Recenzja filmu

Złoty koń (2014)
Reinis Kalnaellis
Maria Brzostyńska
Edgars Kaufelds
Zane Dombrovska

Na dobranoc

W epoce, gdy większość mainstreamowych filmów animowanych to komedie zrealizowane dzięki magii z komputera, postawa duńsko-litewsko-łotewskiej ekipy budzi szacunek. Problem w tym, że poza duchem
"Złoty koń" jaki jest, każdy widzi. Nakręcono go przy pomocy animacji rysunkowej, zaś wiele kadrów mogłoby z powodzeniem posłużyć jako ilustracje w książce z bajkami, którą w dzieciństwie czytali wam dziadkowie. Niedzisiejsza forma idzie w parze z treścią: fabuła inspirowana jest znaną w Polsce legendą o Szklanej Górze, zaś twórcy konsekwentnie unikają popkulturowych gierek i puszczania oka do widza. W epoce, gdy większość mainstreamowych filmów animowanych to komedie zrealizowane dzięki magii z komputera, postawa duńsko-litewsko-łotewskiej ekipy budzi szacunek. Problem w tym, że poza duchem szlachetnej tradycji w dziele Valentasa Aškinisa i Reinisa Kalnaellisa nie znajdziecie wiele więcej.


"Złoty koń" wiezie na grzbiecie Piękną Księżniczkę, Złotowłosego Młodziana O Sercu Czystym Jak Kryształ, Złą Wiedźmę oraz Dobrego Czarodzieja. Słowem, archetypy, bez których nie może obejść się żadna porządna bajka na dobranoc. Za sprawą czarów wiedźmy księżniczka  pogrąża się w wiecznym śnie. Może ją z niego wybudzić jedynie młodzian wspierany przez czarodzieja. Kino opowiadało nam podobną historię w różnych wariantach dziesiątki razy. W trakcie oglądania "Konia" można jednak odnieść wrażenie, że zaszło się o jeden most za daleko. Fabuła pozbawiona jest bowiem choćby najdrobniejszych zaskoczeń, dialogi pełnią czysto informacyjną funkcję, a postaci nie mają jakichkolwiek cech szczególnych. Więcej ikry przydałoby się zwłaszcza spolegliwemu głównemu bohaterowi, który przez większość seansu pozwala przestawiać się z kąta w kąt: najpierw swojemu podłemu rodzeństwu, później mentorowi. Niejeden czytelnik pomyśli teraz, że się czepiam. Utwór jest przecież skierowany do młodszej publiczności, która dopiero rozpoczyna swoją przygodę z X muzą. Jeśli tak, to w takim razie dlaczego w "Złotym koniu" wstawki musicalowe rodem z Disneya sąsiadują ze scenami bezczeszczenia zwłok i bratobójstwa? 


To, co złe i budzące grozę, wypada zresztą w filmie Aškinisa i Kalnaellisa najciekawiej. Projekty graficzne czarownicy i jej królestwa mają w sobie mroczną poezję, zaś sceny z udziałem wspierającego ciemną stronę mocy stada kruków dostarczają kilku okazji do uśmiechu. Niebanalną zaletą "Złotego konia" jest również jego stosunkowo krótki 80-minutowy metraż. Nim sztampowość filmu zdąży wam się do reszty sprzykrzyć, na ekran wjadą napisy końcowe. Upadek z "Konia" wydaje się więc stosunkowo bezbolesny.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones