Wiecznie nabzdyczona główna bohaterka, która zdradziwszy, ciągle sztorcuje ukochanego bardzo drażni. Bo dlaczego on w ogóle ma pretensje? Przecież ona czuje się samotna. Zachowanie owego gościa, policjanta, kompletnie niewiarygodnie. Miota się jak nastoletnia dziewoja. Pierwsze dwa odcinki bardzo dobre, potem się posypało. Tennant świetny. Ładne zielone pagórki. Nie zobaczysz, nic nie stracisz.
Cóż. Winien był mąż. Wiedząc, że żona go zdradza, zagroził, że nigdy nie dostanie dzieci, potem zaaplikował im i żonie insulinę, na końcu sobie, a że miał ją w sobie krócej, przeżył. Przed tym jednak zadzwonił do matki, która zeznała to na policji. Zatem bez sensacji. Prosta oczywistość.
Jego żona go nie zdradzała, zabił ją po tym, jak dowiedział się, że ona zamierza się z nim rozwieść.
nazbyt kobiecy? a co, za mało facetów? za mało big-dick energy?
Serial nie jest powalający, ale to nie kobiety w nim są problemem a średnie ułożenie chronologii w scenariuszu.