"So take me away, I don't mind. But you better promise me, I'll be back in time. Gotta get back in time...". No to zaczynamy.
Na gorąco: najlepszy odcinek tego serialu, jedyny który można traktować jako godną kontynuację "Martwego zła". Tak, był chyba nawet lepszy niż odcinek od Sama i odcinek z Mimi Rogers, które jako jedyne z serialu naprawdę lubię. Znajduje tylko dwa małe minusy o których później.
Na początek, wydaje mi się, że zadziałał pewien mikro-klimat w którym głupkowata makabreska ma się najlepiej. Zwróćcie uwagę, że w pierwszym filmie w ogólne nie opuszczamy lasu i chatki, w drugim mamy tylko króciutką retrospekcję, niepotrzebną scenę na lotnisku i finałowe przeskoczenie do kolejnego mikro-świata jakim jest średniowiecze, oddzielone od naszej rzeczywistości. W reżyserskiej wersji trójki mamy tylko króciutkie cameo Bridget Fondy w supermarkecie. Seria sypie się gdy cała konwencja demonów, opętania, cała mitologia jest przenoszona do naszej, realnej rzeczywistości z dużą liczbą postaci. Gdy próbuje się uzupełniać przeszłość Asha, gdy postacie stają się czymś więcej niż stereotypami umiejscowionymi w zamkniętym świecie wydarzeń rządzonych przez Księgę Umarłych. Potem powstają takie dziury fabularne jak Ash unikający odpowiedzialności, czy nieruszone od 30 lat szczątki Lindy której nie szukała rodzina. Tutaj akcja znowu wraca do chatki, ale jest to lepsze niż w pierwszym sezonie, bo rozegrane na maksymalnie małą liczbę postaci, w odrealnionym, tym razem latami 80-tymi miejscu.
Gdy usłyszałem Journey uśmiech nie schodził z mojej twarzy już do końca odcinka, nawet wreszcie podobały mi się gagi! Rozmowa z Pablo, Ash i jego podstęp przy ucieczce przed złem, nawiązanie do zamieszania z początkiem dwójki i wspomnienie Scotta, wreszcie cała walka Bruce'a z opętanym domostwem. Wisienką na torcie był Ted (mam nadzieję, że tym razem dali mu lepszy kostium, z poprzedniego wylewali jego pot niczym wodę), który wzbudził we mnie nawet więcej emocji niż cameo Ellen Sandweiss. Jego odgłosy przy przemianie, groteskowa walka z Brucem w trójkącie, jego gra, wszystko naprawdę pachniało starym, dobrym "Martwym złem". Podobał mi się nowy design Henrietty, który kojarzył mi się ze zmianami jakich dokonano dla Freddy'ego Krugera przy okazji "Nowego koszmaru". Chyba najlepsza charakteryzacja Deadite'a w tym serialu, cieszę się, że jeszcze powróci.
Wspomniane minusy:
- profesor Knowby, zawsze postrzegałem go jako ofiarę, tragiczną postać, jego przejmujące nagranie z taśmy jest jedną z zalet jedynki. Tutaj jego zachowanie można tłumaczyć chęcią odzyskania żony, ale nie oszukujmy się, jest czarnym charakterem chcącym poświęcić życie niewinnej dziewczyny.
- uwolnienie Henrietty, kolejny przykład na to jak bardzo Bruce lubi robić z siebie debila (bo nadal twierdzę, że on jest najważniejszą osobą na planie tego "My Name Is Bruce: The TV Series), nie widzę żadnego powodu dla którego Ash miałby w pojedynkę nie pokonać profesora. Ale trzeba było jakoś zacząć akcję z Panią Knowby.
Ocena: 9/10
Dla mnie serial osiągnął już granie na sentymentach level hard. Nie mogło zabraknąć gwałcącego drzewa czy picia wrzątku z czajnika. Po drugie czyste idiotyzmy w stylu Ash ma grubą babę na łańcuchu w piwnicy ale ją uwalnia, po tych przejściach powinien na bank wiedzieć że to będzie jakiś demon, numer dwa kłódka do wieka nieszczęsnej piwnicy którą przecież można było bez problemu choćby odstrzelić strzelbą ale nie trzeba robić z siebie debila. Dla mnie odcinek to standardowe 5,5/10. Jedyny klimatyczny moment to dla mnie kicz piosenka z lat 80-ych Olivia Newton-John - Physical. Gdybym był na miejscu twórców to podczas akcji z gwałcącym drzewem dałbym jeszcze Cyndi Lauper Girls Just want to have fun. I ta gadka demona na końcu była jak gadka Jokera z Suicide Squad.
Kurcze, świetny pomysł z Cindy Lauper :) A w temacie brandzlowania fanów podobała mi się jeszcze aluzja do dwójki, w scenie gdy postrzelone oko drzewa krwawiło na niebiesko zupełnie jak oko potwora w finale tamtego filmu.
Zgadzam się co do Jokera. Skończyli kręcić sezon bodajże w czerwcu, czyli na 2 miesiące przed premierą SS, ale kwestia była wtedy już dawno znana ze zwiastunów. Ted mógł w tym momencie np. powtórzyć zdanie z "fruit cellar" znane z dwójki zamiast bawić się w Leto.
Tak jak już wspominałem odcinki po siódmym będą jednymi z najlepszych, choć ósmy był dobry, tak dziewiąty z wszystkimi nawiązaniami jest aktualnie najlepszy. Minus jest jeden w tym odcinku, i już o nim wspomniałeś, czyli profesorek, który na kasecie brzmiał, jak osoba gotowa pomóc walczyć z złem, a tutaj jest pokazany jako zwykły k*tas.
Pozdrawiam
Ja filmu nie widziałem i ten serial sprawia mi ogromną radochę.Nawet suchary Asha są niezłe.Odcinek jeden z najlepszych w tych dwóch sezonach.Lepsze chyba tylko finał pierwszego sezonu i odcinek 7 tego.
Fajnie że Ash po tym jak jest n a j e b a n y i zjarany w szpadel w 1 sekundę potrafi wytrzeźwieć. Nie jeden by tak chciał :D
Duży plus za Don't stop beliving.
Znowu powracamy do chatki, jak w pierwszym sezonie. Podoba mi się to bardziej niż poprzednio. Ash za namową martwego Pablo, postanawia wraz z Kelly u Ruby cofnąć się w czasie by jego młodsza wersja nie odnalazła księgi. Była akcja i napięcie i mocno zalatywało tą pierwszymi częściami Evil Dead. Akcja z nogą chyba była najlepsza. Obrzydliwa i schizowa.
Nie bardzo rozumiem wątek Herietty i jej męża. Może mi ktoś przypomnieć, jak to wyglądało w filmach?
Zwrot akcji był udany. Sama potem uwierzyłam, że pulchna pani jest człowiekiem, a tu taka niespodziewajka :D
Ciekawi mnie ta postać która ich śledzi. Nie mam pojęcia kto to może być.
Obawiam się o Ruby i Kelly, a zwłaszcza o tą drugą, bo skoro Pablo (przynajmniej póki co) został uśmiercony, to teraz zakładam, że i z nimi możemy się pożegnać.
Knowby nagrywał dziennik z badań nad Necronomiconem. Zaklęcie które odczytał sprawiło, że zło opętało jego żonę, na taśmie odsłuchiwanej przez bohaterów przyznaje się, że musiał ją zabić i wie, że będzie następny.
Postać która ich śledzi to:
SPOILER
Baal i Ruby z 1982 roku, można ich podziwiać na zwiastunie 10 odcinka.
Padaka. Powtórka z rozrywki. Ile razy można oglądać to samo? Jeśli będzie 3 sezon, to ja odpadam.
Obejrzałem i mam mieszane odczucia. Niby inaczej, a sporo powtórzeń. Logiki przestałem szukać w serialu już dawno, ale tutaj chyba wyparowała kompletnie. Jakoś mi potencjału szkoda. Czar z dawnych lat prysł. Tobie się podobał i dobrze, ja jednak definitywnie odpadam...