Obejrzałem dziś pierwszy odcinek po przeczytaniu książki, która swoją drogą była rewelacyjna.
Niestety już od samego początku czuję jakieś zażenowanie.
Szalony Sweeney wyższy niż cień... Przecież Cień to ma być kawał chłopa, ja go sobie wyobrażałem jak kogoś postury John Coffey z Zielonej mili. A tu nagle lepreachaun jest wyższy od niego? :D
Scena z Audrey całkowicie zmieniona.
Gruby dzieciak wcale nie jest gruby :(
Do tego dość sztywna gra aktorska Rickiego Whittla. Za to IanMcShane daje radę :)
Trochę się zraziłem, ale i tak postaram się obejrzeć do końca i wtedy wystawić ocenę. Mam nadzieję, że nie będzie jeszcze gorzej.