dobrana obsada. Zwłaszcza jeżeli chodzi o główny czarny charakter. Twórcy filmu postanowili, że Conrad Stonebanks (Mel Gibson) będzie takim konsensusem pomiędzy niezniszczalnym, twardym złoczyńcą, który walczy wręcz i jednocześnie przebiegłym bandytą w garniturze. Takie coś sprawia, że gdy dochodzimy do momentu kulminacyjnego w filmie, można sobie wyobrazić, że nie będziemy mieli do czynienia z widowiskowym finałem. O ile w pierwszej części James Munroe (Eric Roberts) to przestępca, który nie walczy, a jedynie posługuje się siła elokwencji i zasłania się napakowanym gorylem Painem (Steve Austin), poprzez drugą część, w której to Jean Vilain (Jean-Claude Van Damme) jawi się jako ten zły, który sam potrafi o siebie zadbać i wykonać kopnięcie z półobrotu, o tyle w najnowszej odsłonie "Expendables" nie wiadomo, czego mamy się spodziewać po Stonebanksie. Mel Gibson nigdy nie był aktorem kina akcji, dlatego twórcy filmu powinni zdecydowanie zrobić z niego wyrafinowanego, inteligentnego przestępce, który nie brudzi sam sobie rączek, a posługuje się swoimi żołnierzykami. Jednakże dostaliśmy w zamian zupełnie coś innego, gdyż Conrad Stonebanks to postać, która nie jest ani za bardzo skierowana w stronę czystej przemocy i demolki, ani w stronę popełniania zbrodni bez kontaktu fizycznego.

Oczywiście nie możemy mówić, że mamy do czynienia z dobrym filmem, nawet gdy mamy na myśli pierwszą odsłonę "Niezniszczalnych", bo to jest jedynie przewidywalna rozrywka bez gry aktorskiej i z cienkimi jak igła żartami oraz ripostami herosów. Możemy natomiast powiedzieć, że pierwsza część jest filmem dobrym w swoim gatunku, i tak właśnie wolałbym mówić o filmie z 2010 roku, bo najnowsza produkcja serii wydaję się filmem, w którym za wszelką cenę chciano pokazać jak najwięcej wybuchów, strzelanin i bójek, a to wszystko po to, żeby sprawić wrażenie, że jest to pewnego rodzaju wyznacznik "nowoczesnego" kina akcji. Niestety, to, co wyszło z nadmiaru fajerwerków, to kicz i głupota w najczystszym wydaniu. 

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje