Nie, nie jestem fanem wybuchów i pościgów, ale te 30-sekundowe ujęcia na milczącego Foresta tudzież dziwaczna muzyka i slow-motion to typowe zapchajdziury. Szkoda gadać. Po drugie - rozumiem, że główny bohater miał obsesję na punkcie Amayi, ale dlaczego miał ją również scenarzysta? Statua jest pokazana przez cały serial jakieś 30-40 razy. W połowie serialu zacząłem mu życzyć, żeby nigdy nie odzyskał córki. Przefilozofowane badziewie.
Sama fabuła też bez rewelacji. Science bardzo mało, fiction bardzo dużo. Wątek "sensacyjny" z rosyjskimi służbami żenujący. Zakończenie absolutnie niedorzeczne, zwłaszcza w świetle... wszystkich poprzednich odcinków. Serio? Tyle wysiłku żeby gdzieś tam zainstalować przesłanie, że w mitologii lewackiej femina popełniająca "grzech pierworodny" (LOL) jest kul? I że ona może, chociaż nikt inny przez całą historię ludzkości nie mógł? A wyjaśnia to głębokie i odkrywcze "you are really unique". Boszszsz... Uzasadnienie mniej więcej takie same, jak w ostatnim terminatorze, czyli żadne.
Na szczęście zakończenie daje nadzieję, że drugi sezon nie powstanie i tego się trzymajmy. 5/10
A, i jeszcze taki szczegół. W pewnym momencie Katie mówi, że mają projekcję do danego momentu i dalej nic nie widzą, niby Lily ma być tego powodem. Ale jednocześnie dodaje, że to "śnieżenie ekranu" od pewnego momentu jest spowodowane tym, że mamy do czynienia z "całkowitym załamaniem determinizmu Wszechświata", czy coś w tym rodzaju.
Serio? To było jedyne rozwiązanie, które państwu naukowcom przyszło do głowy? A może coś na mniejszą skalę? Windows się zawiesza? Eksploduje bomba i komputer, a zatem i symulacja przestają istnieć? Komputer okazuje się męską wersją Her i zakochuje się w Lily? COKOLWIEK bardziej prawdopodobnego niż "całkowite załamanie determinizmu"? :D Parodia.