Szczerze mówiąc spodziewałem się wiele, ale takie zakończenie kompletnie nie było brane pod uwagę. A to w sumie dlatego, bo było zwyczajnie słabe. Liczyłem na coś zupełnie innego, a nie motyw a'la z "Captain America" (czytać między słowami). Jedyne co ciekawe, to postawienie (jeżeli dojdzie do kolejnego sezonu - co jest wątpliwe) na swój sposób ciekawej furki dla Sarahy Jones.
Mnie wkurza to, że jak nie będzie 2 sezonu to zmarnowałem 13 godzin życia na serial, bez zakończenia.
czekałem kiedy wytrzeszczy te oczy i zaczerpnie powietrza, a tu nic, trzeba czekac do 2 sezonu aby zmarnować kolejne 13 godzin życia :p
a w drugim sezonie:
nowi 63 wracają
dowiadujemy się, że Warden miał plan
blondynka ożywa
doktor Coto traci 50 kg wagi
pojawia się John Locke, który okazuje się być wojskowym, działającym na Hawajach, który wespół z genialnym komputerowcem za pomocą maszyny strzelającej numerami zaczynają ścigać Wardena, którego bytność objawia się popującymi numerami z kumulacją!
etc.
Oj tam były momenty, całkowicie nudny nie był ten sezon, no oprócz odcinka o kolesiu grającym na skrzypcach.
Nie ma co się tak burzyć. Serial nie jest najwyższych lotów, ale jest masa gorszych. Tutaj mieliśmy jasną i prostą formułę, przez co nie było to ani wymagające, ani narkotyczne. Jednak pomimo tego oglądało się w sposób lekki i częstymi momentami nawet przyjemny. Problem był chyba jednak w tym, że ludzie narobili sami sobie ogromnych oczekiwań.
W sumie wiele osób narzekało na schematyczność - a czy ubóstwiany przez wszystkich (chociażby) "Dexter" nie trąca czasem schematem?
tym razem jednak ta schematyczność biła po oczach, choc masz racje, że wiele jest takowych schematycznych seriali. zwróc jednak uwagę: od aktorów zależy czy dadzą życie nawet takiemu schematycznemu odcinkowi. przykładowo Columbo, oryginalne Stargate z Andersonem albo nawet Castle są zabawne czy interesujące własnie dzięki aktorowi czy ich duetowi. Temu filmowi brakowało takich charyzmatycznych osobowości czy chociaz ludzi potrafiacych zagrać. Ani stary Neill, ani Garcia czy Jones aktorstwem się nie popisali. Mnie tam blondynka się podoba, więc ogladałem lecz raczej z braku czegoś lepszego, więc i niewiele odcinków widziałem, połowy nawet nie. I nie żałuję.
Nie mam Cie nawet zamiaru przekonywać. Jestem po prostu zdania, że nie było to taką tragedią. W głównej obsadzie kompletnie nie kupiłem grubaska. Nie podchodzi mi jako aktor, jest GRUBY (a ten nacji nie znoszę i nie akceptuję) i jakoś kompletnie nie pasował do konwencji serialu. Jednak do postaci więźniów nie mam nic do zarzucenia, bo, jak na powierzoną rolę, całkowicie dawali radę. Dodatkowo Jonny Coyne jako naczelnik spisał się co najmniej dobrze.
Dla fanów Lost, mały prezent od twórców :) zobaczcie numer hmm seryjny (powiedzmy) opancerzonego wozu, który napdał Stillman "481516" :D
Też to wyłapałem, w ogóle bałem się że jak otworzą drzwi to znajdą koło które przekręcą i wyspa zniknie wtedy bym odpadł :)