Książkę Gaimana czytałem dawno temu. Pamiętam z niej klimat, ale nie szczegóły. Pamiętam też oryginalność i to jest pierwsza zaleta serialu. Ni to fantasy ni to groteska, horror, kryminał, obyczajówka... Wszystko! I w treści i w formie. W innej rzeczywistości byłby to kicz i parodia. A tutaj wszystko pasuje idealnie! Reszta w punktach.
- McSane jako Wednesday = Wodan = Odyn genialny! Wszystkie fanowskie typy na tę postać poszły w diabły. Wybrali najlepiej!
- Cienia pamiętam jako everymana bez charakteru, na którego to wszystko spada, a on to przyjmuje. Może źle pamiętam. Za to wiem, że Whittle w głównej roli nadaje tej postaci niesamowitej klasy i charakteru.
- w innej rzeczywistości sceny przemocy wypadłyby głupio i kiczowato. Tutaj pasują.
- bałem się o scenę z Kali, a wyszło to świetnie! Wchłaniania ofiary i Lynch by się nie powstydził. Badaki niesamowicie seksowna Oglądałem kilka razy :)
- amerykańska prowincja odmalowana genialnie. Oby było tego więcej!
- szkoda, że Audrey jest tylko w obsadzie gościnnej. Scena na cmentarzu świetna. Chcę więcej!
- jeśli inni bogowie będą mieli klasę Leachman to ja już obgryzam pazurki!
- finał intrygujący. Technochłopiec wygląda na piekielnie ciekawego bad guya. O ile to w ogóle jest bad guy...
Jedna uwaga na minus. Jako fan kultury wikińskiej nie przypominam sobie, by Wikingowie praktykowali składanie ofiar z ludzi.
Czekam z utęsknieniem na kolejny odcinek.