Ledwie Trump został prezydentem i nagle Netflix potrafi zrobić serial bez nachalnie wciskanych murzynów i lgbt.
To tylko mały kroczek, bo biali mężczyźni dalej, prawie wyłącznie, przedstawieni są jako kanalie albo idioci, chyba tylko dowódca kawalerzystów i Taylor Kitsch byli pozytywni no ale Taylora wychowywali od dziecka indianie :) Jeszcze ten młody z laleczką "szedł" na pozytywa ale scenarzyści stwierdzili, że trzech białych pozytywów to za dużo na serial i postać młodego finalnie obrócili o 180 stopni. Dzieciaka nie liczę, białą kanalią zostanie później, dopiero jak przejdzie spod skrzydła matki do ojca.
Oczywiście indianie być dobrzy i honorowi (za wyjątkiem kilku Pajutów) no i kobiety obowiązkowo niezniszczalne, czy to paniusia z miasta (która nagle wali z rewolweru jak zawodowiec) czy to gwałcona przez ojca młoda indianka, czy to mormońska żona, która zamiast trzymać mordę zamkniętą na kłodkę, jak porządna mormońska żona, to z chwili na chwilę coraz bardziej twardnieje, aż do finałowej, a jakże - idiotycznej, sceny. Nie zapominajmy także o wodzu indiance :) i piekle kobiet, którym poderżnięto gardła jak świniom.
No ale jakieś światełko zaświeciło, oby nie jednorazowy wybryk :)