Chciałabym zainicjowac dyskusję na temat tego co się Wambardziej podoba - ksiązki czy serial.
Najpierw czytałam książki i rzuciłam w okolicach From Dead to Worse, bo miałam dosyć powtarzania się autorki, złego gustu Sookie i jej beznadziejnego boyfrienda Quinna.
Serial odbiega coraz bardziej od książek i to bardzo mi sie podoba, zwłaszcza Bill, który jest postacią o wiele ważniejszą i wyrazista niż w książce. Duzo rzeczy jest tu dla mnie zaskoczeniem i z sezonu na sezon oglądam odcinki z jeszcze bardziej zapartym tchem.
Jakoś trzen=ba sobie umilić czas do następnego czerwca :-)
Moja historia serialowo-książkowa wygląda mniej więcej tak:
Na początku przeczytałam pierwszą część, która spodobała mi się, ale z braku funduszu i innych form dostępu moja przygoda z tą serią skończyła się.
W tym miesiącu obejrzałam serial i muszę przyznać, że do połowy pierwszego sezonu oglądałam go głównie z ciekawości jak wątki książkowe przedstawią w serialu, ale jakoś po piątym odcinku tak mnie wciągnęło, że w 1,5 tygodnia obejrzałam wszystkie sezony. Teraz, aby skrócić sobie czas oczekiwania na kolejny sezon powróciłam do serii książkowej - w obecnej chwili jestem w połowie drugiej części.
Fajne jest to, że reżyserzy coraz bardziej odbiegają od pierwowzoru historii. Dzięki temu czytając nie mam obezwładniającego uczucia deja vu.
Właśnie też zamierzam nadrobić zaległości w czytaniu, zakupiłam Definately dead i mam zamiar czytać.
Podobnie jak Ty serial obejrzałam w tempie błyskawicznym i najpierw to była ciekawość, a potem zostałam wciągnięta w TB manię i teraz cierpię na syndromy odstawienia. Zakupiłam nawet na Allegro 3 pierwsze sezony, bo jakoś trzeba oswoić pustkę. ;-)
Jestem bardzo ciekawa Twoich dalszych odczuć z lektury.
Ale się przechwalam zakupami ha ha ha, ale to tylko świadczy o stopniu mojej desperacji. Na szczęście jest Allegro, gdzie można zapolować na okazje.
Ok więc jestem już po lekturze "U martwych w Dallas" :) (trochę to trwało... no cóż nauka, eh...)
Jeśli chodzi o książkową a serialową rzeczywistość (odnośnie w/w części )w moim odczuciu wygląda to mniej więcej tak:
*cieszę się, że w serialu nie ukatrupili Lafayetta, gdyż jest to barwna i ciekawa postać. W książce mnie ni grzał ni chłodził więc jego los był mi obojętny.
*wątek Jess (w 2 sezonie, w 3 i 4 niekoniecznie) podobał mi się, ale do książki nie pasowałby, więc + dla reżyserów
*w serialu strasznie dłużyły mi się seny z Tarą - dobrze, że w książce mi tego oszczędzili
*wolę Sama w serialu aniżeli w książce
*wątek Jasona w Bractwie Słońca na dłuższą metę był nużący, więc cieszę się, że nie był to pomysł Harris
*zrobienie z serialowego Gordricka stwórce Erica było świetnym posunięciem (i w ogóle sceny z Gordrickiem). Brakowało mi tego w książce, ale Godfryd sam w sobie też nie był zły
*na + dla serialu zasługuje scena odbicia Sookie z Bractwa, lecz ( ja, która osobiście nie przepadam za momentami w książkach, w których dzieje się jednocześnie dużo rzeczy na raz) jestem usatysfakcjonowana również rozwiązaniem jakie pojawiło się w książce. To samo jeśli chodzi o zakończenie sprawy z meandą.
*wolę gdy Portia brzydzi się Billa niż, gdy za nim lata
* czytając Barry wydawał mi się ciekawszy niż w serialu (dużo go tam nie było)
* Erick w książce jak dla mnie jest trochę za mało drapieżny(nie wiem jak inaczej nazwać tą ceche)
*Sookie w serialu jest ciut bardziej stabilna uczuciowo (?) niż w książce. Czy ona na prawdę musi się całować z każdym facetem, który na nią leci? Ok może się czepiam ;)
*ubolewam nad tym, że w serialu odebrano mi możliwość zobaczenia Erica w lacryowych legginsach... Chybabym padła!
To chyba wszystko. Nie wymieniałam tego co podobało mi się zarówno w książce i w serialu, a co różniłoby się tylko małymi szczegółami.
A u Cb? Jak to się przedstawia?
Trzecia częścio nadchodzę!