Prześledziłem tutaj kilka tematów i w ogóle nie rozumiem tych zachwytów nad nim. Oglądam serial i dochodzę do
wniosku, że on był źródłem większości problemów Waltera. A ten bezczelnie podczas pobytu w szpitalu po pobiciu
przez Hanka twierdził, że jest na odwrót (przepraszam, ale to Walter im wstrzykiwał herę w żyły? On kazał Pinkmanowi
wysłać takich ćpunów-partaczy do sprzedawania mety? itd.).
Na domiar złego jeszcze twierdził, że jak zajdzie konieczność, to wyda Walta policji. Normalnie na miejscu Walta
udusiłbym go na miejscu. Nie rozumiem też, dlaczego Walter był dla Pinkmana taki uległy i próbował go przekonać
do współpracy. Przecież to był głupi (w każdym tego słowa znaczeniu), niedojrzały, impulsywny, słaby psychicznie,
tchórzliwy, naiwny smarkacz. Trudno mi dojrzeć jakiekolwiek zalety współpracy z nim z perspektywy Walta, poza tym,
że już znał recepturę.
Co innego mogę powiedzieć o Mike'u. Pomijając to, że niejako stał on po drugiej stronie barykady względem
głównych bohaterów, to kiedy myślę nad jego cechami, do głowy przychodzą mi same zalety: lojalny (chciał pomścić
Gusa), doświadczony, mądry, opanowany, inteligentny, litościwy (a czasami bezlitosny co - paradoksalnie - też jest
zaletą), godny zaufania, stabilny psychicznie. Każdy chciałby mieć takiego gościa po swojej stronie.
Odnośnie tak znienawidzonej przez Was Skyler. Cóż, jej zachowanie pokazuje, że kobieta im mniej wie, tym lepiej.
Zresztą większość kobiet w tym serialu jest ukazana jako impulsywne, nieopanowane histeryczki, co tylko jest
dodatkowym źródłem problemów.
Widocznie interesuje Cię tylko kryminalno - sensacyjna płaszczyzna BB. Gdyby nie było Jessiego, gdyby rolę Skyler zredukować do schematycznej, niezbyt rozgarniętej kobiety gangstera, która nie interesuje się tym, co tak naprawdę robi jej mąż, to serial ogromnie by na tym stracił. Pozostałyby potyczki złych, gorszych i najgorszych kolesi + Henka. Takich rzeczy to jest na pęczki.
Nie chodzi o to, że cały wątek i ta płaszczyzna emocjonalna była zbędna. Tylko sęk w tym, że w obrębie tej płaszczyzny zachowanie Jessego (i Walta względem niego) jest dla mnie niezrozumiałe.
Chodzi mi tylko o aspekt fabularny (nie zarzucam nic twórcom serialu). Trudno zaprzeczyć, że Jesse był źródłem wielu kłopotów i Walt poradziłby sobie znacznie lepiej bez niego. Miałby mniej kłopotów i więcej kasy.
Mniej kłopotów miałby też bez Skyler i Hanka. Wtedy to dopiero mógłby rozwinąć skrzydła;) Ale dzięki obecności tych przeciwstawnych sobie elementów. możemy wyraźniej obserwować przemianę Walta. Dla mnie też powód, dla którego Walt tak długo "trzymał" Pinkmana nie jest racjonalny ani rozsądny, ale chyba nie można go rozpatrywać z tego punktu widzenia, bo relacja tej dwójki jest bardzo skomplikowana i nie da się jej wyjaśnić tylko "przydatnością"Jessiego.
Masz rację,jak dla mnie wszystkie postacie są na miejscu,co do Jessego stawiam go na równi z Waltem w tym serialu są dwa główne postacie a nie jedna.
Ja bardzo lubiłem Jessiego. Według mnie był potrzebny bo dzieki niemu lepiej widoczne było to jak Walter się zmienił.
Na początku : Jessie-ćpun = zły, Walt-nauczyciel = dobry. Ale później to Jessie miał problemy po tym że kogoś zabił, a Walt się tym nie przejmował. Łatwiej jest zauważyć że Walt z pierwszych odcinków a z ostanich to już nie ta sama osoba.
Jessie to moja ulubiona postać. Dawał czasem dupy itp, ale lubiłem go m. in za to, że nie chciał nikomu robić krzywdy. Zawsze chciał znaleźć rozwiązanie żeby nikogo nie zabijać. A śmierć dzieciaka na motorze totalnie go rozbiła. Tak, Walt go nie potrzebował z praktycznego punktu widzenia, a mimo wszystko cały czas nim manipulował i nie pozwalał się wycofać, czego Jessie próbował niejednokrotnie. Jessie wkręcił go w interes i widocznie w tym kamperze powstała miedzy nimi swego rodzaju braterska więź i Walt nie chciał pracować z nikim innym. Walt manipulował, Jessie się odgrażał...i co z tego? Żaden nie chciał zabić ani pozwolić zabić drugiego(końcówka ostatniego sezonu to już inna bajka). I zauważ, że tak jak Jessie był źródłem problemów Walta, tak samo Walt był źródłem problemów Jessiego(którego właściwie rozj**ał psychicznie). Temat do dłuższej dyskusji, wiekszość postaci tego serialu raz dawała się lubić, raz nie.
Sympatię do Jessiego odczuwałem przez cały serial, najbardziej chyba jednak w momentach dla niego trudnych - po stracie Jane czy wtedy gdy szukał własnego ja. Nie wyobrażam sobie serialu bez niego. Jest on dla mnie najbardziej 'ludzką' postacią ponieważ nie wyzbył się poczucia winy i kierował się emocjami. Walt był wyrachowany, Skyler później zresztą też.
Ciekawie czy Walt sam wpadłby na przepis gotowania mety bez Jessiego? Taka moja dygresja.
"Ciekawie czy Walt sam wpadłby na przepis gotowania mety bez Jessiego? Taka moja dygresja."
Oczywiście, że tak. On potrzebował Jessego tylko do dystrybucji, o czym mówił mu na samym początku. Walt to przecież doświadczony doktor chemii, już w pierwszym odcinku od początku wiedział co i jak ma robić. Żadna w tym zasługa Jessego.
Wszystko posypało się wtedy gdy Walt musiał ratować Jessego i przejechał tych dwóch dilerów. Walt tłumaczył Jessemu by odpuścił, bo nic tym nie zmieni a jedynie może zginąć. Niestety Jesse nie pomyślał i kolejny raz kierował się emocjami. Wziął dragi w samochodzie, zabrał ze sobą broń i poszedł ich zabić. Wtedy z pomocą przyszedł Walt i zrobił to za niego - wziął wszystko na siebie, bezinteresownie. Od tego momentu wszystko się posypało, bo wiadomo że Gustavo Fring nie puściłby tego płazem. Wystąpił efekt domina i koniec był taki a nie inny.
Później Fring chciał zabić Hanka, który zaczął coraz bardziej węszyć więc Walt musiał wyeliminować Fringa. Znów stanął w obronie kogoś choć nie musiał tego robić. Starał się więc przemówić Jessemu do rozumu i skłonić go by mu pomógł. Przytruł (nie otruł) Brocka, ale przecież nic mu się nie stało. Był cały i zdrowy a Gus został wyeliminowany, Hank został ocalony. Niestety gdy Jesse się o tym dowiedział znów odbiła mu palma i nie potrafił zrozumieć DLACZEGO Walt przytuł małego (powtarzam przytruł a nie otruł). Nie potrafił zrozumieć, że dzięki temu ocalili życie Hanka. Jesse zachował się niestety jak gówniarz, który kieruje się wyłącznie emocjami. Nie potrafił logicznie pomyśleć i to nie jeden raz tak było. Najpierw wpadał w szał, robił coś a później dopiero myślał. Walt był jedynym przyjacielem Jessego, ale ten nie potrafił tego docenić. Później ta współpraca z federalnymi. Zrozumiałbym gdyby Walt z premedytacją zabił Brocka. Wtedy zrozumiałbym jego gniew... ale przecież tak nie było.
Zgadzam się w 100 % z przedmówcą.... Oglądając serial miałam cały czas wrażenie poirytowania na zachowanie Jessiego.... czułam się tak jakby cały czas on w czymś przeszkadzał.... przyznam, że było to irytujące.... Można też dojść do wniosku, iż Jessi od samego początku psuł WSZYSTKO.... Walt praktycznie nie popełniał błędów.... Popełnił jeden...zaufał Jessiemu... W moim poczuciu moralności większość winy powinna spaść na Jessiego za to wszystko.... to Walt pociągnął za sznurek, ale był zmuszony przez wybory Jessiego... Dlatego też w ostatnich odcinkach Walt godzi się na zabicie Jessiego... Jedyne co mi się zupełnie nie podobało to zabójstwo Mike przez Walta...
odnoszac sie do tego ze walt byl ulegly dla jessego . moim zdaniem walt traktował go jak syna pozwolil zadlawic sie kobiecie ktora wprowadzala go w wiekszy nalóg uznal ze bez niej jessie z tego wyjdzie zaplacil za jego odwyk,uratowal mu zycie gdy chcial zabib tych 2 od gusa co zabili kombo,byl nawet odcinek w ktorym flyyn zostal na noc w mieszkani walta a walt zasypiajac powiedzial do niego Jesse przez caly serial odczuwalem ze Walt traktuje go jak syna, co prawda strasznie denerwowalo mnie to ze Jesse zachowywal sie jak dupek i nie docenial tego wszystkiego o Walt dla niego zrobil serial wysmienity !!!!!!!!!!!!!
Mam dokładnie te same odczucia co do Jessego. Mam wrażenie, że przez większość serii był po prostu narzędziem do popychania fabuły do przodu - coś nabroił, robiło się gorąco, Walt wszystko łagodził. Czasem już nie mogłam słuchać, jak o wszystko miał pretensje do White'a. Ile razy Pinkman go zdradził, wypiął się na niego? Kilka. Ile razy White i tak ratował mu skórę, nawet życie? Tyle samo. No, ale miłość nie wybiera, a White zdecydowanie pokochał Jessego jak pierworodnego syna. Co do Skyler - dla mnie to akurat całkiem ciekawa postać, nieraz pokazała, że ma jaja (zwłaszcza w 4 sezonie). Ale generalnie - co do kobiet w serialu masz rację, wszystkie były co najmniej irytujące (zwłaszcza Marie, jeez), nie powiem, żebym jako dziewczyna była z tego zadowolona, no ale załóżmy, że po prostu genialnemu Gilliganowi słabo idzie pisanie postaci żeńskich, trudno, zdarza się. Mam nadzieję, że w niedługim "Better call Saul" będzie z tym lepiej.
Nie zgadzam się. Jesse był cały czas potrzebny Waltowi. Najpierw jako dystrybutor. Potem nazwijmy to przyjaciel w zbrodni, aż w końcu w relacji ojciec-syn. Pamiętam jak Walt spotkał się w barze z ojcem Jane i po rozmowie z nim, pojechał do domu Jessiego, aby jak to powiedział 'saving the family'. Oczywistym jest, że Jesse był dla Walta jak syn. Jeszcze jedna scena gdy pijany i pobity Walt nie przyszedł na urodziny Walta Jr. i Junior pojechał do niego do domu. Junior zajął się Waltem, położył do łóżka i Walt w pewnym momencie nazwał swojego syna Jesse.
Jesse był niezbędny Waltowi emocjonalnie, a przez to był niezbędny w tym serialu. Myślę, że Walt go po prostu kochał ojcowską miłością.
Zgadzam się w pełni. Jesse mnie strasznie irytował. Jak coś się stało od razu wpadał w szał, nie myśląc przy tym. White ładnie nim manipulował, jednak wszystko co osiągnął Jesse było zasługą White'a. White go 2 razy uratował, zajął się nim po śmierci jego laski. A ten gówniarz jeszcze bezczelnie wszystko wyśpiewał DEA. A na końcu z łaską, z obrażoną miną (wypadałoby chociaż podziękować za uratowanie życie) wsiadł do auta i pojechał. I ciągle te jego "SZMATO". Mimo wszystko był niezbędny w serialu.
Zabił go bo musiał ratować siebie i White'a, co było konsekwencją tylko i wyłącznie z jego winy. Nie chciał odpuścić dilerom, a Walt wstawił się za nim, mordując obu (ratując mu przy okazji życie) i robiąc sobie samemu kłopoty z Gusem. Do tego momentu jego współpraca układała się bardzo dobrze.
Pinkman to było wieczne źródło problemów. Walt powinien dać sobie z nim spokój w momencie gdy zmarła Jane, a Jesse wpadł w nałóg i ćpał w najgorszych melinach. Prawdopodobnie szybko by się wykończył. White na tamten moment miał dobry układ z Gusem i mógł spokojnie gotować samemu.