Recenzja filmu

Ludzie krety (1956)
Virgil W. Vogel
Nestor Paiva
Alan Napier

In archaeology all things are possible

Gdyby ktoś zadał mi pytanie, jaki film Universal Studio's uważasz za najbardziej kiczowaty, bez wahania odpowiedziałbym, że to "Ludzie krety". Fabuła, która na początku wydaje się całkiem znośna,
Gdyby ktoś zadał mi pytanie, jaki film Universal Studio's uważasz za najbardziej kiczowaty, bez wahania odpowiedziałbym, że to "Ludzie krety". Fabuła, która na początku wydaje się całkiem znośna, przeradza się nagle w pseudo-naukowe wariacje, które tylko coraz to bardziej śmieszą widza. Cały scenariusz opiera się na dosyć solidnym pomyśle, wnętrze ziemi kryje nieznane, więc dlaczego by nie opowiedzieć widzowi, że tuż pod powierzchnią planety czają się bestie złaknione pięknych kobiet i inteligentnych naukowców. To jeszcze nie koniec - nad bestiami starają się zapanować ludzie albinosi, w dodatku wykorzystują owe bestie do produkcji pożywienia. Jedyne, co dziwi, to fakt, że owe rasy żyły w ukryciu tak długo.

Jednak na trop owych dwóch ras wpada pewna grupa archeologów. Której dzielnie przewodzi Dr Roger Bentley, w tej roli John Agar, który wręcz wypromował się na dziełach o podobnej maści. Oczywiście nasz doktorek to przystojny i dowcipny jegomość, który nie odpuści ani albinosom, ani ludziom kretom. Kiedy już akcja się zazębia, widz rozumie, że cała absurdalna fabuła to nie koniec kiczu w filmie. Dialogi to czysta esencja kina klasy B, cytaty typu: "oni mówią naszym językiem" czy "uczyliśmy się waszej mowy z kamiennych tablic" od razu wprowadzają ironiczny uśmiech na twarzy widza, ale to dopiero początek.
Dekoracje, które starają się w każdym kadrze naśladować wnętrze ziemi, to skały stworzone z tektury, każda budowla została nieporadnie namalowana na płótnie, przez co momentami widz traci perspektywę w stosunku co do bohaterów i wnętrz, w których się znajdują. Błędy logiczne, takie jak tłumaczenie przez albinosów, że wywodzą się z cywilizacji  sumeryjskiej - a w grobowcu widać wyraźnie egipskie hieroglify - nie powalają widza. Mówiąc szczerze, najlepiej wypadają kostiumy i makijaż, bo co jak co, ale śnieżno biała karnacja albinosów bije wręcz z ekranu, a ich stroje ciekawie się komponują, dzięki czemu przypominają pomalowanych na biało tybetańskich mnichów, i naprawdę nie przesadzam z tym określeniem. Największym kąskiem są oczywiście tytułowi ludzie krety. Ktoś, kto stworzył ich kostiumy, musiał mocno popuścić wodzę fantazji, wystroił bowiem owe kreatury w przymałe garnitury, które strasznie krępują ich ruchy, a ich facjaty wcale nie przypominają kretów. Raczej kosmicznych najeźdźców, w dodatku mają wielkie pazury, którymi potrafią nie tylko kopać tunele, ale także świetnie walczyć. Ich przysmakiem są piękne kobiety i grzyby, które występują wyłącznie w owych terenach.

Jak widać, całość to bardzo naciągane dzieło, które naprawdę ma swój urok. Mimo niedociągnięć dzieło potrafi zaciekawić widza, bo co jak co, ale absurd z ekranu uderza dosyć mocno. W tamtejszych czasach dzieła takie cieszyły się dużą popularnością. Może ciekawość ludzka kusiła tak mocno, że każdy bezsens serwowany z ekranu przyjmowano ze stoickim spokojem i ogromnym zaciekawieniem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones