Recenzja gry

Knack (2013)
Mark Cerny
Jacek Kopczyński
Anna Sztejner

Ni pies, ni wydra

"Knack" jako tzw. starter to naprawdę kiepski pomysł. Na pierwszy rzut oka wygląda jak coś z poprzedniej generacji. Udaje platformówkę i grę dla dzieci, ale nie jest ani jednym, ani drugim. Nie
"Knack" jako tzw. starter to naprawdę kiepski pomysł. Na pierwszy rzut oka wygląda jak coś z poprzedniej generacji. Udaje platformówkę i grę dla dzieci, ale nie jest ani jednym, ani drugim. Nie porywa historią ani zróżnicowaniem rozgrywki. Murowana klapa?



Główne wady "Knacka" wynikają z niezdecydowania twórców. Gra wygląda tak, jakby jej autorzy powzięli zbyt dużo założeń i w toku produkcji nie zrezygnowali z żadnego z nich. W efekcie "Knack" próbuje być kilkoma rzeczami naraz i nie wychodzi mu to na dobre.

Początek gry przywodzi na myśl cudne platformówki w starym stylu. Takie, w których spuszcza się komuś łomot na każdym kroku i powtarza niektóre etapy po dwadzieścia razy, żeby pokonać w końcu jakiegoś wroga. Elementy zręcznościowe (i okazjonalne skakanie po platformach) dość szybko jednak ustępują miejsca walce. "Knack" z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej przypomina klasycznego slashera. Nie jest jednak naparzanką w pełnym tego słowa znaczeniu. Brakuje w nim aktywnego rozwoju bohatera, wzmacniania broni itd. Mamy za to nieco zbieractwa, które pomoże nam przetrwać bardziej dramatyczne momenty w grze. Za każdym razem, gdy trafimy na ukrytą skrzynię, nasz bohater dostaje z niej losowo wybrany przedmiot. Może być to część gadżetu lub jeden z kolorowych kryształów. Jeśli mamy znajomych na PSN, może się z nimi wymieniać otrzymanymi przedmiotami.



Problem z gadżetami jest taki, że nieprędko dostaniemy coś kompletnego. Ponieważ przedmioty generowane są losowo, może się zdarzyć, że szybko zbudujemy generator combosów, a może być i tak, że dostaniemy dodatkowy atak specjalny. Ta loteria sprawdza się częściowo. Niby możemy się wymieniać, ale... najpierw trzeba mieć odpowiednią ilość osób, która gra w "Knacka". Podczas jednego przejścia gry udaje się co prawda skompletować dwa, może trzy gadżety, ale na tym koniec. Na pocieszenie mamy aplikację towarzyszącą. Na smartfonach wystarczy pograć nieco w bejeweled w klimatach "Knacka" i można zasilić inwentarz gry głównej kilkoma częściami gadżetów.



Pozostaje nam więc walka z otwartą przyłbicą. W tej kwestii też jest różnie. Nasz bohater może przywalić z piąchy za pomocą kwadratu. Tyle. Nie ma żadnych fikuśnych kombinacji, różnorakich combosów, broni i rzeczy, które na co dzień spotykamy w slasherach. Z tego minimalizmu wybijają się trzy specjalne ataki. Jeden to trąba powietrzna z reliktów, z których składa się bohater. Drugi to fala uderzeniowa. Trzeci – i zaręczam, że tego używa się najczęściej – to strzał pociskami do maksymalnie trzech wrogów. Ataki specjalne ładujemy za pomocą rozbijania kamieni słonecznych. Gdy mamy odpowiedni gadżet, owe kamienie wypadają też z pokonanych wrogów. Większość gry sprowadza się do tego, że chomikujemy ataki specjalne, a w potyczkach powszednich mashujemy kwadrat i co najwyżej unik.



Problemem, który pośrednio towarzyszy tak okrojonemu modelowi walki, jest jej częstotliwość. Początkowo sekwencje zręcznościowe w równym stopniu przeplatane są "komnatami", w których musimy pokonać kilku przeciwników, by przejść dalej. Z czasem coraz rzadziej pojawia się skakanie po platformach. Walki za to jest coraz więcej. Knack nie jest zresztą idealnym modelem nawet i do tego, co najlepiej udowadniają potyczki z bossami, zwłaszcza ostatnim. Tenże niemiluch ciska w nas długimi seriami reliktów. Musimy ich unikać, zatem naturalny jest odskok i unik w powietrzu. Ten plan szybko jednak okazuje się błędny. Knack po wykonaniu uniku ma niecałą sekundę na zebranie się do kupy, co wykorzystuje wróg. Zwiewanie przed ciosami to akurat podstawa efektywnej walki.



Ostatnia rzecz, która doprowadzi wielu graczy do białej gorączki, to poziom trudności. "Knack" jako taki nie jest szczególnie wymagający, zwłaszcza na poziomie łatwym, ale już na wyższych zaczynają się problemy. Naszemu bohaterowi wystarczy sprzedać dwa, czasem trzy ciosy i wracamy do punktu kontrolnego. Te rozmieszczone są nierównomiernie. Czasem co chwilę, czasem trzeba za jednym posiedzeniem przejść całą sekwencję walk. Jedna skucha i wracamy do punktu startowego. Jest w tym mimo wszystko jakiś urok starych gier, które nie miały dla nas litości. "Knacka" ukończyłem na poziomie "trudnym" (by odblokować "bardzo trudny"), jednak nie jest to przechadzka po parku. Knack często pada po jednym ciosie, walki z bossami są potwornie wymagające i jeśli ktoś lubi wyzwanie na granicy frustracji, powinien spróbować. Reszcie odradzam.



W tym też jest ukryta inna bolączka tej gry. "Knack" wygląda, jakby był dla dzieciaków. Oprawa wizualna a la Pixar, nieco infantylna fabuła, kolorowe tereny... Posadzenie jednak jakiegoś młodszego gracza przed "Knackiem" to jak czytanie mu na głos "Dzieł zebranych" Lenina.

Wizualnie "KnackKnack" wygląda jak gra z poprzedniej generacji. Ale tylko na pierwszy rzut oka, dopóki nie zdamy sobie sprawy z tego, ile odbić konsola generuje w czasie rzeczywistym i z ilu – rozsypujących się – elementów zbudowany jest nasz bohater. Każdy maleńki relikt, który składa się na Knacka, to osobna cząsteczka. Wbrew pozorom ta gra może wyciskać znacznie więcej z PlayStation 4, niż się początkowo wydaje. Pojawia się tylko pytanie: kto poza specjalistami doceni taki wysiłek, zwłaszcza w obliczu całej litanii niezręcznych decyzji developerskich?



Przyznaję – "Knack" jest w pewien sposób urokliwy. Przypomina stare gry, które nie biorą jeńców; gry, w których powtarzamy całe sekwencje, aż nauczymy się ich na pamięć. Dostajemy baty po raz dwudziesty, sąsiedzi słysząc litanię przekleństw, wzywają policję, a my zaciskamy zęby i znów próbujemy pokonać jakiegoś bossa. To jednak rozrywka dla szaleńców i tylko tak można tę grę obronić. Żaden zwykły gracz nie będzie się z "Knackiem" męczył, tylko rzuci go w kąt, gdzie zbudowany z reliktów bohater obrośnie kurzem i pajęczynami i w końcu – zapomnieniem.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones