W książce Gilbert był przystojny, mądry i lubił dokuczać dziewczynom. W serialu chłopak jest również przystojny i mądry, ale i uprzejmy dla dziewczyn, spokojny i wydaje się niesamowicie dojrzały.
Nie dało się nie zauważyć, jak bardzo serialowy Gilbert różni się od książkowego i nie wiem, jak wam, ale mi osobiście bardziej podoba się ten serialowy. Nie wiem, czy to przez dobór aktora, czy jego umiejętności aktorskie, ale po prostu oczarował mnie. Co wy sądzicie o tych różnicach w zachowaniu Gilberta w książce, a w serialu? Którego Gilberta wolicie?
Zdecydowanie się zgadzam :) Gdybym oglądała serial będąc nastolatką pewnie sama bym się w tej postaci zakochała :D Ogólnie już pomijając to, że fajny z niego facet - postać tak całościowo jakby zyskała duszę. Również dzięki dodanym i przeinaczonym wątkom.
Zgadzam się co do słowa. Już zresztą wypowiadałam się na ten temat w innym miejscu na forum.
Według mnie książkowy Gilbert był postacią szczątkową i stanowił po prostu tło dla Ani. Po ponownej lekturze stwierdziłam, że to taki "facet bez jaj" był. Wciąż tylko chodził za Anią i nic poza tym. Dialogi Gilberta i Ani były bez polotu, a książkowy Gilbert nigdy by się nie odważył na jakieśtam żarty/przytyki. Według mnie był po prostu nudny, i to jest wina L.M.Montgomery, że tak po macoszemu potraktowała tę postać.
O wiele bardziej pasuje mi Gilbert zarówno w tym serialu, jak i w wersji z 1985. Gilbert Jonathana Crombie był o wiele bardziej charakterny i z ikrą niż ten książkowy. Miał też zdrowa dozę sarkazmu i nie wahał się go użyc w stosunku do Ani. Gilbert Lucasa Zumanna jest z kolei uroczym łobuzem z charyzmą- nawet trochę flirciarzem. Co więcej, w tym całym swoim łobuzerstwie i flirciarstwie jest też gentlemanem. Przygadać też potrafi:) Ich wspólne sceny z Anią oglądam z wypiekami na twarzy, bo dzieciaki mają niesamowitą chemię.
Ten serial dał Gilbertowi własną historię i z postaci szczątkowej, przeistoczył go w pełnokrwistego bohatera. Bardzo mnie to rozwinięcie jego postaci i historii w serialu cieszy:)
Sama dopiero zabieram się za drugą część Ani, więc nie wiem jaki Gilbert był później, ale w pierwszej części właśnie nie odgrywał bardzo ważnej roli. Niby był, ale jakby wyjechał to Ania raz by o nim wspomniała i zapomniała. Bardzo mi się podoba to, że w końcu Gilbert doczekał się wyróżnienia i jednak nie zrobiono z niego zwykłego tła.
Oglądałam ostatnio Anię i też doszłam do takiego wniosku. Wprawdzie Anię czytałam tylko w szkole jako lekturę, ale w niej Gilbert był jakiś taki bardziej dziecinny, więcej podokuczał, w sumie mógłby nie istnieć i niewiele by się zmieniło, a ich późniejszy związek to chyba na zasadzie przysłowia 'kto się lubi ten się czubi' tymczasem w serialu dostajemy Gilberta Blythe, który ma własną historie gdy pracuje na statku, poznajemy go jako szarmanckiego obrońcę uciśnionych i w sumie przez cały serial z wszystkich chłopców w szkole jest dla Ani najmilszy, a marchewką nazywa ją tylko raz gdy ta nie chce przyjąć jabłka więc aż dziwne staje się jej narzekanie na Niego w rozmowach z Cuthbertami. Niemniej bardzo pozytywne zaskoczenie!