Recenzja filmu

Dobre chęci (2011)
Adrian Sitaru
Bogdan Dumitrache
Nataşa Raab

Zagadać neurozę

"Dobre chęci" nie są filmem złym. Jednak trudno nie czuć rozczarowania, kiedy  krajanie reżysera prezentują o wiele ciekawsze historie filmowe.
Ostatnimi czasy przez polskie kina przemknęło kilka filmów z Rumunii. Pokazywały one tamtejszą kinematografię w bardzo korzystnym świetle. Mogliśmy tylko bezradnie i z zazdrością patrzeć, jak tam za małe pieniądze, przy użyciu najprostszych środków tworzy się prawdziwą magię kina. Dlatego też po "Dobrych chęciach" odetchnąłem z ulgą. Film ten bowiem przywraca równowagę, pokazując, że nie każdy rumuński film to "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni".

"Dobre chęci" to psychologiczny portret Aleksa. Kiedy dowiaduje się, że jego matka trafiła do szpitala, rzuca wszystko, by do niej pojechać. Zwykła synowska troska szybko okazuje się być tylko maską, za którą kłębią się kompleksy i lęki. Wątpliwości dotyczące opieki medycznej czy stanu zdrowia rodzicielki powoli nakręcają spiralę obsesji i paranoi. Neurotyczna osobowość Aleksa ujawnia swe prawdziwe oblicze w serii coraz bardziej absurdalnych scen, które z osobna mogłyby zostać usprawiedliwione, ale razem tworzą niepokojący obraz.

Reżyser Adrian Sitaru sam miał sporo dobrych chęci przygotowując film. Pomysł, by zastanowić się nad tym, czym tak naprawdę jest normalność i gdzie przebiega granica między neurozą a patologią, był bardzo intrygujący. Niestety z realizacją już mu tak dobrze nie poszło. Podstawowym błędem było bombardowanie widza całą masą dialogów. Rozmowy o niczym są męczące i sam fakt, że brzmią naturalnie nie jest w tym przypadku wystarczającym usprawiedliwieniem. W pewnym momencie ma się wręcz wrażenie, że twórcy chcą nas zagadać na śmierć. Gdyby lepiej dawkowano nam te rozmowy albo ubrano je w inne wizualne szaty, miałoby to więcej sensu. A tak zbyt łatwo jest się domyślić, do czego te wszystkie gatki-szmatki są reżyserowi potrzebne i po prostu przestaje się bohaterów słuchać. Kiedy bowiem wiemy, czemu rozmowy służą, to, co bohaterowie mówią staje się nieistotne, ważne jest jedynie to, że mówią.

Dużym problemem jest strona wizualna obrazu. Sitaru wykorzystuje kilka różnych estetyk. Czyni to niestety w sposób niekonsekwentny, jakby brakowało mu poglądu na całość i skupiał się jedynie na tym, jak dana scena będzie wyglądać. I rzeczywiście, wiele sekwencji w oderwaniu od filmu jest bardzo ciekawie sfilmowana. Ale dzieło filmowe jest czymś więcej niż tylko sumą poszczególnych ujęć. A u Sitaru tej kumulującej wartości po prostu nie widać. Została zagrzebana w zbiorowisku chaotycznych obrazów.

"Dobre chęci" nie są oczywiście filmem złym. Sitaru trzyma przyzwoity poziom. Jednak trudno nie czuć rozczarowania, kiedy jego krajanie prezentują o wiele ciekawsze a równie proste historie filmowe.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones