Recenzja filmu

Bing-watching

Obcowanie z "Youth (Spring)" jest bez wątpienia przeżyciem trudnym; połączenie maratońskiego metrażu z repetytywną naturą wydarzeń składa się na niemal fizycznie wycieńczające doświadczenie
Milczący chiński chłopak przed odrapanym Singerem. Praca wre; terkot igły tłukącej o metalową podkładkę, dwie szpule nici, pracujące równolegle po obu stronach maszyny. Wycięte od formy tekstylia zamieniają się w gotowe do sprzedaży ubrania tak szybko, że trzeba dłuższej chwili na identyfikację odpowiedniej części garderoby. Dwa krańcowe rogi zespolone ze sobą tworzą nogawkę, przyszły ciuch złożony na zakładkę przejeżdża przez linię produkcyjną ludzkich dłoni i elementów stalowej konstrukcji. Gotowe spodnie trafiają na kupkę do kartonowego pudła, każdy produkt oznacza dla zgarbionego Chińczyka około 5 yuanów. Tego dnia odda jeszcze przynajmniej 200 rzutów. W perspektywie miesiąca: około 5000 tysięcy. Za mało. 

Cięcie. Szesnastoletnia dziewczyna łączy nicią szwy bluzki z uśmiechniętą mordką Myszki Miki. Tego dnia to pewnie już dziesiąta godzina przy maszynie. Kolorowe słuchawki w uszach odcinają od przesterowanej chińskiej ballady płynącej z radyjka. Drżąca kamera w końcu zostawia dziewczynę, wstaje od długiej ławy, żeby podsłuchać rwanego small talku gdzieś nieopodal. Dwóch kumpli próbuje przekrzyczeć nieznośny terkot maszyn. Gadają o dziewczynach, grach wideo i planach na przyszłość, ale są to raczej pozostawione bez odpowiedzi komunikaty niż żywa konwersacja – ta pojawia się dopiero, gdy tematem staje się maksymalizacja pracy; ile jeszcze muszą uszyć, ile już się udało, że to więcej niż miesiąc temu, ale wciąż mniej niż planowali. Zwłaszcza przy takich stawkach; gdzieś w głowie zaczyna tlić się idea walki o podwyżkę. Właściciel mikrofabryki jest jednak nieugięty, wyśmiewa nieformalnie zawiązany związek zawodowy, cichutka rewolucyjna myśl tłoczona do głów przez system spotyka się z rzeczywistością kapitalizmu. Jeśli im się nie podoba, mogą szukać innej pracy. Nie podoba im się, ale nie szukają. 

Cięcie. Młoda dziewczyna w ciąży, chce tego dziecka, ale wie, że jej nie stać. Pracodawca grozi, że jeśli urodzi, nie ma po co wracać, matka namawia ją do aborcji. Na uśmiechniętą jeszcze chwilę temu twarz ciężarnej wkrada się dobijająca melancholia. Cięcie. Starsza kobieta pakuje do wora resztki materiałów i wyrzuca je z balkonu, oburzeni sąsiedzi krzyczą, że powinna się nauczyć funkcjonować w społeczeństwie. Cięcie. Chłopak rzuca drugiemu szpulę, ten się wkurza i biegnie na niego z nożyczkami w dłoni. Cięcie. Okularnik żali się kolegom, że jego dziewczyna jest w ciąży, ale nie stać go na ślub. "Może rodzina ci pomoże?", "Ta, na pewno". Cięcie. Cięcie. Cięcie. 

Najnowszy film Wanga Binga podąża za strategią z epickiego (trwającego 8 godzin z hakiem) "Dead Souls" sprzed kilku lat. Cały film złożony będzie właśnie z takich mikrosekwencji; prawie czterogodzinna dokumentalna obserwacja wnętrz odzieżowych zakładów pocięta na 20-kilkuminutowe spotkania z innymi grupami pracowniczymi. Każde z nich będzie właściwie nie do rozróżnienia – wszędzie te same odrapane ściany, klaustrofobiczny ścisk, kakofonia stukania igieł, szelestu materiałów i podniesionych głosów. Reżyserska metoda jest bardzo konsekwentna. Bing stara trzymać kamerę jak najbliżej swoich bohaterów, ale jednocześnie trzymać emocjonalny dystans, tekstylne skrawki odbijają skrawki informacji wyniesionych z podsłuchanych rozmów. "Youth (Spring)" buduje wrażenie męczącego współuczestnictwa, nie jest zainteresowany psychologicznym pogłębieniem a’la Kazuhiro Soda, daleko mu też do systemowego studiowania trybików ekonomicznej opresji spod znaku Fredericka Wisemana. Ciężko jest więc myśleć i pisać o nim inaczej niż wrażeniowo. Historia, a właściwie jej szczątki mają organicznie wypływać z optyki zasiedziałego pracownika zmuszonego do otworzenia ust i pogadania z kimś o pogodzie, żeby nie zwariować. Wypluwane od czasu do czasu komunikaty okazują się ostatecznie ważniejsze dla nadawcy niż odbiorcy, stanowiąc fundamentalnie istotne potwierdzenie, że jest się kimś ponad złożonym z ludzkich tkanek przedłużeniem maszyny. 

Ciasnota "Youth (Spring)" jest tu nie tylko gwarantującym immersję efektem dokumentalizowania piekła pracy. Jeszcze mocniej bowiem działa na poziomie mentalnym, daje wrażenie braku ucieczki, braku alternatywnej rzeczywistości. Przeważnie pozbawione okien wnętrza przekładają się więc na psychologiczną duchotę pracowników, podglądanych wymiennie przy stanowiskach krawieckich lub w niemal identycznych kwaterach mieszkalnych. Te też budować będą zresztą dziwaczne poczucie alienacji w ścisku, niechcianej wspólnotowości, desperacko transformowanej w coś, co tylko przy gigantycznych pokładach dobrej woli można by nazwać "domem". Malutkim pokojom, w których skład wchodzą jedynie ustawione przy ścianach podwójne prycze, dużo bliżej do więzienia niż jakiegokolwiek substytutu mieszkania, za wyjątkiem oczywiście ich fikcyjnej możliwości ucieczki. Fikcyjnej, bo portretowana przez Wanga rzeczywistość prowincji Anhui nie daje jakichkolwiek innych zawodowych perspektyw. Setki identycznych baraków napędzają lokalną gospodarkę, tysiące pracowników z rolniczych zakątków dystryktu zakotwicza w mieście Zhili, by zarobić wystarczającą ilość pieniędzy do przeżycia kolejnych sześciu miesięcy. Dla niektórych z nich tempo okaże się zabójcze, 15-godzinny dzień pracy obniży efektywność, a wyczekiwany dzień wypłaty przyniesie jedynie wzruszenie ramionami. Plik banknotów podzieli się na kilka kupek, każda trafi do innego czekającego na zwrot zadłużenia kolegi. No cóż. Może za pół roku będzie lepiej. Może nie będzie. 

Obcowanie z "Youth (Spring)" jest bez wątpienia przeżyciem trudnym; połączenie maratońskiego metrażu z repetytywną naturą wydarzeń składa się na niemal fizycznie wycieńczające doświadczenie świadkowania krawieckiemu rzemiosłu. Przeżyciem potencjalnie tym trudniejszym, że reżyser zapowiedział już dwie kontynuacje, składające się docelowo na zespolony w jeden tytuł tryptyk. Spróbować jednak warto, choćby dla zagnieżdżonej w filmie możliwości wywrócenia perspektywy, zmuszającej do natychmiastowego wyrzucenia z szafy każdego zametkowanego sloganem "MADE IN CHINA" ciuszka. Gorzej, gdy okaże się, że po takim intuicyjnym umoralniającym geście nie masz już totalnie w czym chodzić. 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones