PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=40163}

Czarodziejki

Charmed
1998 - 2006
6,9 51 tys. ocen
6,9 10 1 51408
6,2 10 krytyków
Czarodziejki
powrót do forum serialu Czarodziejki

Ukochany serial

ocenił(a) serial na 8

Uwielbiam go za to, że główne bohaterki nie są przedstawione jako niezniszczalne i wszystko potrafiące. To kobiety z krwi i kości, muszą pogodzić życie prywatne ze swoim przeznaczeniem. Serial świetnie ukazał jak starają się znaleźć równowagę w tym wszystkim. Szczególnie podobało mi się to, że nie są idealne. Nie każde zaklęcie im wychodzi. Nie każde użycie daru im wychodzi. To zwykłe kobiety z dnia na dzień wrzucone w magiczny świat. I tym kupił mnie ten serial.

Najbardziej nie mogłam przeboleć tego, jak poprowadzono wątek Pheobe i Cole'a. Jest to najmniej lubiana przeze mnie siostra. To jak potraktowała ukochanego nie mieści mi się w głowie tym bardziej, że w późniejszych odcinkach zyskała dar empatii. Ta która jednocześnie wyznaje ukochanemu miłość i mówi mu, że jest zły i zawsze będzie i nic mu nie pomoże. Ta która niemal za każdym razem (przynajmniej na początku) chcąc, by Cole dał jej spokój jednocześnie mówi mu, że go kocha i zawsze będzie. Dlatego dla mnie było to niepojęte, że akurat ona otrzymała taki dar mając spore problemy z uczuciami. Cole to świetna postać, nie jest czarno-biały. To bohater rozdarty pomiędzy dobrem a złem. Pheobe zawsze mogła liczyć na swoje siostry nawet, gdy te stawały się złe. Natomiast Cole mógł liczyć tylko na nią. Prue i Page go nie cierpiały, Piper była neutralna, choć momentami rozumiała, że to jest silne i prawdziwe uczucie. Z kolei Pheobe, która zawsze chciała życia samodzielnie i tak skończyła z siostrami w jednym domu.
Kupidyn zupełnie mi do niej nie pasował. Już we wcześniejszym odcinku, kiedy miała z nim styczność widać było, że działa na nią jego magia, ale to nie miłość tylko pożądanie. Za to Cole i Pheobe to dopiero była chemia, sporo razem przeszli i żaden inny związek w serialu taki nie był (nawet Piper i Leo). Na niekorzyść Cole'a przemawia u mnie tylko to, że nie powiedział ukochanej, co się z nim dzieje, że Źródło przejmuje nad nim kontrolę. Chciał chronić Pheobe, ale doprowadził tym do zniszczenia wszystkiego. Pamiętam kiedy Piper rzuciła na niego zaklęcie, żeby pojął jak Pheobe cierpi (będąc syreną), ale czy ukochana rozumiała jego samego? Nie. Za to był świetny, żeby wzywać go do jej ratowania (Bunshee, mumia).

Najbardziej lubiłam Piper. Z kolei żal mi Prue. Poświęciła swoje życie opiece nad siostrami. Zawsze była poukładana i odpowiedzialna. Szczęście osobiste było dla niej na drugim miejscu, bo głównie liczyły się siostry. Dlatego było to smutne, że umarła nie zaznawszy tego co one. Przez większość życia patrzyła jak układają sobie związki, są kochane a ona tkwiła w samotności.

Page początkowo była irytująca, a jej pojawienie się po śmierci Prue było jak dla mnie za szybkie. I ta rozmowa z matką - No Prue umarła, no szkoda, ale macie jeszcze jedną siostrę, pogódźcie się z tym, cieszcie się i stawać mi tu do księgi, bo przeznaczenie czeka. Tak to dla mnie wyglądało.

Z kolei Leo to jest dla mnie nie do końca dobrze napisana postać. Czegoś zabrakło. Stał się trochę taką zapchajdziurą, a przecież miał różne ciekawe dary, które można było wykorzystać. Choć zastanawiam się nad konsekwencją w scenariuszu. Kiedy szykował się na podróż z Piper, uczył się francuskiego z książki, ale gdy oboje zamienili się ciałami to okazało się, że zna wszystkie języki świata, bo ma podopiecznych wszędzie. Więc tak właściwie po co mu książka? Do tego miał wiedzę na temat wielu magicznych stworzeń, ale nie zawsze była ona pełna, więc trochę wiedział a trochę nie wiedział.

Podsumowując. Serial kocham mimo tych rzeczy, które wymieniłam. No chyba nie ma seriali idealnych, ale ten jest w moim top 10.