PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=829258}

Devs

2020
7,3 13 tys. ocen
7,3 10 1 13437
7,7 44 krytyków
Devs
powrót do forum serialu Devs

Z punktu widzenia widza, który widział wiele przeróżnych pomysłów z gatunku mniej lub bardziej dotykającego sci-fi, jest świadomość, że nie jest najłatwiej wymyślić obecnie coś, czego przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu nie było już wcześniej.
Devs choć chyba (wnioskując po 2 odcinkach) nie będzie tu wyjątkiem, to mimo to zapowiada się naprawdę nieźle.
Pierwsze moje skojarzenia pod pewnymi względami kierują się do filmów "Ex Machina", "Paycheck", czy seriali "Paradox" (2009), Mr. Robot, i myślę, że ktoś spokojnie poda jeszcze inne tytuły, których tak na szybko nie mam w pamięci, ale rodzą pewne skojarzenia, jeśli nawet nie wprost za sprawą poruszonego tematu, to choćby klimatu.

Jest dobrze i zdecydowanie jest potencjał
...a tego, czego się trochę obawiam, jak długo uda się utrzymać stan ten takiej fajnej ekscytacji, gdy podrzucono nam intrygujący motyw, wywołujący przemożną chęć poznania, podpartą samoistnie nasuwającymi się pytaniami, jak chocby to "o co dokładnie im tam chodzi?" ;)

Podejrzewam, że ktoś, kto jest naprawdę wielkim miłośnikiem sci-fi, to pewnie już po 2 odcinkach (czy może już nawet po pierwszych 15 minutach) zaczął się domyślać, o co będzie chodzić, zanim jeszcze Sergiei przekroczył próg intrygującej już w swej samej konstrukcji placówki Devs.

Ja sam choć zgrubsza się domyślam, to myślę, że jest tu naprawdę szerokie pole do tego, aby zaskoczyć widza, zwłaszcza że mowa o fizyce kwantowej, co już samo w sobie jest intrygujące i zdecydowanie na czasie.

ocenił(a) serial na 4
barranek

W dobie koronawirusa to gadanie o potedze Chin moze okazać sie przebrzmiale. Poza tym niezaleznie od tego - ja temu przyklaskuje, tez uwazam, ze maja sie dobrze od lat 90 - to jednak nie robmy z widza debila. Pierwsze 20 lat XXI wieku to okruszek. Zostaje jeszcze 80...
Nie mam pretensji do GO - cos trzeba sztampowego z Chinczykami pokazac, druga opcja to by byl mahong pewnie. Jednak razilo mnie mocno to, ze ta genialna dziewczynka nie rozumie greckiej sentencji. Nawet jakby scena dziala sie w Chinach - a nie dzieje sie, bo jest to emigrantka od 3 pokolen - to takie chinskie dziecko naprawde jest duzo lepiej wyksztalcone niz zachodnie, a ta raczej ma nie byc glupia amerykanka co sie nie uczy. Mnie o tym uczono w pierwszej klasie liceum, ale ja wtedy nie mialam netu, w ogole dostep do ksiazek byl ograniczony, jakby nie byl, to mozliwe, ze bym sama wczesniej na to sie natknela, a co dopiero taka amerykanska nastolatka...

Osobiscie zdziwilam sie, ze Kiton nie zabil ot tak tego szczurka. A ten zachowywal sie jak krolik, a nie facet. Marchewke trzeba bylo mu dac. Jak ma testosteron i uwaza, ze tamten go zabije, to powinien jakis opor stawiac, przeciez tez ma rece i miesnie. Ja nie wiem, ten Kiton na super sprawnego nie wyglada, poszarpac sie z nim nawet taki chuderlak moze.

Z Przypadkiem skojarzenie słuszne, ale chyba jednak niewlasciwie jezeli chodzi o ich teorie kwantowe wykorzystane w fabule. Ze chyba jednak nie skupiaja sie na skutkach i rozgalezieniach, ktore sie ciagle tworza i rozgaleziaja, zastepujac, nadpisujac, zmieniajac rozwoj wydrzen, bo pasuje do efektu motyla też, ale wlasnie do tego superpozycji WSZYSTKICH naraz moliwych zdarzen w tym samym miejscu.


To jest Lilly. Nie Lucy.

alisspl

Masz rację. Choć nie do końca;) Lily, nie Lilly.

Można to nazwać formą dysleksji, ale mam trudność z zapamiętywaniem imion i nazw własnych - nobody's perfect.

Skojarzenie z "Przypadkiem" to trochę punkt wyjścia w teorię wieloświatów i w fatum - jakkolwiek by Witek nie "wybrał" (w cudzosłowiu, bo nie on wybierał lecz los) - zawsze kończyło się źle.

Po ostatnim odcinku jestem jeszcze bardziej zażenowany. Zwłaszcza, że w międzyczanie obnażył się pseudointelektualny bełkot płynący a ekranu (cytaty z Larkina, trudna, ambitna poezja, z Steve'a Roacha - wiadomo, że artysta tworzący ambient, odpowiednio niszowy, chyba też William Basinski gdzieś przebrzmiał, ale może pamięć mnie myli)

No na koniec okazało się to, co sugerowała zawczasu scenografia i muzyka - Forest skonstruował sobie komputerowego boga, po czym wskoczył do niego zostając symulakrem (w skrzyni profesora Corcorana chciałoby się rzec).

Moje oczy i uszy się nasyciły pięknymi zdjęciami i soundtrackiem, rozum historyjki nie kupuje.

Z pozdrowieniami!

barranek

@barranek celnie :-)

yuflov

9 odcinek wymiata! .....a część bohaterów wręcz dosłownie :D

Cały odcinek świetny, a wyróżniłbym scenę na tamie. Choć wydawać by się mogło, że można zmienić przyszłość i to tym bardziej w sytuacji, gdy ktoś nam mówi, co się zaraz wydarzy, to ta scena pokazała, w jakiej sytuacji bez niejako odwrotu znalazł się Lyndon. Mało tego, on aż do bólu był tego świadomy, że choć nie chciał, to przejdzie przez barierkę.

p.s. tak na marginesie ciekawostka, bo nie wiem, czy patrzyliście w obsadę, ale jego postać gra dziewczyna! :D Ja zobaczyłem to dopiero teraz, a najzabawniejsze, że od pierwszego momentu zobaczenia Lyndona, aż dręczyło mnie to, jak bardzo w urodzie ma on kobiece cechy... do tego rzuca oczkami, białka do góry wywraca zalotnie ;) i nie ukrywam, że był atrakcyjny, ale teraz już wiem dlaczego i przynajmniej bez wstydu można to przyznać ;)

Wracając do głównego tematu, to po tych 9 odcinkach jest póki co naprawdę dobrze i mam nadzieję, że przygotowali coś równie ciekawego na finał... coś np. ciekawszego, niż jakieś banalne zniszczenie tej placówki :) Elektromagnesy wysiądą, wszystko runie dół, super komputer się spali, niektórzy ujdą z życiem, niektórzy będą mieli mniej szczęścia, Foresta w ostatniej chwili przeniesie do innego świata równoległego, w którym jego córka żyje, a Lilly odzyska Jamiego :)

yuflov

chyba ten 7 odcinek aż za bardzo wywiał mnie do przyszłości, że piszę o 9-tym :)))

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Cześć! Wciągałem się nieco w te Wasze komentarze i przyznam że niezła lektura. Taka w sam raz po 7 odcinkach Devs'a. Obejmująca swym zakresem prócz fabuły serialu elementy kinematografii, teoretycznej fizyki kwantowej, religii, psychologii z domieszką uroczego wazeliniarstwa (czy też z domieszką pewnego rodzaju krytyki) i filozofii. Serial skłania mnie szczególnie ku tej ostatniej dziedzinie. Nazwałbym to może nawet filozofią wszystkiego, trochę jak Teoria Wszystkiego wg Stephena Hawking'a. Wy też macie swoją personalną filozofię odbioru serialu i łączenia go z dotychczasowym dorobkiem naszej kultury. Każde z nas chłonęło ową kulturą w różnym stopniu i w różnych jej rejonach czerpało "swoje prawdy". Znaczy prawda niby powinna być tylko jedna, ale perspektywa jednak potrafi ją mocno zmienić ;) Chcę powiedzieć że każde z nas może negatywnie ocenić jakiś element przez pryzmat swoich odczuć i doświadczeń i być może nie należy krytykować twórców zbytnio że skorzystali z jakiś istniejących schematów bo jakbyśmy chcieli na prawdę od nich uciec to powstało by Twin Peaks w świecie Teletubisiów... Co i tak może być dla kogoś mało oryginalne bo bazujące na tych dwóch tworach :P Twórcy serialu mieli już i tak sporo rozkmin natury relatywistyzno-deterministycznej (cokolwiek to znaczy :P),więc nie wymagajmy jeszcze od nich nieoczekiwanych barwnych postaci i sytuacji rodem z Breaking Bed. W sumie to oglądam też Westworld i tam fabuła jest niesamowita i co raz bardziej zawiła, aż mnie mój mały móżdżek boli od licznych nieudanych prób powiązania faktów :P Reasumując Devs jak dla mnie jest doskonały w swej skomplikowanej prostocie ;) Jeśli jednak miałbym się do jakiejś drobnostki przypierniczyć, to nie kupuje postaci ochroniarza Kentona, którego prezencja dla mnie jest daleka od wywoływania choćby mikro-gęsiej skórki ze strachu (wiem że nie ma czegoś takiego, ale mam nadzieję ze wiecie o co mi chodzi :P). Kenton wygląda mi bardziej na gościa co to rzadko opuszcza swą kanapę, a największą torturą do jakiej by trzeba było się dopuścić by dostać od niego tajne dane bankowe, jest wykręcenie suta :P

Zabawne że pomyliłeś 7 odcinek z 9-tym. Czy to dlatego że dzisiaj jest taki dzień kwietnia właśnie? Pytam bo 9 to prześladująca mnie wszędzie liczba. Przykładowo urodziłem się 9 maja, mam tez takie kocie nazwisko a wg przysłowia koty mają 9 żyć i w dzienniku najczęściej trafiał mi się ten nr.

Wracając do filozofii czy też do teorii fizycznych to w Devs'ie udowadniają że istnieje wieloświat, bo dzięki zastosowaniu tej teorii superkomputer Devs'a zmienił pokazywane obrazy z rozmazanych na dokładne i nawet dźwięk im doszedł, tylko słowa mogły się nieco różnic bo była to np bliska alternatywna rzeczywistość. Forest mnie trochę dziwi z wiarą w to że podążamy jakimś wyznaczonym kursem, "torami", i jesteśmy pozbawieni tak naprawdę wolnego wyboru, i tylko nam się wydaje że go mamy. Oczywiście robi tak bo tylko wtedy widzi dla siebie usprawiedliwienie za śmierć córki, ale to pozbawienie wolnej woli jest dziwne. W tym odcinku idom dalej tym tropem i postacie które wiedzą o pewnych przyszłych konsekwencjach swoich czynów to i tak robią coś zgodnie z tym co im zapowiedziano jakby nie mogli się temu oprzeć...

CATMAN44

cześć również :) Świetnie to wszystko napisałeś i choć odniose się póki co tylko do kilku rzeczy, to wiedz, że o pozostałych także myślę.

Jak chodzi o tę pomyłkę z odcinkami, to szybko uświadomiłem sobie 3 powody, które podświadomie na nią wpłynęły :)
Pierwszy to faktycznie ten związany z tym, że dzisiaj jest 9-ty i od rana bardzo świadomy tego byłem. Jeszcze zanim ten odcinek pojawił się na HBO GO, to sprawdzałem, czy na pewno dziś będzie i widniała przy nim data 9... :)
Drugim powodem jest to, że przed napisaniem tamtego komentarza, dałem już temu serialowi ocenę 9 :) ....(z 10 czekam na finał, w zależności, jaki będzie)
A trzeci, to taki nieco prozaiczny. Sporo ostatnio oglądałem seriali 10-cio odcinkowych i mając świadomość, że dzisiejszy odcinek jest przedostatni, to samo istnienie myślałem o nim, jako o 9-tym :)
Krótko mówiąc byłem niemal skazany na tę pomyłkę :D

p.s. swoją drogą nie wiem, czy widziałeś film "Focus" z Wilem Smithem i Margot Robbie i tam była taka akcja, że w ramach wpłynięcia na decyzję jednego gościa, aby ten w odpowiednim momencie wybrał pożądaną przez nich liczbę, to wcześniej na różne sposoby przez cały dzień mu ją sugerowali typu: ilość kwiatów, numer pokoju, jakaś tam reklama zawierająca ową liczbę, numer na taksówce itd :)

No ale co do serialu i tego odcinka...
Nawiązując do tego, co napisałeś na koniec, to, z jednej strony mogłoby się wydawać, że i Lyndon i Lily mieli bardzo dużą szansę na to, aby nie zrobić tego, co im zapowiedziano, że zrobią, tyle że w obu tych przypadkach doszło do takiego stanu, że gdy myślałem sobie, co sam zrobiłbym na ich miejscu, to czuję, że bym się temu nie oparł.

Lyndon praktycznie za wszelką cenę chciał wrócić do Devsa. Jedynym sposobem było udowodnienie swojej wiary w wieloświat w sposób jaki Katie mu wyznaczyła. Mało tego, bo choć trudno opisać tę jego ekscytację, gdy sobie uświadomił to wszystko, to to właśnie działało jak niesamowity magnes biorący górę nad ewentualną przekorą, aby tego nie zrobić. Ba, zrobienie tego, co wiedział, że zaraz ma zrobić, tym samym potwierdzałoby, że to wszystko nad czym pracował w Devs, po prostu działa i on sam na rację.

Co do decyzji Lily, to ona choć na początku miała silne podstawienie, że zostanie w domu. To po tym, jak Jamie został zabity i "bezdomny" zarysował jej bardzo jasne scenariusze, że tak naprawdę jej dotychczasowe życie się skończyło, to pójście jednak do placówki Devs było na swój sposób jedyną rzeczą, która, jakby to powiedzieć, nie czyniła ją samotną i jednocześnie podświadomie może dać szansę na to, że cokolwiek się tam wydarzy za jej sprawą, w jakiś sposób odmieni jej los.

Paradoksalnie większą szansę, aby nie robić tego samego, co widzieli, że przed chwilą zrobili, mieli wszyscy ci w Devsie podczas oglądania projekcji tego przesunięcia o 1 sekundę. Ale aby tak się stało, zakładając oczywiście wyrwanie się z tego, co niby nieuniknione, to potrzeba by było naprawdę się zatrzymać, skupić, skoncentrować myśli... tyle że oczywiście mogłoby się okazać, że to i tak byłoby tylko zrobienie tego, co już zrobili na tej projekcji :)

ocenił(a) serial na 9
CATMAN44

Koncepcja świata deterministycznego jest bardzo pociągająca, bo zwalnia nas z odpowiedzialności za nasze czyny i zdecydowanie ułatwia podejmowanie decyzji oraz znoszenia ich negatywnych konsekwencji. Ateistom bardzo łatwo zastąpić nią rolę jaką pełni religia.
Zabawne, że wielu ludzi wierzy w pomysł wieloświata,a jednocześnie niewielu zdaje sobie sprawę, że oznacza to wspomniany wyżej determinizm. Sam nigdy nie rozumiałem, skąd u ludzi wzięło się popularne przekonanie, że wszechświaty dzielą się dopiero w momencie podejmowania decyzji. Bardziej, pasował mi pomysł losowości, co przy nieskończonej liczbie wszechświatów, daje w efekcie każdą możliwą decyzję.

P.S. Nie wiem czy dostatecznie logicznie to napisałem, by zostać zrozumiany, ale inaczej nie potrafię tego opisać :D

ocenił(a) serial na 10
acidity

Dużo spędziłem czasu w ostatnie 2 dni na dowiadywaniu się o filozofii deterministycznej i jej pochodnych. Determiniści też się miedzy sobą różnią pewnymi poglądami. Więcej się rozwodzę na ten temat w odpowiedzi do yuflov, więc nie będę się powtarzał. Ciekawi mnie czy jesteś deterministą który traktuje wola wolę jako złudzenie?

CATMAN44

Pozdrowienia od miłośnika Westworld :)

Kenton. No taki faktycznie portier z niego, niż budzący jakiś lęk. Ale tak poza wszystkim, to pojawiło się uczucie ulgi i pewnej radości, że jego tory już się skończyły... choć ten jego wyraz twarzy z ostatnich sekund egzystencji i po wydaniu ostatniego tchnienia, pewnie przez jakąś chwilę pozostanie człowiekowi w pamięci.
Ta scena też pokazała, że naprawdę fajnie zadbali o realizm, nie tylko w wielu naprawdę naturalnie stworzonych dialogach, jak choć gdy Lily i Jamie odgrywali niby poważną scenkę o wyprowadzaniu kota, ale też wielu innych już całkiem poważnych.

Ale na cokolwiek by nie zwracać w tym serialu większą uwagę - na takie czy inne smaczki, to głównym motywem do refleksji jest niewątpliwie przyczynowo-skutkowość, determinizm i pytanie, czy rzeczywiście każdy z nas ma te swoje tory, po których zmierza ze złudnym poczuciem wolnej woli, co najwyżej swoimi decyzjami za każdym razem jedynie wypełniając jedną z już wcześniej zdeterminowanych nieskończenie wielu linii czasu.

I gdy człowiek się głębiej nad tym zastanowi i przyjmiemy, że cokolwiek byśmy nie zrobili za minutę: ziewnęli lub włączyli telewizor, bez zastanowienia wyszli z domu lub po prostu zastygli w bezruchu, to przyjmując, że wszystko to (i więcej) ma już swoje odzwierciedlenie w przyszłości, to we mnie nie rodzi po poczucia, że nie mamy wolnej woli i jedynie odgrywamy coś, co się już zdarzyło.
Jest po prostu świadomość, że żyjemy w wieloświecie z nieskończoną liczbą możliwości i od naszej decyzji zależy to, którą w danej chwili z tych dróg decydujemy się podążać.

Gdybyśmy mieli okazję podejrzeć przyszłość i zobaczyć wiele, czy teoretycznie nawet wszystkie (co oczywiście przeczy nieskończoności) realnie możliwe scenariusze tego, co zaraz zrobimy (opcji tak wiele, że chcąc postąpić inaczej, praktycznie nic innego nie przyszłoby nam do głowy), to nawet przyjęcie tego, że w tej sekundzie to o czym myślę jest tylko efektem tego, co "wcześniej" miało miejsce, nie powinno odbierać poczucia wolnej woli.
W Westworld to wszystko nawet jeszcze lepiej daje do myślenia.

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Kurcze! Ale ten 7 odcinek był niesamowity. Cały czas o nim myślę. Zmusił mnie do głębszych myśli filozoficznych i do nieco lepszego poznania filozofii związanych z determinizmem i wolnością, czy tez wolną wolą. Dochodzi to tego jeszcze taki nurt jak indeterminizm, który w dużym uproszczeniu mówi że wydarzeniami rządzi przypadek, czyli efekt każdego zdarzenia jest przypadkowy i może być za każdym razem inny. Znalazłem nawet krótki filmik jakiegoś fizyka udowadniającego że determinizm to bujda, czyli skłaniał się bardziej ku indeterminizmowi, a stwierdził tak na podstawie układu rozpadających się atomów jednego pierwiastka. W układzie tym jest pewna liczba atomów np 32. Po jakimś czasie atomy się rozpadają i zostaje 16, lub 14, a potem jeszcze mniej, aż pozostaje 1 lub 2. Fizyk twierdzi że nie można policzyć który dokładnie atom pozostanie na końcu, bo cały proces jest dziełem przypadku. Można obliczyć jedynie pewne prawdopodobieństwo. Ja jednak myślę że ten układ nie jest taki prosty jakby się mogło wydawać. Atomy składają się z wielu cząstek, każdy kojarzy elektrony, protony i neutrony, ale dochodzą jeszcze jakieś kwarki, bozony Higgsa i wiele innych. Cząstki te też jakoś się zachowują w danym atomie i zapewne w każdym z tym atomów można by znaleźć drobne różnice i mogą one mieć jakiś wpływ zapewne. Chcę powiedzieć że ów układ jest bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać i gdyby mieś z niego absolutnie wszystkie możliwe dane, nawet takie o których obecnie naukowcy i fizycy nie za bardzo wiedzą, to dało by się obliczyć który dokładnie atom pozostanie na końcu. Dzięki temu i paru innym materiałom jakie znalazłem na temat determinizmu dochodzę do wniosku że jestem zwolennikiem tej filozofii, a wcześniej przekonanie że rzeczy dzieją się przypadkowo było dla mnie oczywiste (czyli byłem bardziej indeterministom, ale też nie do końca bo jednak wolna wola o jakiej byłem i nadal jestem przekonany w jakimś stopniu determinowała mnie to wyborów w pewnym zakresie). Trochę skomplikowane rzeczy do wyjaśnienia to są, ale mam nadzieję że da się zrozumieć co piszę. Determiniści wielokrotnie spierali się z przedstawicielami innych filozofii odnośnie istnienie wolnej woli i ogólnie wolności, a z indeterministami o losowość i przypadkowość zdarzeń. Ci ostatni są w największym błędzie, bo coś co nazywamy przypadkiem wynika tak na prawdę z naszej niedostatecznej wiedzy na temat danego opisywanego układu. Nawet rzut monetą jest zależny od mnóstwa czynników i nie nazwałbym tego teraz zdarzeniem losowym, tylko mam za mały móżdżek żeby znać siłę i mechanikę rzutu, a potem opór cząsteczek gazu na jakie napotyka moneta w czasie lotu itp. Warto by się mocniej pochylić nad tematem wolnej woli i wolności w deterministycznym świecie. Determiniści twierdzą że wolna wola nie istnieje, ale intuicja i podświadomość krzyczą że to gówno prawda. Tak też właśnie czuje. Istnieje konieczność zredefiniowania wolnej woli i wolności, aby pogodzić ja z determinizmem. Zatwardziały determinista mógłby stwierdzić że wszystko i tak jest przesądzone i biegniemy sobie tymi torami do jedynego celu i nasza wola wola to iluzja, zatem możemy wyzbyć się naszych emocji bo czemu irytować się czymś co nadejść musiało. Zatem zatwardziały determinista to asceta? ;) Zatwardziały determinista mógłby też powiedzieć że po co mu wieloświat, przecież idziemy jednymi torami do jednego celu, wiec musi być tylko jedna rzeczywistość, a wrażenie dokonywania decyzji między różnymi ścieżkami to złudzenie. Sami możecie dojść do wniosku że ten zatwardziały determinista to jakiś imbecyl, a wolność i wolna wola kształtuje te tory jakimi jechaliśmy i będziemy jechać. Bo torów jest cała masa, a my musimy zadecydować, którymi będzie się lepiej śmigać.
Kiedyś dużo myślałem nad paradoksami podróży w czasie (w końcu uwielbiałem film Powrót do Przyszłości). Doszedłem to takiego ostatecznego wniosku że jeśli kiedyś uda się cofnąć w czasie to nie można sobie od tak tworzyć alternatywnych rzeczywistości, gdzie istnieje przeszłość bez podróżników w czasie i z nimi. Myślałem że w ciągu przyczynowo-skutkowym jest tak ze jeśli ci z przyszłości cofną się w czasie to my w teraźniejszości już musimy widzieć tego efekty. Doszedłem to takich wniosków bo w Powrocie do Przyszłości jak zmieniali coś w którymś czasie to był tego efekt że ktoś znikał ze zdjęcia, albo sam miał się nagle zdematerializować. Było to jakieś nielogiczne i tępe dla mnie. Okazuje się ze już od tamtych czasów byłem deterministą, a nie zdawałem sobie z tego sprawy :P

Te wszystkie ostatnie rozkminy sprowadziły mnie do tego że jeszcze raz zobaczyłem sobie ten 7 odcinek. Jest genialny - muzyka, realistyczność, scenerie, prowadzenie naracji... Ja temu serialowi już jakiś czas temu dałem 10 gwiazdek i dodałem do ulubionych i tylko przekonuje się w tym że tak właśnie jest.

Masz rację co do postępowania bohaterów, którzy mimo iż zapowiedziano im pewien dalszy przebieg wydarzeń to oni i tak nie zdołali się temu przeciwstawić choć mieli taką wolę, ale nie wiedzieli jak "układ" się zmieni i jak to na nich wpłynie, a Devs już wiedział.

Na miejscu Lyndona pewnie bym zainwestował tą ogromna odprawę w stworzenie czegoś podobnego do Devsa, był w końcu genialny na swój sposób. Choć gryzła by mnie myśl że Ci z Devsa znają każdy mój krok...

Ta projekcja o jedną sekundę w przyszłość to super scena. Jestem przekonany że jak zobaczyłbym na ekranie co zrobię to za wszelka cenę zrobiłbym coś innego, ale widać tam im coś nie pozwalało... ten cały determinizm jakby odcięty od wolnej woli.

To co piszesz o możliwości zobaczenia jakiś alternatywnych różnych strategii swojego postępowania w przyszłości jest stricte tym co określamy wolną wolą . Przecież jak zobaczysz co potencjalnie możesz zrobić z wielu możliwości i wybierzesz jedną to to jest wolność dokonywania wyboru. Z resztą cały czas to robimy wizualizując sobie w głowie rożne potencjalne zdarzenia i planując strategię dalszego postępowania :)

W Westworld poruszane są już inne z goła kwestie dotyczące sztucznej inteligencji i w ogóle inteligencji i poczucia egzystencji. To chyba jeszcze trudniejsze niż dylematy z Devs ;)

CATMAN44

Przepraszam Cię, że dopiero teraz odpisuję i za to, że tak skromnie.

Bardzo fajnie to wszystko napisałeś i przede wszystkim czuć, jak te wszystkie refleksje w sposób swobodny płyną z głębi Ciebie.

Determinizm czy indeterminizm/przypadek? - o to jest pytanie :)
Jak dziwnie by to nie zabrzmiało, nie przeszkadza mi, ani jedno, ani drugie. Co za tym idzie, dyskusję zagorzałego zwolennika determinizmu z równie twardo optującym za swoim - zwolennikiem przypadkowości, słuchałbym z przyjemnością, jako ktoś postronny. Jednakże kroczenie przez życie z takim, bądź innym poczuciem, że albo coś jest i tak z góry przesądzone, albo wszystkim rządzi jeden wielki przypadek, na pewno może wpływać na nasze decyzje - czy to niejako usprawiedliwiać je, czy też np. dodawać nam wiary w coś, że nic nie jest przesądzone.
Zalatany takimi czy innymi czynnościami dnia codziennego, pewnie mało kto skupia się na danej chwili i analizuje, czy to co właśnie robi jest stricte efektem tego, co zrobił chwilę wcześniej, zaś to co zrobi za chwilę będzie tylko naturalną konsekwencją tego, co ma miejsce w danym momencie i na dodatek konkretnie działanie w większości przypadków będzie nieuniknione.
Jednakże skupiając się na tym, z pewnym podekscytowaniem w miarę łatwo można dostrzec łańcuch kolejnych zdarzeń, a każde kolejne w taki czy inny sposób wynikające z poprzedzającego.
A im głębiej będziemy to analizować, tym łatwiej dojść do wniosku, że nawet jakieś decyzje, które wydają się nam na podjęte czysto przypadkowo/losowo, to każdy wybór mniej lub bardziej będzie można uzasadnić jakąś przyczyną. Tak jak i teoretycznie losowy wynik rzutu monetą, gdybyśmy tylko znali te wszystkie czynniki, o których napisałeś.
A zdawanie sobie sprawy z łańcucha zdarzeń ważne jest choćby podczas uczenia się na błędach i wyciągania wniosków na przyszłość, czego nie robić lub co może zrobić inaczej.

Wiesz, tak naprawdę to chyba ważne jest to, jak sami się z tym czujemy?
Czy gdyby ktoś Ci powiedział (przyjmijmy, że ponad wszelką wątpliwość udowodnił), że w rzeczywistości nie masz wolnej woli, a jedynie robisz wszystko to, do czego popychają Cię kolejne czynniki i jednocześnie też pokazał wiele wersji nadchodzącej przyszłości - w sprawach ważnych praktycznie niczym się nie różniącej - jedynie detalami typu jakiego koloru skarpetki danego dnia założysz, to czy wywołałoby to w Tobie wewnętrzny bunt, czy też nie miałoby żadnego znaczenia i w żaden sposób nie wpływało na to, co chcesz zrobić lub jak postrzegasz świat?

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Nie przepraszaj. Fajnie że w ogóle odpisałeś ;)

Nie wiem za bardzo czemu zadałeś mi pytanie w taki sposób. Jeśli ktoś mnie przekona ze wolna wola nie istnieje i pokaże alternatywne przyszłe wydarzenia mieniące się drobnymi detalami, a decydujący efekt końcowy byłby taki sam, to dlaczego miałbym się buntować?!

Po ostatnich odcinkach Westworld mam wrażenie że ten komputer który tam decyduje o losie wszystkich to jest jakby kolejny etap tego co nastąpi po Devsie.

Jutro wielki dzień - ostatni odcinek tej niezłej serii i ciekawi mnie czy pokażą że jakaś prognoza przyszłości z Devsa jest błędna :)

CATMAN44

Wiem, że tamto pytanie może było dziwne, ale tak z ciekawości je zadałem, gdyż - trochę może i nawiązując do faceta w czerni w Westworld, dla niego np bardzo ważne jest poczucie, że nikt nim nie steruje, ma wolną wolę, o wszystkim decyduje, a gdyby się okazało, że zostałby obdarty z tych złudzeń, to prawdopodobnie jego całe myślenie mogło by lec w gruzach i go załamać :) szczególnie gdyby się jeszcze okazało, że i przyszłość jest zapisana i to np wydaje mi się, że pewnie niejednej osobie mogłoby odebrać w skrajnych przypadkach nawet i chęć życia, skoro miało by ono polegać jedynie na "odegraniu" napisanej już roli, gdzie nawet wszelkie działania z pozoru spontaniczne, byłyby jedynie częścią scenariusza.

A powiem Ci jeszcze, co po części kryło się za tą ciekawością, a mianowicie byłym ciekawy, na ile jesteśmy podobni do siebie :) bo powiem to tak ogólnie, że bardzo, bardzo bliskie jest mi to wszystko, co dotąd napisałeś :)
A wracając do tamtego pytania, mnie zupełnie by to nie przeszkadzało, nawet jakby faktycznie ktoś udowodnił, że wolna wola jest tylko iluzją :)

Co do finału, to ciekawi, czy otrzymany zamknięcie tej historii, czy też ewidentne zawieszenie wydarzeń do ewentualnego 2 sezonu :)
I jedno i drugie miałoby swoje plusy i wady. Z jednej strony fajnie, jakby było porządne zakończenie, ale z drugiej strony ten serial jest tak dobry, że równie fajnie, gdyby był kontynuowany, ale to też z kolei by oznaczało konieczność oczekiwania na kolejny sezon ;D ech :)
Nie wiem, jak Ty, ale ja w każdym razie zupełnie nic nie próbuję się domyślać, co się jutro wydarzy. Choć oczywiście kryje się jakaś nutka dociekliwości, to bardziej lubię być zaskakiwany w takich serialach, jak ten, czy też wspomniane Westworld.

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Zatem myślałeś ze jestem jak Wiliam, czy też facet w czerni, bo po 2 sezonie WW wyszło na jaw że to ta sama osoba :P Jakby mi ktoś udowodnił że wolna wola to złudzenie to i tak pozostaje instynkt utrzymania życia ;) Może nawet bym był jak Cypher z Matrixa, któremu świadomość bycia w Matrixie nie doskwierała i czuł wręcz niechęć do prawdziwej rzeczywistości.

To co Ci wyszło, podobni jesteśmy? Chyba mamy bardzo podobne zainteresowania tematyczne w wybieranych filmach i serialach.

Co do finału to mam jedną szczerą nadzieję że udowodnią iż tory da się zmienić, bo nie kupuje tego ortodoksyjnego determinizmu jaki nam zapodają :P

CATMAN44

kurcze, nawet to co teraz napisałeś, sprawia, że się uśmiecham od ucha do ucha :D A to nie chodzi tylko o faktycznie podobne tytuły, które nas interesują, ale sposób w jaki dzielisz się swoimi odczuciami i o nie same :)

A jak chodzi o tamto pytanie, to nie miałem żadnych założeń, że mógłbyś się czuć jak Wiliam. A jeśli jakiekolwiek, to że odwrotnie właśnie :)

"Może nawet bym był jak Cypher z Matrixa, któremu świadomość bycia w Matrixie nie doskwierała i czuł wręcz niechęć do prawdziwej rzeczywistości."

nic dodać :)

Co do tego skrajnego determinizmu tak bardzo forsowanego przez Foresta, to jego od początku trzeba przepuszczać mimo uszu, jak i tę jego całą niechęć do wieloświatów, choć oczywiście uczciwie trzeba przyznać, że nie są one udowodnione, więc przynajmniej w tej kwestii może mieć rację. Ale z kolei błędem jest z góry odrzucać ową koncepcję, nie mając dowodów, że nie może mieć ona odzwierciedlenia w rzeczywistości, choć on w jakimś sensie świadomy tego jest, a jak powiedział na początku "nie jest fanem teorii wieloświatów".

Jak chodzi o finał, to ciekawe, jak będzie wyglądała ta scena Lily, którą pierwotnie widzieliśmy w formie zaszumionej. I to czego można się domyślać, co po części byłoby logiczne (ale w sumie tylko częściowo), to fakt, iż nie potrafili zajrzeć w przyszłość dalej, jak o 2 miesiące (do owego dnia, który ich i nas jutro czeka), wskazywałby na to, że cała ta ich "kwantowa szklana kula" została zniszczona.
Ale z drugiej strony, czy logicznym jest uzależniać możliwość podejrzenia konkretnego momentu w przyszłości od tego, czy w owym momencie istniałaby "maszyna" umożliwiająca to podglądnięcie przyszłości?
Na dobrą sprawę można by powiedzieć, że w jakimś sensie niewiele się to różni od patrzenia w przeszłość - w czas, w którym jeszcze owych narzędzi nie mieli.
Trzymając się teorii, że czas nie jest linearny, nawet ewentualne zniszczenie tego ich super komputera nie powinno ograniczać możliwości podejrzenia przyszłości choćby tuż po tym fakcie.
Tak więc to tylko podgrzewa emocje, co też tam się naprawdę jutro stanie :)

yuflov

... i po finale :)

Nie wiem, od czego zacząć... czy od ogólnej oceny, czy od refleksji, czy... sam nie wiem :)

Powiem więc tak.
Już po pierwszym odcinku, a po drugim już definitywnie, bardzo obawiałem się zakończenia. Obawiałem z tego mianowicie powodu, że serial widać chciał bazować na fantastyce naukowej, tym samym nie wybiegać ponad to, co teoretycznie możliwe. Jednakże, jako że scenarzysta stąpał tutaj po gruncie rzeczy nieudowodnionych, niezbadanych, więc było jasne, że finał w najlepszym razie może jakoś tam zadowoli, może tak bardzo nie rozczaruje, będzie lepszy lub gorszy, ale niestety nie idealny z przyczyn oczywisto obiektywnych.

Oceniając więc, myślę sobie tak, że jak na to, co można było wymyślić, jak to w miarę sensownie zakończyć, to pomimo iż czuję pewien niedosyt (ale tylko niewielki), to po chwili głębszego zastanowienia i zdania sobie sprawy z tego wszystkiego, od czego zacząłem, to w moim odczuciu udało się to w miarę nieźle.
Nie mogło być po prostu idealnie, czyli w zgodzie z naszą obecną wiedzą i rozwojem technicznym. A jak wielkim wizjonerem z olbrzymią wyobraźnią nie byłyby ów twórca tego serialu, to pewnych rzeczy po prostu póki co nie przeskoczy :)

Nie będę starał się wskazywać na jakieś nielogiczności, bo mówimy o science fiction, a one z natury są w to wpisane i jedynie kwestia tego, jak bardzo człowiek nie musi sobie łamać głowy, aby wszystkie je na jakimś poziomie ogarnąć i zaakceptować :)
I tak, ja z przyswojeniem i zaakceptowaniem jego finału nie mam większego problemu :) choć jakieś tam jedno pytanie się kołacze, związane z przejściem Foresta do systemu i jego możliwością rozmowy z Katie. Ale to w sumie szczegół, który ogólnie można próbować wyjaśnić.

Ale co tak najbardziej nie daje spokoju...?
Wydawać by się mogło, że człowiek w miarę inteligentny, myślący i do tego z poczuciem wolnej woli, po zobaczeniu przyszłości - tego, co dokładnie za kilka minut ma się wydarzyć, bez problemu powinien umieć postąpić inaczej.
Owszem, przykład Lyndona pokazuje, że może to być utrudnione praktycznie do granic, a zapytać można jedynie, czy gdyby widział i wiedział, że na 99% przypłaci to życiem, to czy ta wiedza by jednak nie sprawiła, że chęć życia postawiłby ponad pragnienie powrotu do Devs, czy też dowodzenia swojej wiary w wieloświat.
Bo Lily z kolei zobaczył jasno, że za kilka minut zginie i tym samym, jak twardo Forest nie byłby przekonany o determiniznie, to nie powinien być tak zaskoczony, że ona w ostatniej chwili wyrzuciła pistolet. Tak bowiem po prostu powinien umieć postąpić każdy, a nie bezwolnie wypełnić to, co niby ma się zdarzyć i jest nieuniknione.

Tak więc ten jeden aspekt jest tu pewną słabością, choć w pewnym sensie zrozumiałą, aczkolwiek sam ten fakt, że można by poznać przyszłość, tworzy oczywisty paradoks, wręcz nieskończony, nieustannie pogłębiający się, jak kolejne odbicia lustra w lustrze :)

Najzabawniejsze, że pisząc to wszystko coraz bardziej i wnikliwej, nieuchronnie wpada się w pułapkę myśleniową :D

Uciekając więc z niej, serial naprawdę super! Zasłużone 10 :)

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Nie można stworzyć idealnego końca historii, bo dla każdego byłby on inny. Dla mnie za mocno trzymali się tu teorii o deterministycznych torach, ale taki był zabieg artystyczny i autorzy tu musieli mieś na prawdę potężną burzę... mega huragan mózgów żeby to jako tako posklejać i nie odwalić kaszany rodem z 8 sezonu Gry o Tron ;)
To co Ci nie daje spokoju, i mi również nie dawało, było trochę podyktowane tym iż twórcy chcieli taki niepokój wywołać wydaje mi się. Dzięki temu finał był bardzo ważny. Okazało się że jednak wolna wola istnieje, to przychodzi pytanie do głowy takie - dlaczego pracownicy Devsa w projekcji jednej sekundy do przodu zachowywali się idealnie jak w projekcji? Może jednak są tam jakieś drobne detale jakich nie zauważyliśmy? Specjalnie szukałem ich oglądając odcinek 2 raz i nic... Pojechali w tej scenie po bandzie i wtedy zacząłem się bać owych torów. Mogło to być specjalnie tak zrobione by uzyskać taki niepokój w widzu. Twórcy musieli myśleć o determinizmie na 2 poziomach. 1 to fabuła filmu, 2 to potencjalne refleksje i odbiór widza ;) Jeśli tak było to są genialni dla mnie.
Piszesz że Forest nie powinien być zaskoczony że Lily wyrzuci broń poza kabinę windy. Nie byłby zaskoczony gdyby miał bardziej otwarty umysł na świat niezdeterminowany ortodoksyjnie iak w jego głębokim przekonaniu. Zatem jego zaskoczenie pasowało do postaci która dotyka boskości jednocześnie nie rozumiejąc do końca jej prawdziwej struktury. Była w sam raz dla mnie :)

CATMAN44

To "idealne" to skrót myślowy, za którym kryje się takie zakończenie, które niejako wszystko by tu spójnie i logicznie wyjaśniło na podłożu naukowym, co od początku było niestety wiadomo, że nie nastąpi i cokolwiek ostatecznie twórca nie postanowi, będzie tylko puszczeniem wodzy fantazji.
Jakimś wyjściem mogłoby być pozostawienie sprawy bardzo otwartej, nie tworzenie symulacji, zniszczenie całej placówki etc., ale takie zakończenie pewnie za bardzo by nas nie ucieszyło ;)

Gra o Tron? Całkiem dobre zakończenie! ;p i szkoda, że tak późno, a nie po czwartym sezonie, albo po drugim ;)

p.s. później coś jeszcze dopiszę :)

ocenił(a) serial na 7
yuflov

Pytanie co dało jej wyrzucenie pistoletu? Nic...i tak oboje zginęli.

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Koniec 1 sezonu jednego z najlepszych seriali jakie widziałem nie pozostawił w moim odczuciu wiele do życzenia, właściwie to prawie nic nie pozostawił do życzenia. Jedyne co mnie minimalnie irytuje to to że Lily pozostaje dzieckiem błądzącym we mgle, przynajmniej w swoim zachowaniu... Pozostaje też kwestia o której pisałeś ostatnio dotycząca tego że nie mogli w Devsie zobaczyć przyszłości dalej niż to pierdyknięcie windy poziomej i śmierć jej pasażerów. To był jakiś istotny moment w którym coś diametralnie się zmieniło w Devsie. Można by tu snuć wiele przypuszczeń. Najwyraźniej znaczące było to że Lily nieco wyłamała się z deterministycznych torów i zmieniła pewien szczegół wyrzucając broń poza poziomą windę. Bardzo mnie cieszy że to zrobiła, bo uczucie uwięzienia przez ten determinizm zaciskała mi ideologiczną pętlę na szyi. Dusiłem się oglądając to i w końcu mi ulżyło. Twórcy wskrzesili na nowo wolną wolę. Hip hip hura! :P
Koniec jest jednak neutralny, nie pozostawia nas z jakimś pytaniem wiercącym dziurę w brzuchu - "Co tam do ch** się dalej staneło?" Losy głównych bohaterów zostały odkryte w wystarczający sposób, jak dla mnie. Pozostawili nas tez z buzującym wulkanem wyobraźni, podpowiadającej nam możliwe dalsze dzieje w ewentualnym 2 sezonie. Mam ogromną nadzieję iż symulacja będzie kontynuowana w kolejnych sezonach :) Choć wiemy już iż na końcu wszyscy spotkamy się w rajskim Matrixie...

CATMAN44

No właśnie, ten brak możliwości zobaczenia kolejnych wydarzeń, teoretycznie można by połowicznie wytłumaczyć teraz tym, że ten ich komputer pokazywał rzeczywistość, a Forest i Lily, pomijając fakt, że zginęli, to zostali przeniesieni do symulacji, a tym samym tego komputer nie mógł pokazać.
No ale. To tyczyło by się tylko tej "rajskiej" egzystencji. Bo z kolei sama placówka nie została zniszczona, komputer działał i trudno wskazać jakieś, czy wręcz jakiekolwiek powody, aby nie mogli wcześniej podejrzeć przyszłości. Choć trzymając się tego, co Forest powiedział, to nie tyle nie mogli, co owe wskazanie były niejednoznaczne.
Jest w tym niestety pewien poważny brak jakiegokolwiek uzasadnienia. A ten akt wolnej woli Lily - niejako kij w szprychy, byłby trochę słabym :)

Jak chodzi o kolejny sezon, to owo zakończenie na tyle mnie zadowala i wydaje się tak po prostu fajne, że chyba nie pragnę tej ewentualnej kontynuacji. Bo po pierwsze w jakimś sensie ta historia wydaje się zamknięta, a poza tym (że tak uruchomiłem w głowie swój prywatny "komputer" projekcyjny ;), spodziewam się, jak mógłby wyglądać ten drugi sezon i raczej już by tak nie ekscytował i co może najbardziej, chyba nie miałby czym. Forest i Lily w symulacji. Do żywych nie wrócą. Katie, co ona tam mogłaby robić? Sama się dalej bawić w to wszystko? Próbować nawiązać wirtualny kontakt z Forestem? A z kolei "przygody Foresta i Lily w symulacji", czyli jak to jest żyć w Matrixie? :) 
Oczywiście z przyjemnością obejrzałbym kontynuację, ale już z innym nastawieniem. Cola, popkorn i bez głowienia się większego ;)

Fajnie to napisałeś, że dusił ten determinizm :) Bo dusił kurcze i bolało to wewnętrznie, że to się ma tak wszystko odbyć, jak na ekranie, a najbardziej to poddaństwo temu wszystkiemu i brak wolnej woli.
No ale na szczęście Lily przywróciła nam wiarę ;p

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Jak mam się bawić w wymyślanie przyczyn z powodu których Devs nie ogarniał projekcji od wiadomego punktu kulminacyjnego to muszę zauważyć tu pewien ciąg logiczny według którego wszystkie zdarzenia toczyły się bez większych odchyleń aż do danego momentu. Moment w windzie i przed nią był pewnym odchyleniem w kierunku przypadkowości kierowanej wolną wolą. Okazało się że Lily już wtedy była tak mocno zdeterminowana do jakiejś zmiany torów wydarzeń że system nie był w stanie już tego przewidzieć...

Strasznie uwielbiam trylogię Matrixa, więc kontynuacja serialu bardzo by mnie ekscytowała, bo ewidentnie szła by w problematykę związana z symulowaniem rzeczywistości.

CATMAN44

Czekaj, czy ja lubię trylogię Matrixa? ... no niech no pomyślę :)))

A póki co pozwól, że jako, na potrzebę tej chwili, wielki wyznawca determinizmu, powiem tak w odniesieniu do działania Lily.
Na przykładzie Lyndona wiemy, że Katie prawdopodobnie podejrzała wiele scenariuszy tego, co się wydarzy na tamie. Jednakże oczywistym jest, że nie mogła znać ich wszystkich, gdyż tych mogło być nieskończenie wiele w myśl teorii wieloświatów.
Podobnie więc teraz z Lily. Forest w myśl swoich przekonań widział pewnie tylko jedną wersję, Katie pewnie więcej, ale nawet jeśli też tylko jedną i tę samą, to ciągle miało prawo wydarzyć się absolutnie wszystko, włącznie z tym, co się ostatecznie wydarzyło.
Pewnie domyślasz się do czego zmierzam ;)
Oczywiście do tego, że tak naprawdę to, co zrobiła Lily mogło nie być żadnym aktem wolnej woli, tylko niczym innym, jak tylko jedną z nieskończenie wielu z góry zapisanych możliwości.
Przez chwilę można było nawet sądzić, że Stewart był na nią, jakby co, przygotowany. Jeśli Lily nie zrobiłaby tego, czego wszyscy byli praktycznie pewni, to on trzymał rękę na pulsie i sprawił, że winda tak czy siak runęła, a oni zginęli.
Tak więc na dobrą sprawę to, co zasugerowałeś, łatwo puścić z dymem ;p

Ale mówiąc tak poważnie, czy optowałoby się za determinizmem, czy za przypadkowością - u podłoża której kryłoby się nieskończenie wiele możliwości, tworząc tym samym wieloświaty, to na logikę można powiedzieć, że tak naprawdę w żadnej koncepcji nie ma przypadkowości. Determinizm wyznacza jedne tory; wieloświaty nieskończenie wiele, dając tym samym złudzenie przypadkowości i wolnej woli, ale w rzeczywistości i tak są zapisanymi scenariuszami, a tym samym wybranie przez Lily takiego, że nie oddaje strzału i wyrzuca broń, jest tylko wypełnieniem jednego z nich i nie powinno mieć wpływu.

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Jak lubisz Matrixa to powinieneś pragnąć każdą komórką swojego ciała żeby 2 sezon się wydarzył, co z Tobą?! :P

Ale teraz zawirowałeś się w rozkminach. Czuć że już pogubiłeś się w tym lekko :P Choć tak na dobrą sprawę to wszystko jest możliwe w wieloświecie ;)
Skąd przypuszczenie że Katie miała w ogóle możliwość, aby zobaczyć jakąś większą ilość scenariuszy nad tamą?! Nic takiego nie było powiedziane. Ona oglądała to może wielokrotnie, ale żeby widzieć wiele różnych opcji to już sam wymyśliłeś. Teraz Forest który niby widział tylko jedna wersję wydarzeń według Ciebie, a Katie pewnie więcej? A co to Katie wpisuje se kody do Devsa, a Forest jedzie na normalnym module, czy o co kaman? Przecież oni to razem często gęsto oglądali!
Tu jest pewien absurd, który już kiedyś próbowałem Ci jakoś wyperswadować: "tak naprawdę to, co zrobiła Lily mogło nie być żadnym aktem wolnej woli, tylko niczym innym, jak tylko jedną z nieskończenie wielu z góry zapisanych możliwości". Zatem powtarzam 2 raz. Jak wybierasz jedną opcję z wielu, lub nieskończoności, to oczywiste jest że dokonujesz wyboru i to jest akt wolnej woli przecież. Chyba oczywiste jest że jak masz podaną nieskończoną liczbę opcji to nie wymyślisz nowej, bo już jest wymyślona, a Ty tylko wybierasz z pośród nich.

To co zasugerowałem łatwo podważyć, bo pole do popisu wyobraźni jest tu ogromne, ale taka wersje jest w miarę logiczna. Nie będę jej bronił, zwłaszcza że potrafisz zapodać czymś absurdalnym :P

Z Twoją końcową konkluzją się zgadzam i się nie zgadzam i pisałem już o tym ap ropo filozofii itp. Determinizm niewątpliwie ma przełożenie w rzeczywistości, tylko nie taki skrajny determinizm. Trzeba go połączyć z istnieniem wolnej woli i wolności i je jakoś może zredefiniować. Rzeczywiście przypadkowość (indeterminizm) jaką potocznie postrzegamy, ma najmniej wspólnego z rzeczywistością o ile pojawia się gdziekolwiek. Można jedynie sobie wyobrazić taki prosty układ rozpadających się atomów o jakim też już pisałem, i przyjąć że nie ma żadnych innych cząstek poza tymi standardowymi i nie ma innych nieznanych naukowcom oddziaływań i wtedy dopiero możemy mieć sytuację w której atomy rozpadają się zupełnie przypadkowo. Jednak wydaje mi się że w przyrodzie/naszej rzeczywistości nie istnieją taki proste układy. W związku z tym że prawdopodobnie przypadek nie istnieje to nie łączyłbym tego tak kurczowo z istnieniem wieloświatów. Wieloświat może sobie spokojnie istnieć bez pieprzonego indeterminizmu ;) Wieloświat wynika z wolnej woli i decydowaniu pośród wielu opcji. "Determinizm wyznacza jedne tory; wieloświaty nieskończenie wiele, dając tym samym złudzenie przypadkowości i wolnej woli, ale w rzeczywistości i tak są zapisanymi scenariuszami, a tym samym wybranie przez Lily takiego, że nie oddaje strzału i wyrzuca broń, jest tylko wypełnieniem jednego z nich i nie powinno mieć wpływu." - bardziej nielogicznego zdania już wymyślić nie mogłeś. Szczególnie to na końcu. Lily oderwała się od prognozy Devsa i mogła tym samy mocno odchylić przebieg dalszych wydarzeń, ale pech chciał że tak na prawdę niewiele się zmieniło i można w tym dopatrywać się jakiegoś dążenia rzeczywistości do powrotu na "główne tory". Tak to twórcy wymyślili i można snuć kolejne przypuszczenia że np cała akcja serialu odbywała się w jakiejś uproszczonej symulacji, która nie przewidywała diametralnej zmiany przebiegu sytuacji i dążyła wszelkimi metodami do danego celu.

CATMAN44

W tym rzecz, że chociaż bardzo lubię i samą pierwszą część widziałem sporo razy, to ma to też i drugą stronę medalu. Bo jak dodasz do tego trochę innych mniej lub bardziej podobnych tytułów, to ową tematyką, w jakimś sensie już się w miarę dostatecznie nasyciłem :)
Poza wszystkim też, ile razy bym nie obejrzał tego Matrixa, czy jak bardzo nie podobał by mi się Devs, czy też Westworld nie był jednym z moich ulubionych seriali, to sam gatunek sci-fi najbardziej ulubionym nie jest ;p sorry Winnetou ;)
Tak więc, jak dokręcą kolejne odcinki, to super. Ale jak nie, to aż tak bardzo cierpieć, jak Ty nie będę ;)

Ale dobra, już tak poważnie.

Masz rację, i tutaj już bez żartów, że faktycznie chyba się nieco może nie tyle pogubiłem, co z niektórymi teoriami zapędziłem w złą stronę lub w taką, gdzie niestety w sposób oczywisty nie uzyskamy odpowiedzi.
Jak chodzi o Katie i oto, czy mogła znać inne wersje, to z tego w tym momencie się wycofuję - jedynie powiedzmy teoretycznie pozostawiając tę możliwość, gdyż ona w przeciwieństwie do Foresta nie była uprzedzona do teorii wieloświatów, sama jakby nie było ochoczo zastosowała algorytm Lyndona, no i po części gdy była na tamie z nim, a on pytał, czy wie co się stanie, to z jej odpowiedzi można by wyczuć, jakby to, co wie, że się ma zaraz wydarzyć i jest nieuniknione, nie opierała tylko na znajomości obejrzenia jednej wersji.
No ale to jest tylko takim domniemywaniem i bez problemu przyznaję Ci rację, że tego myślenia bez uzasadnionych przesłanek nie ma co kontynuować.

"Tu jest pewien absurd, który już kiedyś próbowałem Ci jakoś wyperswadować: "
"oczywiste jest że jak masz podaną nieskończoną liczbę opcji to nie wymyślisz nowej, bo już jest wymyślona, a Ty tylko wybierasz z pośród nich".

Wiem i masz także i co do tego rację. Niemniej jednak i to nawet nie na upartego, ale nawet i to, co z jednej strony można nazwać wolną wolą, bo jak dobrze stwierdzasz, jak mamy nieskończoną liczbę opcji, to nie da się wymyślić jakiejś, która by się nie zawierała w tym nieskończonym "zbiorze", to z drugiej strony ciągle można to nazwać determinizmem i to w najszerszej postaci :)
Jeden determinizm, to ten Foresta, czyli jedne tory i jeden scenariusz. A tu z kolei nieskończona liczba torów, ale także z napisanymi scenariuszami i jakikolwiek byśmy nie wybrali w akcie wolnej woli, to nie zmienia to tego, że będziemy jedynie odtwarzać, to co na owej ścieżce ma się wydarzyć.

"To co zasugerowałem łatwo podważyć, bo pole do popisu wyobraźni jest tu ogromne, ale taka wersje jest w miarę logiczna. Nie będę jej bronił, zwłaszcza że potrafisz zapodać czymś absurdalnym :P"

Wiesz, to się po prostu nazywa umiejętnością merytorycznego polemizowania na logiczne argumenty, na które może być problem odpowiedzieć bardziej logicznymi ;p
Ale próbować zawsze możesz ;p
;)

'Lily oderwała się od prognozy Devsa i mogła tym samy mocno odchylić przebieg dalszych wydarzeń(...)"

Z jednej strony tak, ale z drugiej musimy najpierw ustalić, co rozumiemy przez prognozy Devsa?
Albowiem, Forest skupił się na oglądaniu jednej linii czasu. Niemniej, jak łatwo można się domyśleć bez naprawdę jakiegoś na siłę naciąganego gdybania, ich komputer byłby w stanie pokazać różne projekcje przyszłości. Mało tego, jako że do uzyskania projekcji w "stereo i kolorze" (odszumionej) zastosowali (wbrew podejściu Foresta) algorytm wieloświatów Lyndona, to na dobrą sprawę można mieć uzasadnione wątpliwości, czy ta przyszłość, którą oglądali, że Lily pakuje Forestowi kulkę w głowę, na 100% była przyszłością dokładnie tej ich rzeczywistości?
Mało tego. Przyjmując determinizm, uznając, że nie da się zmienić ustalonej przyszłości i dodając do tego fakt, że Lily postąpiła inaczej, można nawet stwierdzić, że to co wcześniej oglądali było inną wersją wydarzeń, która mogła się zdarzyć w innej linii czasu.

Wiem, że wszystko to, co teraz piszę, brzmi niejako głos kogoś twardo opowiadającego się za determinizmem.
Ale tak jak ileś komentarzy wcześniej zaznaczyłem, tak naprawdę nie mam co tego zdania i w jakimś sensie nawet nie chcę mieć tego zdania, gdyż nie opowiadając się ani za determiniznem, ani za przypadkowością, człowiek dopiero wtedy tak naprawdę jest najbardziej wolny (jakkolwiek by to nie zabrzmiało i cokolwiek nie oznaczało).
Natomiast gdy zaczynamy na ten temat dyskutować, to gdzieś tutaj zaczyna się odzywać we mnie logika, która - przy złożeniu, że czas nie jest linearny, wskazuje na determinizm. A że ów czas nie jest linearny, to (przynajmniej w tym naszym serialu) udowadnia ta ich cała maszyneria, zdolna pokazać przyszłość. (jeśli czas miałby być linearny, to nie byłaby tego w stanie zrobić - pokazać coś, co się jeszcze nie wydarzyło).

A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę próbujemy przekonać się na rzeczy nieudowodnione :))) To jest absurd i pułapka tej dyskusji, w którą łatwo wpaść :D

Tak więc ja już nie brnę tu w żadne teorie :) i jeśli gdziekolwiek można w tym co napisałem wskazać nielogiczności, sprzeczności, absurdy etc., to nie ma żadnego problemu, gdyż na dobrą sprawę niejako jest to nieuniknione :D
Aby bowiem cokolwiek tu próbować uzasadniać logicznie, to wcześniej trzeba poprzyjmować czy to pewne założenia, co w sposób oczywisty może być obarczone błędem, lub za fakt przyjąć wszystko to, co widzieliśmy w serialu :)
Tak więc rzecz w tym, czy się chcemy kierować logiką naszej rzeczywistości, czy też logiką tej rzeczywistości serialowej ;)
A to wszystko, co to wspólnie napisaliśmy, przypomina mi, że nieco absurdalnym jest dyskutować w sposób logiczny o rzeczach z gatunku science-fiction ;p

Tak więc na koniec tak bardziej merytorycznie o odczuciach.

Obejrzałem poraz drugi ten finał i teraz tak na spokojnie trochę więcej odczuć - może nieco chaotycznie, ale tyle myśli w głowie, że trudno nawet nadać im priorytety :)

Wiesz, tak podzieliłem to na kolejne postacie.

Lily. Jak dla mnie trochę mimo wszystko zbyt szybko podupadła na wierze. Jasne, powiesz załamana po śmierci Jamiego, chwilowo bez celu w życiu, jednakże wszystko to co powiedziała Forestowi po wejściu do Devs, takie mało przekonujące, że aż tak naprawdę całe jej myślenie o świecie, poczuciu wolnej woli, zupełnie się załamało i niejako dogłębnie uświadomiła sobie determinizm. No trochę słabo.
Co prawda od początku nie wydawała się zbyt mocna wewnętrznie, ale tutaj okazała się osobą po prostu słabą i tego faktu nie zmienia nawet to, że wyrzuciła broń, co zostało określone jako dokonanie prawdziwego wyboru.
Ale wiesz, tak czy inaczej fajnie, że nie podążyła do końca za obejrzanym scenariuszem, choć widać było, że cokolwiek by nie zdobiła, to i ona i Forest zginęliby. W obu przypadkach bowiem zadecydował Stewart, mimo iż za pierwszym razem mogło się wydawać, że rozszczelnienie windy nastąpiło za sprawą strzału. Ale po przyjrzeniu się uważnie można dostrzec, że to działanie Stewarta zawsze zrzucało windę (a tego i Forest i Katie chyba wcześniej nie dostrzegli i prawdopodobnie za bardzo byli skupieni na momencie, gdy Lily zabija Foresta). Ale czy coś by to zmieniło, gdyby (przyjmując, że nie wiedzieli) wiedzieli, że to Stewart odegra tu tę kluczową rolę?

Gdy już o nim, to nie ukrywam, że pierwszym uczuciem na widok tego, co zrobił, była złość :) Człowiek już się bowiem ucieszył, że Lily postąpiła inaczej, dojadą do końca, cali i zdrowi opuszczą windę i cokolwiek dalej się wydarzy, ale wydarzy i najważniejsze, że przeżyją. To na nic niestety te całe nadzieje, skoro przez Stewarta ona i Forest i tak kończą tak samo.
No naprawdę można się wściec ;p i powiesić go za...... za brodę ;)

Idąc dalej...
Katie. O niej trudno cokolwiek w ogóle powiedzieć, bo jedyne co, to potrafiła przyznać, że się boi. Ale żeby cokolwiek spróbować zrobić, aby zburzyć scenariusz, to nie. Niech Lily wpakuje jej ukochanemu kulkę w oko ;p Swoją drogą akurat musiała w nie trafić... No nie lubię takich scen ;) a ta jeszcze nastąpiła tak szybko, że nie było czasu nawet oczy zamknąć :D
No ale trudno ;)

Co się zaś tyczy Foresa. Gdy mówił, że będzie dobrze, to z jakiegoś powodu podświadomie byłem spokojny, że rzeczywiście będzie dobrze, mimo że za chwilę miała nastąpić ich śmierć. Ale jakoś czuć było, że on sam podświadomie czuł, że będzie dobrze i że aby tak się stało, najpierw musi się dopełnić to wszystko, co według niego i projekcji było nieuniknione. No i koniec końców miał rację, mimo że wejście w symulację było dla niego zaskoczeniem. A samo to zostało bardzo fajnie pokazane - ten moment gdy otacza go pustka i pewne fluktuacje. Nawet aż tak już człowiek nie pragnie dokładnego wytłumaczenia tego. Zdaje się, że Katie po prostu uruchomiła system i to, że w symulacji Forest i Lily pamiętali wszystko, co doświadczyli za życia, to drobny szczegół ;) - nie mniej drobny, jak próba wytłumaczenia, że dusza, osobowość, świadomość, wewnętrzne "Ja", jak by tego nie nazywać, na dobrą sprawę przeniosła się ze świata rzeczywistego do symulacji.
Owszem, tutaj można wyjaśnić to tak, że i ten Forest i ta Lily, choć posiadający pamięć, to tak naprawdę nie byli tymi samymi "osobami". Ale tutaj to się otwiera temat do innej dyskusji, powiązanej m.in. z reinkarnacją.

Jak o symulacji, to pooba mi się jej wizja, podobnie jak ten "eden" dla hostów w Westworld. Pewną wadą, czy też niepewnością może być tylko to, że - posługując się zdaniem z "Trzynastego piętra": wyciągniesz wtyczkę i mnie nie ma. Fajny świat, tyle że istnieć będzie tylko tyle, dopóki ktoś go dosłownie nie wyłączy.

Wiesz, jak Lily weszła do pomieszczenia z projektorem i była pokazana na tle czerwonawej ściany, to przez chwilę miałem skojarzenie z "Twin Peaks" :) Nie wiem, może dlatego, że ostatnio gdzieś widziałem kard z tego serialu, akurat właśnie z głównym bohaterem na podobnym tle. A nie jestem miłośnikiem Twin Peaks i tym samym to chwilowe skojarzenie wprowadziło niepożądane odczucia. Ale na szczęście trwało to tylko chwilę.

Na koniec, może już nie aż tak bezpośrednio o finale (o którym ciągle jeszcze jest dużo do powiedzenia), ale o całym serialu, to bardzo podobało mi się to, jak wprost mówili o wielu rzeczach, nazywali sprawy po imieniu, mówili o tym wszystkim językiem naprawdę naturalnym - bez udziwniania i zawoalowania. I co także ważne, to w wielu tych rozmowach mieli czas i mało co praktycznie pozostawało bez odpowiedzi, w zawieszeniu, przez coś przerwane, czy niedokończone. Tak jak i też w tym finałowym odcinku. Lily spokojnie siadła, obejrzała dokładnie wszystko to, co ma się wydarzyć, Forest spokojnie jej w tym towarzyszył, w niczym nie przerywał, co było potrzebne, to dopowiadał i tak było przez cały serial i bardzo mi się to podobało.

Devs - Deus.
Jeśli ktoś zdecyduje się stworzyć coś podobnego, to na dziś chyba ciężko będzie coś więcej wycisnąć - przedstawić to fajniej, ciekawiej, unikając jednocześnie podobieństw do tego serialu świetnego serialu :)

p.s. głowa mi już spuchła od tych wszystkich analizować i tego całego teoretyzowania :D

Jak dobrze, że ten serial się już skończył ;p

pozdrawiam Cię ciepło :)))

ocenił(a) serial na 10
yuflov

OOO proszę! Ciekawy news. To co jest Twoim ulubionym gatunkiem?? Sądząc po delikatnych dłoniach pewnie jest to melodramat. :P Szkoda że nie pragniesz 2 sezonu tak bardzo jak ja. Razem stworzylibyśmy jeszcze bardziej spektakularny ołtarzyk do nabożeństw w tej intencji :P

Cieszę się że zgadzasz się ze mną z tamtym i owym :D

Myślę że już tyle napolemizowaliśmy się tutaj na przeróżne argumenty, iż śmiało można powiedzieć że poznaliśmy swój punkt widzenia wyczerpująco dobrze :)

Napisałem "prognozy Devsa" gdyż Lily wywaleniem gnata udowodniła iż owa projekcja nie jest ostatecznie zdeterminowaną wersją rzeczywistości, tylko jakąś najbardziej prawdopodobną wersją. Teraz przyszło mi do głowy że jestem takim systemem Devs i mam świadomość, i mam Lily przedstawić tą najbardziej prawdopodobną wersję. Lecz tak sobie rozkminiam że jak jej pokażę co zrobi i to jej się bardzo nie spodoba, to za wszelką cenę zrobi inaczej. Więc bardziej prawdopodobne jest że powtórzy projekcję przyszłości bardziej jej sprzyjającą... ? Dochodzę więc do wniosku że komputer Devsa nie miał wystarczająco dużej mocy obliczeniowej jak nie mógł tego rozkminić :P

"Ale tak jak ileś komentarzy wcześniej zaznaczyłem, tak naprawdę nie mam co tego zdania i w jakimś sensie nawet nie chcę mieć tego zdania, gdyż nie opowiadając się ani za determiniznem, ani za przypadkowością, człowiek dopiero wtedy tak naprawdę jest najbardziej wolny (jakkolwiek by to nie zabrzmiało i cokolwiek nie oznaczało)."
Dlatego ileś komentarzy temu rzuciłem takie pytanie retoryczne, czy ortodoksyjny determinista będzie ascetą. Pewnie tak, dlatego wiara w wolną wolę jest nam potrzebna, choćby nie była to końca uzasadniona.

"A to wszystko, co to wspólnie napisaliśmy, przypomina mi, że nieco absurdalnym jest dyskutować w sposób logiczny o rzeczach z gatunku science-fiction ;p" - fajne zdanie i daje lajka ;)

Napisałeś że cokolwiek by Lily nie zrobiła to i tak zginęłaby razem z Fordem. Nie! Widzieliśmy w serialu tylko 2 opcje. Jedna pokazywana przez Devsa, a druga faktyczna. No ale co jeśli Lily wpadłaby na pomysł aby jeszcze bardziej zmodyfikować projekcję Devsa i np posłała by Foresta samego windą, a potem pojechała by z Katie. Wtedy prawdopodobnie, Forest mógłby zatrzymać Stuarta przed odpierniczaniem zbrodniczych banialuk :)

"Ale po przyjrzeniu się uważnie można dostrzec, że to działanie Stewarta zawsze zrzucało windę (a tego i Forest i Katie chyba wcześniej nie dostrzegli i prawdopodobnie za bardzo byli skupieni na momencie, gdy Lily zabija Foresta). Ale czy coś by to zmieniło, gdyby (przyjmując, że nie wiedzieli) wiedzieli, że to Stewart odegra tu tę kluczową rolę?"
Myślę że gdyby wiedzieli o tym, to może powiedzieli by o tym Lily i razem rozkminiliby taki plan działania jak zaproponowałem powyżej np ;)

Nie lubisz drastycznych scen? Ja zaraz za s-f to lubię horrory, ale takie bardziej w stylu czarnych komedii jak Armia Ciemności np. Zatem takie połączenie s-f z horrorem jak np w Event Horizon jest dla mnie mega ucztą dla duszy :P

"Zdaje się, że Katie po prostu uruchomiła system i to, że w symulacji Forest i Lily pamiętali wszystko, co doświadczyli za życia, to drobny szczegół ;) - nie mniej drobny, jak próba wytłumaczenia, że dusza, osobowość, świadomość, wewnętrzne "Ja", jak by tego nie nazywać, na dobrą sprawę przeniosła się ze świata rzeczywistego do symulacji.
Owszem, tutaj można wyjaśnić to tak, że i ten Forest i ta Lily, choć posiadający pamięć, to tak naprawdę nie byli tymi samymi "osobami". Ale tutaj to się otwiera temat do innej dyskusji, powiązanej m.in. z reinkarnacją."
I to jest temat który też nie raz rozkminiałem i napotkałem gdzieś na teorię że najważniejsza we wszechświecie jest informacja, a nie materia, dlatego przekazując gdzieś informację z totalnie takim samym stanem molekularnym Twojej osoby, to to jesteś właśnie Ty, a nie tylko Twoja kopia... Temat szczególnie związany z problematyką teleportacji o ile ta byłaby wykonalna kiedykolwiek. Naturalnie mozna mieć inny pogląd na tą kwestię. Ja sam nie mam pojęcia jak może być z tym.

Mi Lily w pomieszczeniu z projektorem też wydała się dziwna, jakby była tą projekcją bo świeciła się nieco na tle ciemnej ściany. To mgło być odbijane światło z projektora na jej ciele.

Racja. W serialu był odczuwalny taki jakby wszechobecny spokój, pomijając nieliczne dramatyczne sceny. Bohaterowie tak trochę beznamiętnie szli swoimi torami, jak ci asceci właśnie. Może to jakiś celowy zabieg autorów. Jest tam trochę takich smaczków symboliczno-religijnych.

Głowa Cię boli od teoretyzowania. Serial się może skończył, ale nie myśl ze ja Ci teraz tak szybko dam odpocząć od tematów :P

Również Pozdrawiam ;)

P.S. Ile masz lat i jak masz na imię kolego?

CATMAN44

Melodramat, dramat, obyczajowe, choć często te granice się zacierają, jeśli dany tytuł posiada elementy z różnych gatunków. Ale przyjmując umownie, te najbardziej.

"Myślę że już tyle napolemizowaliśmy się tutaj na przeróżne argumenty, iż śmiało można powiedzieć że poznaliśmy swój punkt widzenia wyczerpująco dobrze :)"

Może się uśmiechniesz, ale w niektórych miejscach moja polemika była bardziej jako popatrzenie z innego punktu widzenia, niż chęć wyjątkowego optowania za czymś. Zmierzam do tego, że nie mam problemu z zaakceptowaniem tego wszystkiego, co sam przedstawiałeś, tym samym tam i ówdzie zgodzić się z Tobą, wycofać się z jakichś wcześniejszych pomysłów etc. Bo jakby człowiek czasem się nie zapędził pod wpływem emocji, czy też dynamiki dyskusji w jakimś kierunku myśleniowym, to na końcu zawsze warto pamiętać o jednym, że rozkminiamy tu serial science-fiction :) Tym samym tak naprawdę do pewnych rzeczy możemy się bardziej przekonywać, do innych mniej, interpretować coś tak lub inaczej, przyjmować różne założenia, jak choćby ten nieszczęsny determinizm, czy równie nieszczęsny indeterminizm, a na końcu nie poznamy jednoznacznej odpowiedzi na to wszystko :) Czy ta projekcja była ich rzeczywistości, czy zbliżona, prawdopodobna itp.

Bo jeśli o tej projekcji i samym jakby fakcie, że mielibyśmy możliwość podejrzenia przyszłości, obejrzenia jej tak, jak tutaj - wręcz, jak film, to wydaje się to więcej, niż pewne, że po obejrzeniu tego, każdy z nas byłby w stanie zrobić choć jedną drobną różnicę (wypowiedź choć jedno inne słowo, inaczej stanąć, cokolwiek), aby już było jasnym, że ta oglądana przyszłość nie pokazała dokładnie tej naszej rzeczywistości. W tym miejscu można podchwycić pewne myślenie Foresta, że tak - liczy się każdy włos na głowie :)

I wiesz, ten serial skłania mnie do pewnej refleksji (nie do przekonania, ale refleksji), że czas pewnie jest linearny, że przyszłość jeszcze nie powstała, że tym samym nie podejrzymy jej, że nie odbędziemy podróży w czasie, że dzięki temu też i odpada nam łamanie sobie głowy na próbie analizowania paradoksów, które tak po prostu nie mogą się wydarzyć.

Z tego co rozumiem, jak chodzi o to, co dopisałeś w kwestii "prognoz Devsa", że tak naprawdę nie chodzi tu o ukazanie przyszłości w tym rozumieniu, o którym myślimy - i nieważne czy tej dokładnie ich, czy też jednej z nieskończenie wielu, a tylko o stworzenie symulacji tego, co w oparciu o dane wszystkiego tego, co miało miejsce wcześniej, także o to, jaki kto jest itd., jest najbardziej prawdopodobne, że się może wydarzyć. Czy tak? :)
W tym miejscu można powrócić do sceny, gdy Sergiej wraz ze swoją ekipą prezentowali Forestowi symulację prognozowanego zachowania nicieni o 10 sekund w przód - przy załamaniu w okolicach pół minuty, co akurat on sam określił, jako to, że w ich rzeczywistości synchronizacja zanikła, ale w jakiejś innej dalej była kontynuowana. I on co prawda wkroczył tym samym w teorię wieloświatów, ale odrzucając ją, to ta jego symulacja nicieni była praktycznie tym samym, co prognoza Devsa, tyle że w bardzo małej skali i zawężona do najprostszego organizmu.

"Dochodzę więc do wniosku że komputer Devsa nie miał wystarczająco dużej mocy obliczeniowej jak nie mógł tego rozkminić :P"
A pamiętasz, co powiedział Stewart Forestowi (a Lyndon temu przytaknął) podczas jednej ze sprzeczek w sali projekcyjnej? Że jeśli chciałby osiągnąć swój zamierzony efekt, to musiałby dysponować komputerem wielkości wszechświata o mocy jednego kubika na cząstkę :)

Ale trochę zmierzam do końcowej myśli, że mnie przynajmniej to pomieszanie dwóch różnych rzeczy, trochę wprowadziło w błędne odbieranie tego, co się tam działo. A mianowicie chodzi o to, że podglądanie Jezusa, Marylin itd. jasno sugerowało, że spojrzeli w przeszłość. Tym samym, gdy zaczęli niejako patrzeć w przyszłości, to można to było odebrać, jako patrzenie w przyszłość :)
A tymczasem, tak naprawdę to drugie było tylko "prognozą"/symulacją, a nie ukazaniem tego, co na pewno się wydarzy, jeśli nie w obecnej rzeczywistości, to w jednej z nieskończenie wielu. Choć nie wiem, może to faktycznie miało być ukazaniem przyszłości? (no tutaj to twórca tego serialu fajnie jakby powiedział, co konkretnie miał na myśli).

Co do tego o Lily, że cokolwiek by nie zrobiła, to przyznaję, że był to zbyt duży skrót myślowy i już mówię, co się za nim kryło. Po pierwsze samo tylko odniesienie się do tych dwóch sytuacji: strzela w windzie lub odrzuca broń, to w momencie, gdy już weszli do niej, to sprawa była przegrana z uwagi na działanie Stewarta. Natomiast oczywiście do momentu znalezienia się w niej, naprawdę wiele można było zrobić - z przede wszystkim samym nie wejściem do niej :D Ale wtedy mogło by się okazać, że Stewart ponaciskałby coś więcej i całość by runęła :))) Najlepiej, jakby Katie podczas wcześniejszej rozmowy z Lily, powiedział jej, co się wydarzy, to ta przed wejściem do Devsa spokojnie mogła kropnąć Stewarta ;)

"Nie lubisz drastycznych scen?". No cóż... to tylko jedna wielu konsekwencji posiadania delikatnych dłoni ;)
Event Horizon. Może błędem było obejrzenie go niedługo po Interstellar (w dużej mierze z ciekawości na fali Interstellar), ale nie zmienia to faktu, że mocno mnie wynudził :D Ja rozumiem, że to film sprzed ponad 20 lat, ale naprawdę w zderzeniu z Interstellar wydał mi się strasznie biedny ;p Z tego samego roku, co Event, jest Kontakt i ten bardziej wolę :)
A tak nawiasem z tego roku jest też MELODRAMAT "Titanic" ;P

"napotkałem gdzieś na teorię że najważniejsza we wszechświecie jest informacja, a nie materia, dlatego przekazując gdzieś informację z totalnie takim samym stanem molekularnym Twojej osoby, to to jesteś właśnie Ty, a nie tylko Twoja kopia..."

Ładna teoria i podobałoby mi się to, gdyby w rzeczywistości tak właśnie było. Natomiast co oczywiste pojawia się pytanie o naszą świadomość, jej strukturę i czym tak naprawdę ona jest.

"nie myśl ze ja Ci teraz tak szybko dam odpocząć od tematów :P"
Nie będziesz miał wyjścia :) Bo żarty żartami, ale to powiem już całkiem poważnie. Ostatnio bardzo dużo jak na siebie tutaj piszę (pod Devs, w temacie Westworld, jakieś pojedyncze komentarze tam i ówdzie, ale niewymagające specjalnego główkowania, ot bardziej zwykle dzielenie się emocjami na temat tego, co się obejrzało) i chociaż oczywiście można się w to wciągnąć, tym bardziej jeśli ciągle nie brakowałoby tematów (nie że w ogóle, bo zawsze jakieś są, ale takich, gdzie naprawdę chciałoby się coś od siebie dodać), to na jakieś większe dyskusje odpadam :D

p.s. to że mam delikatne dłonie, a nawet bardzo delikatne, będzie musiało Ci wystarczyć :)))

"wiara w wolną wolę jest nam potrzebna, choćby nie była to końca uzasadniona"

amen :)

pozdrawiam....... do kiedyś :)

ocenił(a) serial na 10
yuflov

Wow, czyli trafiłem z tym gatunkiem! No ja nie gardzę żadnym gatunkiem, zwłaszcza że one się często spotykają w różnych filmach. Widzę że masz na profilu cytat z filmu Her, który jest przepięknym dramatem w klimacie czarnego lustra, czyli s-f. Oglądałem to ze 4 razy i pewnie jeszcze nie raz do niego powrócę. Wysłałem też Ci tu zaproszenie do znajomych, nie łaska zaakceptować? :P

Nie musisz mi tłumaczyć że wrzucasz sobie tutaj luźno rożnego rodzaju teorie, bo ja robię podobnie i po tych naszych "wymianach" po prostu czuć że coś takiego się działo. Nie jestem nie omylny, więc nawet jeśli wydaje się ze czegoś jestem absolutnie pewny to nadal masz pełne prawo się temu sprzeciwić ;)

Jakbym zobaczył taki film o swojej przyszłości to uznałbym jako podstawowy cel mojego dalszego postępowania, uskutecznić wszelkie działania, aby zaprzeczyć temu filmowi. Taką mam wewnętrzna potrzebę :P

Uważasz iż paradoksy z tego serialu nigdy nie znajdą odzwierciedlenia w naszej rzeczywistości?! No to znowu mnie zaskoczyłeś. Ja uważam że tam było sporo prawdopodobnej przyszłości pokazane i takie komputery pokazujące najbardziej prawdopodobną przyszłość (jak ten z Westworld też) juz zaraz gdzieś powstaną. Komputery kwantowe już istnieją. Oczywiste jest że nie będą one symulować całej rzeczywistości tak "dobrze" jak w Devs. Ap ropo takich symulacji to mam nadzieję że nie będzie się wtedy tyle mówiło o wieloświecie jak w Devsie, bo to niepotwierdzona teoria fizyczna, a taki synoptyk w TV nie pierniczy nigdy czegoś w tym stylu"Proszę Państwa, deszcz który kierował się nad Polskę nieoczekiwanie powędrował nad Węgry. Możemy współczuć Węgrom, oraz Polakom z alternatywnej rzeczywistości do których ten deszcze jednak dotarł".

Komputery jakie mamy na co dzień i ten z Devsa głównie ostatnio zajmują się symulowaniem jakiś rzeczywistości. Myślę tu o różnego typu grach, które coraz lepiej symulują jakąś rzeczywistość. Aby taki komputer stał się samą rzeczywistością (jak mówił Stewart), potrzebowałby zajmować ogromną przestrzeń jak cały wszechświat (to zaś słowa Lyndona zdaje się). Zatem Devs nie może stworzyć idealnego innego wszechświata, tylko prognozuje coś na podstawie wszystkich danych. W Westworld bardziej w taki sposób się właśnie o superkompie wypowiadają, bo w Dewsie robią z niego boga (Deus). Jestem jednak daleki od tego by równać jakiś komputer z Bogiem ;) Zatem komputery mogą tylko symulować/prognozować, ten serialowy też.
Te słowa Siergieja o jego symulacji tych mikroorganizmów które przytaczałeś są właśnie takim pierniczeniem farmazonów na potrzeby tego serialu trochę. To jest jak z tą prognozą pogody o której wyżej pisałem. Taką wymówkę z niedopasowaniem wieloświata można by wrzucić do każdego niepowodzenia jakie kogoś spotkało i nie podoba mi się to. Kojarzy mi się to też z jakimiś dewotkami które mówią ze uczyniły coś złego bo szatan nimi pokierował tak, co jest oczywistym zrzuceniem winy z siebie na coś innego...

Wydaje mi się że teoria wieloświata na prawdę Ci ostro ryje beret. Przecież to co Devs pokazywał z przeszłości, to tak samo jest pewnego rodzaju symulacją/prognoza. Puszczali tam tekst rzekomo wypowiedziany przez Jezusa i ktoś tłumaczył (Lyndon chyba), że tekst może być nieco zmieniony bo z innej rzeczywistości... Proponuje Ci abyś zastąpił to innym wytłumaczeniem: prognoza mogła być nieprecyzyjna. Sens absolutnie ten sam, a Twoje szare mają mniej roboty bo nie rozkminiają co to za inna rzeczywistość się im ukazała.
Obecnie jak oglądasz studio po jakimś meczu, najlepiej po LM. To tam już mają takie możliwości aby pokazać Ci każdą sytuację z dowolnego punktu na boisku np z perspektywy piłkarza który za sekundę strzeli bramkę. Pokazywane tak akcje nie wyglądają jak z aparatu bo to symulacje stworzone z obrasu dostępnych kamer. Jak w filmie Deja Vu.

Dobra, zgadłem co to melodramatu, a te dłonie to też masz na prawdę takie delikatne? A może jesteś kobietą? Albo jeszcze lepiej, jesteś Dolores, bo jej ostatnio pełno wszędzie, jak agentów Smithów z Matrixa :P

Oczywiście żartowałem z tym że nie dam Ci odpocząć od tematów, bo zrobisz co chcesz, ale chętnie bym Cie lepiej poznał bo nigdy mi się tu z nikim tyle nie pisało. Po tylu wieczornych rozpisywaniach się, stałeś się trochę jak kumpel ze szkolnej ławki, czy z pokoju w akademiku na studiach... coś takiego ;)

Pozdro Delikatnoręki nieznajomy :P