Ależ fantastyczny cliffhanger!
Mogę się czepiać topornych dialogów, czy tego, że dali się naprawdę podejść jak dzieci, ale nie zmienia to faktu, że to wreszcie odcinek który mi się podobał. A nie mogłem powiedzieć tego o żadnym z odcinków 3-8. Mam wrażenie, że pomysłów starczyło na dwa pierwsze i 3 ostatnie odcinki, a reszta okazała się wymęczonym zapychaczem powstałej dziury. Czyż nie lepszy byłby zatem 5-odcinkowy sezon w którym na początku Ash wyrywa Ruby w barze, ta okazuje się demonem polującym na niego, przy dźwiękach "Space Truckin" efektownie demolują lokal, a potem akcja przenosi się do pary Latynosów nieświadomie nocujących w nawiedzonej, a odnowionej przez iluzję zła, chatce?
Jill Marie Jones strasznie męczyła się w roli Fisher, w swojej potwornej wersji wreszcie pokazała trochę akceptowalnego aktorstwa. W dodatku jej demon należy do bardziej udanych w tym serialu, mocno przypominając charakteryzację z "Od zmierzchu do świtu". Bardzo dobra scena z kukiełkami, jeszcze lepsze wykorzystanie piosenki podczas cięcia złego bliźniaka. Nie jestem fanem "Three Stooges", ale są oni mocno związani z serią, zatem bardzo ucieszyła mnie spora aluzja do tej grupy komików (Ash nazywa w jednej ze scen boomstick i piłę Larrym i Moe), takie elementy budują świat Martwego zła w sytuacji gdy raczej zabrakło inwencji do fantazyjnej pracy kamery.
Najsłabsze elementy to początkowa, dość łatwo zakończona zgadywanka i wejście Ruby, mające nawiązywać chyba do Xeny, które wyszło dość żałośnie. Bardzo słaby był żart o zobaczeniu cycków Fisher tuż przed pocięciem, zniszczył już i tak bardzo drętwy i wymuszony wątek miłosny, który nijak nie zagrał w scenie zeszłotygodniowej śmierci.
Ale i tak, 7/10 i wreszcie nie mogę doczekać się następnego odcinka.
Ten odcinek potwierdza tylko że najlepsze były dwa pierwsze odcinki a reszta to taka przeciętna parodia Evil Dead a nie prawdziwe Evil Dead. A jak ta Xena wparowała wyglądało to jakby ninja przyfrunął znad drzew. I jak to traktować w ogóle poważnie? Jak tu zbudować odpowiedni klimat? Ta postać to porażka a murzynka opętana, ta murzynka nawet jako opętana jest do bani, bardziej śmieszy niż straszy i psuje materiał. Gdzie jej tam do opętanej matki Kelly z drugiego odcinka. No ale wtedy jeszcze serial miał ręce i nogi, potem poszedł w stronę takiego nie wiadomo czego. Ale jest chociaż nadzieja że ten ostatni odcinek numer 10 będzie jak należy czyli bardziej rzeźnia przypominająca oryginalny Evil Dead a mniej głupawej parodii jak do tej pory.
Mi się odcinek bardzo podobał, klimatyczny zwłaszcza wspominane zakończenie. Mi tam Fisher jako demon się podobała, ale cóż...ja generalnie oczekuję od tego serialu komedii w konwencji horroru, a nie 100% horroru, który ma straszyć :)
Wejście Ruby, faktycznie zdeczka żenujące było, aczkolwiek biorąc pod uwagę to że nie jest ona do końca człowiekiem, to wtedy biorę na to poprawkę.
Znowu raziły mnie pewne głupie zachowania, jak Pablo i Kelly bez sensownie marnowali amunicję strzelając do tej martwej dwójki albo jak szybko zaufali Ruby, zwłaszcza Ash i żadne z nich nie przerwało, gdy zaczęła czytać z księgi. Po prostu dla mnie to było niewiarygodne, zero jakichkolwiek podejrzeń. Ja osobiście jak to oglądam, to niemal popadam w paranoję i każdego podejrzewam o bycie demonem xD
Mam nadzieję że ubiją to Blondynę, bo strasznie mi działa na nerwy.
Mam też nadzieje że Pablo przeżyje, a jeśli nie, to chociaż Kelly.
No i jestem ciekawa kim dokładnie jest Ruby (bo że demonem to raczej oczywiste) i generalnie jako to się skończy :)
Z podsumowaniem całego serialu, wstrzymam się do finału. Niemniej na dzień dzisiejszy miałabym trochę problem z wystawieniem oceny, bo niestety muszę się zgodzić z tym, że 2 pierwsze odcinki były zdecydowanie najlepsze, a potem no...to już było różnie, ale generalnie czuć było takie na siłę przeciąganie żeby zmieścić się w tych 10 odcinkach.
Ogólnie cały serial sprawia wrażenie zrealizowanego dla jaj. Na plus pierwszy epizod, kilka fajnych scen, postać demona, Ash i właściwie tyle dobrego można powiedzieć o tej produkcji. Scenariusz (rozumiem jaki to gatunek, ale mimo wszystko jakiś scenariusz powinien być) pisany chyba na zejściu po ayahuasce.