Może trochę przysypiałem, ale - piszę zupełnie poważnie - miałem wrażenie, że grupa Virgila, aż do finału, liczy cały czas trzy, cztery osoby, niezależnie od tego, co ich spotyka. Jedzie czwórka, zginie czterech z nich, a potem dalej przy ognisku siedzi czwórka, jeden zginie, dalej jest czterech.