Saunatorium

Rzadko kiedy mówią tu twarze; prywatne opowieści częściej wychodzą jak gdyby wprost ze spoconej skóry. O historiach swojej cielesności mówią tu ciała, co wrażeniowo buduje zarówno intymność
Saunatorium
"Sauna to w 20% kąpiel, a w 80% networking" – mówi jedno ze współczesnych estońskich powiedzeń. I choć ten błyskotliwy aforyzm odnosi się do teraźniejszego, biznesowego charakteru sauniarskiej kultury, jednocześnie jasno pokazuje, że esencja nagiego siedzenia w ukropie tkwi w jego wspólnotowości. Słowo "kultura" pada tutaj nie bez przypadku. Tradycyjna sauna dymna to w Estonii jeden z fundamentów życia społecznego; dawne miejsce porodów i kuracji dla ciężko chorych, ale i przestrzeń, w której w trakcie jednego posiedzenia można naraz uwędzić zwisające z sufitu mięso i oczyścić swoją duszę. Dziś jej rytualny wymiar kończy się zazwyczaj na geście polewania gorących kamieni wodą z drewnianej chochli. "Siostrzeństwo świętej sauny" wchodzi jednak w tkankę zjawiska głębiej, przypominając o zaginionym gdzieś po drodze sakralnym pierwiastku tego doświadczenia.

Dokument Anny Hints za swoje bohaterki bierze grupę kilku kobiet i jedną drewnianą chatę, gdzieś w głębi przystrojonego śniegiem lasu. Drzwi i okna domu wychodzą na zamarznięte jezioro, na jego środku zapadająca się w swojej kurtce postać wykuwa przerębel płasko zakończonym kijem. Po skończonej pracy wraca do chałupy i rozgrzewa drewnem stary piec, położony centralnie w głównej izbie. Medytacyjną atmosferę przygotowań przerwą zaraz przyjeżdżające w odwiedziny koleżanki; śpiący zimowy las zbudzi się, słuchając ich śpiewu, tańca i śmiechu. Już za moment zacznie się sauniarski rytuał, który, oprócz terapii dla ciała, kojąco ma działać przede wszystkim na zagubionego we współczesnym pędzie ducha.



Na początku jest trochę nieśmiało, czyli tak, jak zawsze zaczynają się rozmowy długo niewidzianych przyjaciółek. Krótko omówiona bieżączka, najnowsze anegdoty z życia prywatnego, którymi nie było okazji jakoś się podzielić przez telefon. Elementem przełamującym jest dla kobiet nagość; w pełni znormalizowana, funkcjonująca w ich relacji jako dowód zaufania oraz zażyłości, ale i już na wstępie przełamująca jakiekolwiek bariery dystansu. Każda kolejna sesja, przerywana krótkim zanurzeniem ciała w przerębli, przynosi w "Siostrzeństwie" coraz szczersze wyznania. Nic nie jest tu tematem tabu, a wypacanie kolejnych warstw toksyn z organizmu zręcznie plecione jest z głębszą potrzebą piętrowej autoterapii. Skala wyznań jest porażająca. Kobiety rozmawiają o doświadczeniach gwałtu, aborcji, śmierci, przemocy w związku i samoakceptacji, własne przeżycia wpisując w kontekst społeczny. Zaangażowana dociekliwość koleżanek ubogaca te świadectwa widzowi; ich pytania zamieniają saunę zarówno w miejsce indywidualnej konfesji, co i przestrzeń na szerszą feministyczną refleksję, oderwaną od ich jednostkowych przeżyć. Jest tu miejsce na kpiarskie obśmianie mechanizmów patriarchatu, jest i na płacz, łamiący się głos i otulające komfortem pocieszenie.

Tę międzyludzką czułość Hints wygrywa też na poziomie reżyserskim. Atmosfera jej filmu leży gdzieś pomiędzy sabatem czarownic a ciepłem rodzinnej wigilijnej kolacji. Reżyserka "Siostrzeństwo" kręci niemal wyłącznie w bliskich planach i na dużych zbliżeniach, kobiecą nagość ujmując w detalach, skupieniu na dłoniach, piersiach, brzuchach. Rzadko kiedy mówią tu twarze; prywatne opowieści częściej wychodzą jak gdyby wprost ze spoconej skóry. O historiach swojej cielesności mówią tu ciała, co wrażeniowo buduje zarówno intymność wyznań, jak i na jakimś poziomie uwspólnia ich osobiste doświadczenia. Anonimowość uniwersalizuje historie w kontekście zbiorowym. To mniej świadectwa konkretnych kobiet, a bardziej opowieść o kobiecości w ogóle; jej trudnościach i wyzwalającej potrzebie emancypacji.



Główną siłą "Siostrzeństwa" jest zaskakujące osadzenie kobiecego spotkania w długiej tradycji estońskiego sauniarstwa, czym reżyserka buduje zręczny pomost pomiędzy namacalną teraźniejszością ich doświadczeń, a wskrzeszaną w oparach dymu historią. Przed wiekami Estowie wierzyli, że każda sauna posiada swojego ducha opiekuńczego, który, tak jak i ludzie, zmęczony wieczną tułaczką, potrzebuje od czasu do czasu chwili relaksu i odpoczynku w błogim ukropie. To przekonanie podzielają bohaterki filmu Anny Hints, przygotowując przy okazji własnego seansu miednicę z wodą dla zamieszkującej tę przestrzeń duszy. Kobiety dbają o rytualny charakter doświadczenia, zgodnie z instrukcjami przodków śpiewając ludowe piosenki, nacierając ciała solą i (dla poprawy krążenia) okładając się zebranymi wcześniej witkami brzozy.

Reżyserka przybliża te praktyki nie tylko dla umocnienia etnograficznego wymiaru filmu. Zapomniany folklor wciąż żyje, a symbolicznie odprawiony przez kobiety egzorcyzm okazuje się zaskakująco skuteczny, przynajmniej w oczach widza. Z mlecznej chmury dymu kilkukrotnie wynurzy się ludzka sylwetka starszej kobiety; choć niewyraźna, łatwo dostrzec, że na głowie ma ludową chustę, a jej chropowaty głos niesie za sobą dekady, jeśli nie stulecia doświadczenia. Staruszka pełni w "Siostrzeństwie" rolę cichego akompaniamentu, jest śladem przeszłości i punktem odniesienia, dodającym historyczną perspektywę do współczesnych refleksji bohaterek. Jej szokujące historie są w pewnym sensie inherentną, pradawną częścią tej samej opowieści, która przez pokolenia wraca jak bumerang za każdym razem, gdy kolejna grupa kobiet przystąpi do wspólnego obrządku oczyszczenia. Ciągłość rytualnego doświadczenia sauny odpowiada więc ciągłości losu kobiety w zmaskulinizowanym świecie, niezależnie od momentu dziejowego. Wybawieniem przed marazmem pozostaje jednak, zdaniem Hints, solidarność i zdolność współodczuwania. W szczerości, w odwadze i we wzajemnym komforcie; w cieple kamieni i czułego uścisku, "Siostrzeństwo" znajduje prawdziwie terapeutyczny potencjał feminizmu.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones