Całość tworzy ciekawy obraz ociekający brudem i brutalnością. Miła odmiana po wszystkich słodko-kowbojskich westernach. A jednak kilka scen/wątków jest nieporozumieniem i mocno spłyca serial.
Moje minusy:
- scena w której główna bohaterka nagle staje się super killerem i w pojedynkę pokonuje cały obóz mimo, że wcześniej wiele godzin wszyscy siedzieli przywiązani do drzew znosząc bicie, gwałty itd
- Cały wątek miłosny między Reedem a Sarą i jego bohaterska śmierć w ostatnim akcie obrony... Mam wrażenie, że to popsuło mi odbiór całego serialu i te pocałunki i wyznania były jednak zbędne, o wiele lepsze byłyby w tym wypadku niedopowiedzenia i rozstanie
- 6 odcinkow ucieczki, drogi i trudności i wszystko ma marne, bo nawet nie poznamy ojca chłopca bo zamarzył im się California dream
- wszechobecna śmierć... Na początku pasuje, pokazuje, że ten zachód jest naprawdę dziki. Potem niestety następuje przesyt, śmierci jest taka ilość, że wszystko staje się karykaturalne... W pewnym momencie czekałam tylko aż 2 księżyce dostanie wścieklizny po ugryzieniu przez wilka i też umrze
- był czas na wiele zbędnych rzeczy, a nie dostajemy pełnych historii niektórych bohaterów, sporo braków, które ostatecznie chciałabym poznać

Z plusów:
+Cały wątek mormonów i ta religijno-sekciarska otoczka na odludziu pięknie mi grała
+ spalony ostatecznie fort i zakończenie tego wątku idealne
+ relacja między Czerwonym Piórem a Abish też jeden z moich ulubionych wątków, choć może jej metamorfoza ciut za szybka to jednak współgra z tym, że już w pierwszym odcinku czuła, że jej położenie jest jedną wielką pomyłka,
+ kapitan i jego pamiętnik też robił mi klimat
+błoto, brud, kurz. Wszystko jest brzydkie. Ludzie, emocje, ubrania, otoczenie, ich mieszkania. To wszystko w kontraście do gór i cudownych ujęć chmur, nieba itd. Bajka.