Szare i brudne przedstawienie podwalin pod formujące się Stany Zjednoczone Ameryki. Pojawiające się popisowe sceny, nie przeszkadzają w odczuciu autentyczności ukazanych lat. „Świt ameryki” jest mocno wzorowany estetycznie na „Zjawie”, co doskonale widać na przykładzie kadrów i ruchów kamery, jednak nie jest tak wypełniony kolorem. Stonowany obraz uwypukla wszechobecne błoto, pył i ludzkie wydzieliny, które wraz z amoralnością i rozpasaniem religijnym zdają się mieszać w jednolitą masę. Nawet dające wytchnienie piękne kadry przedstawiające przebijające się słońce czy malownicze szczyty ukazane są w co najwyżej jasnej szarości. Momentami historia zdaje się nabierać rumieńców i odnajdywać strzępy nadzieji, choć o kolorach i optymiźmie ciężko tu mówić. Odczuwalna jest rezygnacja i niewrażliwość na wszechobecne zło tego świata. W tym miejscu nie zdarzają się dobre rzeczy, a o każdą szanse na normalne życie trzeba walczyć. Jedyne co mi przeszkadzało to pojawiająca się momentami naiwność głównej bohaterki, ale jest ona potrzebna do napędzania wydarzeń. Historia jest ukazana niepozornie, brakuje tu wielkich atrakcji i czynów, jest tylko taplanie się w XIX wiecznym amerykańskim błocie, ale jak dobrze się to ogląda! Wszystko to tworzy spójną całość. Poważne czasy i poważny serial.