Ok, więc, dopiero zacząłem oglądać i o samym serialu jeszcze się nie mam co wypowiadać, ale pierwszy odcinek napędził mi srogą rozkminę. Mam nadzieję że ktoś się wypowie, a zwłaszcza ktoś młodszy ode mnie, najlepiej w wieku podobnym do bohatera czyli jakieś 15-25 lat.
Mianowicie: Jake jest sobie dzieciakiem z artystycznymi ciągotkami: klei rzeźby z laleczek i te de. O ile rozumiem niechętne nastawienie jego papy, bo ze sztuki faktycznie ciężko wyżyć i przytrafia się tylko najlepszym/najbardziej farciarskim, tak drapię się po głowie widząc reakcje innych ludzi z jego otoczenia. Jego kuzynek - drwi sobie z tego rzeźbiarstwa i insynuuje wręcz że Jake jest gejem przez swoje hobby. W szkolnym autobusie - dzieciaki się z niego śmieją, rzucają spoconymi gaciami na WF i tak dalej.
Powiedzcie mi proszę - czy to serial przedstawia wybitnie nierealistyczną wizję świata, czy też przez ostatnie20 lat od kiedy przestałem być nastolatkiem zaszły aż takie zmiany w społeczeństwie? bo kompletnie nie rozumiem tego co Chucky pokazuje. Kiedy sam miałem 15 lat, to nikt się nie naśmiewał z dzieciaków które coś twórczo kombinowały. Każdy ziom czy ziomalka posiadający w pokoju gitarę czy sztalugę z automatu dostawali +10 do bycia cool. No, może jakichś lamusów co byli zapisani do chórku kościelnego czy zespołu tańca ludowego się wyśmiewało - no ale to chyba nie dziwne, biorąc pod uwagę tematykę. W moim liceum koleś który kleiłby jakieś chore monstra z laleczek barbie byłby najfajniejszym typem w szkole i połowa lasek chciałaby go zgarnąć na studniówkę.
Stąd moja rozkmina też. Czy faktycznie tak teraz młodzi się postrzegają? Robienie sztuki jest "pydalskie" dla nich? Owszem, wśród ludzi z mojego rocznika widzę pogardę do artystów, no ale to wynika z tego że jakiś 40-letni dziad zazdrości że ktoś zarabia na przykład malując obrazy czy nagrywając fortepianowe covery Metalliki na jutuba zamiast tyrać dwie zmiany w Biedronce - ale młodzi to chyba powinni być jeszcze pozbawieni tego cynicznego podejścia?
Generalnie to rozpierdziela mnie ten dysonans: lud z jednej strony żre wytwory kulturowe na potęgę, przeznacza kilkanaście godzin w tygodniu na seriale, muzykę czy książki, a jednocześnie gardzi artystami którzy im ten pokarm dostarczają. Skąd to? "Za moich czasów" to artystów się szanowało, a teraz widzę niektórzy by najchętniej palili ich na stosie. Skąd się to wzięło?