Nie mając za plecami bata w postaci producentów telewizyjnych wielkich ogólnokrajowych stacji pokroju ABC, nie przejmując się ratingami, sankcjami i regułami emisji w prime time ani ratingiem wiekowym i ze sporymi środkami finansowymi Marvel w końcu to zrobił - oddał sprawiedliwość jednej z najciekawszych i najbardziej tragicznych postaci w świecie komiksu superbohaterskiego.

Oglądając serial przypomniał mi się pierwszy kontakt z wydawanymi w Polsce komiksami od TM Semic w serii Mega Marvel, które były skierowane do dojrzałego odbiorcy prosto od Millera, Bendisa i Brubarkera. Komiksami, gdzie to Matt Murdock był w centrum wydarzeń, gdzie nie ma miejsca na jałowe romansidła, krew leje się obficie, a granica pomiędzy dobrem, a złem, normalnością, a kompletnym szaleństwem jest tak zatarta, że człowiek zaczyna zastanawiać się czy to ten sam kolorowy świat Marvela, gdzie Avengersi, X Meni, Spider Man, F4, Deadpool czy Kapitan Ameryka ciągle walczą z jasno zdefiniowanym złem.

Specjalne uznanie dla Charliego Coxa i kradnącego każdą scenę, w której występuje Vincenta D'Onofrio. Takiego Kingpina jeszcze nie mieliśmy.

Cieszą esters eggi nawiązujące bezpośrednio do Iron Fista i doskonała choreografia scen akcji.

Smuci [spoiler] śmierć Bena Urlicha - jednej z kluczowych postaci w przygodach DD i przede wszystkim Spider Mana (był to pierwszy przyjaciel w DB Parkera, jego zawodowy mentor) oraz kompletne pominięcie wątku Elektry i ledwie zarysowanie postaci Sticka.