Tak sobie przycupnąłem na chwilę porozmyślać i po tylu latach oglądania zauważam, że najtrudniejszą częścią produkcji do zrealizowania są zakończenia. Wydaje się, że najtrudniej wymyślić to dobrze na papierze. Polubiłem miniseriale, można je na spokojnie obejrzeć sobie przez weekend. Ale zarówno one jak i filmy przez ostatnie lata mają straszny problem z zakończeniami. Są one po prostu głupie.
Oglądasz taką Cassandrę, specyficzny, trzyma w napięciu. Oglądam ten ostatnio odcinek, widzę, że serial kończy się dosłownie za kilka minut a tu się zapowiada rzeźnia. Ale nie, typowo - pokonajmy wroga miłością. Kilka czułych słówek, które przez cały serial na nią nie działały, teraz na koniec serialu akurat podziałały na sumienie robota. Zakończyłem ten serial z takim facepalmem, że nawet nie chciało mi się go oceniać.
Kto oglądał serial Flash, od razu mi się skojarzyło zakończenie Cassandry z tym serialem. Ostatnie sezony polegały na tym, że Flash był za słaby żeby kogokolwiek pokonać ale na koniec sezonu spotykał się ze złoczyńcą i zamiast z nim walczyć to walił mu przemowę jaka to miłość jak silna i złoczyńca albo umierał od słów albo stwierdzał, że się poddaje.
Już pominę, że mąż przez ostatnie 20 minut odcinka miał wytrzeszcz jakby wżarł pół kilo heroiny ale o ile chciałem ten serial polecić znajomym, tak po zakończeniu uważam, że obejrzenie go było stratą czasu.