Recenzja filmu

Urojenie (2024)
Jeff Wadlow
DeWanda Wise
Taegen Burns

Dziewczyno, spójrz na misia

W Hollywood zapanowała moda na misia. Kubuś Puchatek ledwo trafił do domeny publicznej, a już zdążył postradać wszelkie zmysły i ruszyć na żer w grindhouse’owym "Puchatku: Krwi i miodzie". Nie
Dziewczyno, spójrz na misia
źródło: Materiały prasowe
Królem dżungli jest lew, królem (królową?) horroru - lalka. Spędzające sen z powiek kukły od lat okupują pierwsze miejsce w rankingu zabawek z piekła rodem. Hegemonii Chucky’ego, Anabelle i im podobnych zagrozić mogą jedynie pluszaki, które w ostatnim czasie zyskały na popularności. W Hollywood zapanowała moda na misia. Kubuś Puchatek ledwo trafił do domeny publicznej, a już zdążył postradać wszelkie zmysły i ruszyć na żer w grindhouse’owym "Puchatku: Krwi i miodzie". Nie tak dawno Freddy Fazbear, który przez dekadę pracował na miano ikony survival horroru, zadebiutował na srebrnym ekranie, a firmowane jego diabelskim pyskiem "Pięć koszmarnych nocy" podbiło box-office. Jeff Wadlow zdaje się kuć żelazo, póki gorące, stąd w "Urojeniu" na pierwszy plan również wysuwa się miś - o bardzo małym rozumku, lecz ogromnej żądzy krwi.

Stawić czoła złu w najnowszym straszaku studia Blumhouse może wyłącznie autorka książek dla dzieci Jessica (DeWanda Wise). Dzieciństwo rysowniczki upłynęło pod znakiem straty – jej matka zmarła na raka, ojciec z kolei zamieszkał na oddziale psychiatrycznym. Powrót po latach do rodzinnego domu jest dla niej okazją do stworzenia ogniska rodzinnego, którego ciepła tak bardzo jej brakowało. Kobieta stawia sobie jasny cel – być wspierającą żoną oraz troskliwą macochą. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Zwłaszcza gdy starsza pasierbica wchodzi z buta w bunt nastolatka, a młodsza staje się celem okrutnego ducha. Jessice przyjdzie nie tylko zmierzyć się z wyzwaniami rodzicielstwa, ale również wyprosić z domu zjawę, która wcale nie przypomina zakapiora pokroju Freddy’ego Kruegera, lecz ukrywa się w niepozornym ciałku pluszowego misia.



Opowieści o nawiedzonych domostwach powstało na pęczki – zarówno w wydaniu komediowym, jak i horrorowym. Mimo to Jeff Wadlow nie zamierza wywracać konwencji na nice i szukać sposobu na wybicie się ponad tłum poprzedników. "Urojenie" jest zaledwie zlepkiem sprawdzonych schematów i rozwiązań, po których widz zaprawiony w kinie grozy porusza się jak po sznurku. Zresztą twórcy nikogo nie czarują. Sam plakat, bliźniaczo podobny do plakatu "Ducha" Tobe’a Hoopera, stanowi swoiste ostrzeżenie: porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy na świeżość liczycie. Wadlow na spółkę ze współscenarzystą Gregiem Erbem płynnie przechodzi od sielanki do bitki z nadprzyrodzonym, lecz perypetiom Jessiki i jej pasierbic zwyczajnie brakuje nerwu i wyobraźni.

Zwłaszcza to drugie zakrawa na zbrodnię - wszak tematem "Urojenia" jest właśnie wyobraźnia. To nią żywi się Chauncey, który w parakosmosie malutkiej Alice czuje się jak ryba w wodzie. Celem nawiedzonego misia jest porwanie dziewczynki i uwięzienie jej w Nigdy Przenigdy – domenie duchów, będącej równocześnie krainą dziecięcych fantazji. W rękach nieco bardziej pomysłowego reżysera podróż bohaterek do wymiaru rządzącego się prawami wyobraźni byłaby idealną okazją do urzeczywistnienia wzniosłych haseł o magii kina. Niestety, Wadlow to żaden czarodziej, a "Urojenie" jest równie kreatywne, co pomysły wyplute przez ChatGPT.



Horror jest tak dobry jak jego szwarccharakter. Trudno sobie wyobrazić, jak potoczyłyby się losy serii "Piątek trzynastego", gdyby Jason nie przywdział swojej ikonicznej hokejowej maski. Co więcej, stawiam dolary przeciwko orzechom, że "Piła" bez Jigsawa zostałaby zapomniana jak lwia część splatterów lat zerowych. Chauncey’emu brakuje czarciego uroku wymienionych. Co gorsza, nie kryje on w sobie viralowego potencjału, który towarzyszył Freddy’emu Fazbearowi i zdeprawowanemu Puchatkowi, a także przyczynił się do sukcesu "M3GAN". Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle? W tym wypadku aż trzy. Pech chciał, że zarówno Alice, jak i Taylor są wyłącznie gatunkowymi figurami, a nie bohaterkami z krwi i kości. "Urojenie" stara się nieść na swoich barkach zdolna DeWanda Wise. Granej przez nią Jessice Wadlow i Erb poświęcają najwięcej czasu. Jej pragnienia oraz lęki są wyraźnie nakreślone, lecz w nienatchnionej opowiastce tracą swój emocjonalny ciężar.

Nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje właściwą godzinę. W "Urojeniu" nie brakuje wątków i zagadnień, które z odrobiną staranności mogłyby zamienić waniliowy straszak w angażujący film. Najciekawszym jest bez wątpienia motyw końca dzieciństwa. W najnowszej produkcji wytwórni Blumhouse dorosłość zapoczątkowywana jest przez traumę i wiąże się z porzuceniem młodzieńczego bujania w obłokach na rzecz stąpania twardo po ziemi. Ponura obserwacja, że okrutna rzeczywistość dławi wyobraźnię, nie wybrzmiewa jednak, tak jak powinna, gdyż twórcy traktują ją po macoszemu, skupiając swoją uwagę na tanich jumpscare’ach.



Mimo że w "Urojeniu" strachów jest jak na lekarstwo, trudno mieć żal do jego twórców. Ambicją Wadlowa i Erba nigdy nie było rzucenie wyzwania Eggersowi, Asterowi, ani żadnemu innemu Peele’owi. Świadczy o tym ich proweniencja – reżyser znany z horrorów familijnych oraz scenarzysta, którego największym dokonaniem jest praca nad animowanym "Playmobil. Film". Opowieść o Chauncey’m nie mrozi krwi w żyłach, jest natomiast historią z dreszczykiem wyjętą żywcem z opowiadań R. L. Stine’a. Niestety, nawet w kategorii straszaków dla dzieciaków wypada dość blado. Próżno w niej szukać pomysłowości "Gęsiej skórki", przygodowego wdzięku "Łowców potworów" czy też animuszu "Straconych chłopców". "Urojenie" z pewnością nie zasili kanonu filmów grozy, lecz niewykluczone, że w przyszłości przemknie w ramówce TV Puls gdzieś w okolicach Halloween.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones