Skończyłam oglądać trzeci sezon i rzeczywiście większość z Was miała rację. Trzecia seria jest spokojniejsza, tempo zwalnia, nieznaczny to jednak, że jest gorsza. Fabuła nie skupia się wokół zabójcy grasującemu bo Bogu ducha winnym Miami (mam wrażenie, że wątek ściągacza skór jest wątkiem pobocznym) skupia się na życiu osobistym Dextera i jego relacjach z ludźmi. On chciał posiadać przyjaciela, komuś przed kim mógłby choć w jakimś stopniu przestać udawać i być prawdziwym. Z początku wątek jego i Miguela był bardzo fajny, dzięki niemu poznaliśmy Dexa, który chce być normalny. Nie sądziłam, że zabije Miguela myślałam, że go oszczędzi. No ale w końcu go wykorzystał. Nikt nie może wkurzać Morgana! xD Pozwolił Ricie zachować swój sekret. Jakie to wspaniałomyślne. Myślałam też, że nastąpi spektakularne uwolnienie Dexa z rąk szalonego „łowcy skór” (że tak pozwolę sobie go nazwać), ale nic nie jest idealne. Dzięki temu przynajmniej zrozumiał co jest ważne i że czegoś naprawdę chce. I w ogóle ten sezon był jakiś taki… optymistyczny. Debra (która przez pierwsze odcinki pierwszego sezonu niesamowicie mnie wkurzała, ale potem ją polubiłam) dostała odznakę i nie musiała rezygnować z Antona, Batista został sierżantem i znalazł dziewczynę, nawet Masuce się poszczęściło. Naprawdę lubię LaGuertę. Babka nie dała się omotać, ma rozum i ufa sobie i swoim przeczuciem. W dodatku jest naprawdę pełna empatii dla ludzi choć po niej tego nie widać. Poza tym genialne monologi Dexa o efekcie motyla i o tym żeby nie otwierać drzwi. Aha i motyw z Harrym który dyskutuje z Dexem. Czy tylko mi to przypomina motyw z Six Feet under? :)
No i oczywiście ślub! Mam 19 lat, jestem dziewczyną i naprawdę lubię takie ckliwe sceny xD
Życie jest dobre!
Tak jakby dla równowagi 4 sezon to prawdziwa jazda bez trzymanki. Moim zdaniem najlepszy z dotychczasowych.
Właśnie słyszałam, że czwarty sezon miażdży, zresztą już po pierwszym odcinku zauważyłam, że akcja nabiera tempa :)
oglądaj, oglądaj:) Czwarty sezon rzeczywiście miażdży. Dla mnie to najlepszy sezon ze wszystkich (oczywiście nie ujmując zbyt wiele sezonom 1 i 2 :) )
Do tej pory jak dla mnie najlepszy był drugi sezon. :) W trzecim sezonie podobało mi się jeszcze porwanie Dextera na wieczór kawalerski.
:) Rzeczywiście, też mi się to podobało. Powiało grozą, a tu okazało się że Dexter wpada na własny wieczór kawalerski :)
Trzeci sezon ma też duży plus za świetną postać Miguela Prado.
osobiscie nie lubie postaci Lili i to mi zepsulo II sezon. Ale fakt. 3 jest spokojniejszy, moze nawet troche nudny. Inny. Ale w czwartym to fakt...Jazda bez trzymaki juz od pierwszego odcinka. Napiecie na maksimum do samego konca.
nie chcę zakładać nowego wątką, więc podepnę się pod ten, bo widziałam, że autorka oglądała już sezon 4, a nie chcę spojlerować, a tego będzie po części tyczyć się moja uwaga :) W ostatnim odcinku 3 sezonu, podczas wesela widzimy jak z opatrunku na ręce Dextera kapie krew na suknię Rity, i na tym kończy się sezon. Następny sezon za to kończy się śmiercią Rity. Ta krew na jej sukni ma nam sugerować, że w czwartym sezonie stanie się coś niedobrego a scenarzyści już wiedzą, że ją uśmiercą; czy też ta krew ma po prostu dać nam się zastanowić o co chodzi ale smierć Rity nie była jeszcze wtedy zaplanowana, dopiero z czasem wyszło "w praniu"? Sama nie wiem co o tym myśleć :p
hej miło, że poruszyłaś tę kwestię. Jest tu szeroka możliwość interpretacji. :)
Gdy ja oglądałam scenę ślubu Rity i Dextera nawet przez myśl mi nie przeszło, że Ricie coś może się stać Ricie na koniec czwartego sezonu. Wtedy interpretowałam to tak, że Dexter poświęca się rodzinie, ma normalną rodzinę itd i teraz ona będzie na pierwszym miejscu, ale mroczny pasażer wciąż tam jest co symbolizuje kropla krwi. Może to również oznaczać niewinność i dobroć Rity (biała sukienka) i mrok Dextera (krew).
Nie wiem czy scenarzyści już mieli napisaną 4 serię być może tak i wtedy ta scena byłaby zapowiedzią jej losów.
Nie sądzę, żeby był to jakiś zwiastun wydarzeń z 4. sezonu. Jak dla mnie to świetne, ironiczne podsumowanie natury Dextera: niezależnie jak szczęśliwy i cukierkowy jest dzień, on zawsze ma swoje mordercze instynkty i objawiają się nawet w takich detalach, jak kropla krwi.
Pod ten kontrast kolorów o którym napisała Kasia można podciągnąć jeszcze taką interpretację: Rita i całe jej życie to niewinność, czystość, dobroć, a Dex to niby mała kropla krwi, ale wprowadza ferment, niepokój, staje się doskonale widoczna na tle sukni. Wśród mnóstwa bieli czerwona kropka jest samotna, niechciana, negatywnie wyróżniająca się. Początkowo jest niezauważona, ale kiedy ktoś ją dostrzeże - każdy chce ją usunąć za wszelką cenę. Gadam głupoty, ale co tam, usprawiedliwia mnie katar :P
Bardzo filozoficzne i daleko idące wyjaśnienie, ale myślę że słuszne. ;)) Choć myślę też że Dex nie wprowadził zamętu i niepokoju w życie Rity. Wręcz przeciwnie nawet. Będąc z nim uwierzyła, że znowu może być szczęśliwa, stała się pewniejsza siebie, uporała się z traumą Paula (należy porównać Ritę z początku pierwszego sezonu, z następnymi odcinkami, zmiana jest wręcz niesamowita). Fakt, faktem, że potem zginęła przez jego egoizm i to jest smutne :(
Ucz mnie polskiego, wtedy miałabym 5 z każdej interpretacji :P :P
Ten zamęt to może złe słowo, ale chodziło mi o sytuacje w sezonach 2. i 3. Wiesz, teoretycznie ją zdradzał (pięknie przedstawione typowe męskie myślenie: rzuciła mnie, więc mogę zaraz uprawiać seks z kimś innym, mimo że nawet nie oddałem kluczy mojej ex), kłamał, a w kolejnym sezonie był skupiony tylko na sobie i Miguelu, a Ritę i ich ślub troszkę ignorował. Chociaż fakt, Rita zmieniła się w tak fajny i pozytywny sposób, że zyskała moją wieczną sympatię :)
Haha. Czemu nie xD
Fakt, chociaż całemu zamieszaniu w 2 sezonie Rita również jest winna, choć Dexter ze spaniem z Lilą zdecydowanie się pośpieszył. Jak to facet. Ale w trzecim sezonie rzeczywiście ją olewał i musiała planować ślub sama.
Oglądam ostatni odcinek 3 sezonu (co za tempo...) i obczaiłam genialny tekst Dextera: "To było nieprzyjemne. Po raz pierwszy wyproszono mnie z pogrzebu". Jakie to ironiczne, w końcu przez 5 sezonów SFU to raczej on wyprowadzał ludzi z ceremonii :P A tak w ogóle to ostatnie odcinki może nie są zbyt emocjonujące, ale mają takie smaczki, które naprawdę poprawiają humor. Zapomniałam już, jak świetnie została zrealizowana scena ze znalezieniem zwłok Miguela, a to prawdziwy majstersztyk.
Dokładnie. Trzeci sezon jest taki... lajtowy, taki mniej krwawy, bardziej życiowy. Wiesz co ja sama się łapie na tym że czasami widzę powiązania z SFU. Choć nie powinnam, Też zwróciłam uwagę na ten tekst. Albo jak Dex stał przy trumnie brata Miguela (Paul? nie pamiętam jak miał na imię jego brat. Miguel, Ramon i chyba Paul). To pomyślałam, oczywiście z ironią: "David Fisher is back!" xD I w którymś sezonie była taka fajna kwestia Deb: "Albo my go znajdziemy albo podzieli los reszty. Chyba nie chcesz żebyśmy go znaleźli six feet underground?" :D
Wynika to chyba z tego, że bardzo kochamy ten serial i ciężko nam się rozstać z Fisherami :) Przynajmniej u mnie. Powinni finał SFU zrobić w szóstym sezonie. Chciałabym zobaczyć jak Claire radzi sobie w nowym Jorku a Dave z prowadzeniem zakładu bez Rico.
Skasowałam posta, a sama wiesz, że nie potrafię pisać krótkich...
W skrócie: lajtowy sezon był potrzebny, a pod pewnymi względami jest przełomowy. Po pierwsze: Dex po raz pierwszy uświadamia sobie ile znaczy dla niego rodzina, że chce być takim ojcem dla swojego dziecka, jakim Harry był dla niego. Po drugie: jeszcze nigdy nie był taki niepewny i zagubiony w tym co robi. Zdarzały mu się wpadki, sama wiesz, ale musisz przyznać, że odsunięcie od siebie Miguela było dla niego bardzo trudne. Nigdy nie był przez nikogo wykorzystywany, to on zawsze był górą. Do tego pierwszy raz był w realnym, praktycznie nieuchronnym zagrożeniu, sytuacji krytycznej, która zmusiła go przecież do złamania sobie ręki.
Brat Miguela i Ramona to Oscar :)
W ogóle dziwnie było patrzeć na niego w czarnym, pogrzebowym garniturze - wspomnienia wracają :D SFU wryło mi się w mózg niesamowicie, przypominają mi się urywki w najmniej spodziewanych momentach. Fisherowie są dla mnie jak rodzina, naprawdę.
Dla mnie sezonów mogłoby być i z 10, ale chyba nie byłoby co liczyć na tak piorunujący finał. Jeśli już to wolałabym odcinek extra, załóżmy 5 lat po wyjeździe Claire. Wszystkie wątki rozgrzebane na ten jeden raz, pokazanie dalszych losów i zakończone obiadkiem i jakąś super piosenką, gdzie każdy wskakuje na stół itp :) Mógłby być nagrany nawet teraz, chodzi mi o to, że zakończenie nie byłoby tak świetne gdybyśmy znali dalsze losy bohaterów - lepiej wiedzieć jak skończyli, mieć ten element zaskoczenia, a potem po prostu uzupełnić wiedzę.
Ale na serio, jak ja dziękuję Ballowi, że zakończył wszystko jednym cięciem, nie pozostawił żadnych wątpliwości. Zaraz by powstały teorie typu: David zaczyna być hetero i żeni się z Brendą, ale zdradza ją z Nikolaiem i Georgem, o co zazdrosna jest Ruth, która z kolei spotyka się z Billym, który i tak ma wszystkich w dupie, bo kocha Claire...
Znam ten ból usuniętego posta. Też mi się czasami zdarza.
Trzeci sezon zdecydowanie był potrzebny dla rozwoju osobowości i psychiki Dexa. Gdyby ciągle tylko zabijał nie miałby czasu żeby się nad sobą zastanawiać ;) Miał dylemat moralny w kwestii usunięcia Miguela. Bądź co bądź on był jego przyjacielem. Dopiero potem się popsuło. Mało tego! Dexter nie tylko miał dylemat moralny, ale też wyrzuty sumienia w związku zabiciem niewinnego człowieka (Oscar! Pewnie. Skąd mi się wziął Paul to ja pojęcia nie mam) ! Chyba nawet sam nie podejrzewał że jet zdolny do takich uczuć. Zrozumiał że zależy mu na rodzinie, że naprawdę chce ją mieć, że pragnie w miarę normalnego życia. To mega ważne dla dalszego rozwoju postaci. Zranił się, żeby się uwolnić, ale myślę, że aż tak bardzo tego nie poczuł- działała adrenalina. Tyle, że potem musiał wymyślić jakąś wymówkę dla Rity (słaba była, mówiąc szczerze), no i iść do ślubu ze złamaną ręką to niezbyt fartowne.
No i ten sezon, tak jak wspominałaś, ma naprawdę wiele smaczków. Pamiętasz przemówienie Miguela o przyjaźni na wieczorze kawalerskim Dextera? I genialny tekst o pączkach! XD
W sumie też jestem wdzięczna twórcom SFU że nie ciągnęli go w nieskończoność tylko dla kasy, bo był mega popularny i ludzie go kochali tylko zakończyli go z klasą kiedy poziom był 5 sezonu był tak samo wysoki jak poprzednich sezonów. Mówiąc krótko odszedł w chwale. W innym momencie byli byśmy pozbawieni tego najgenialniejszego zakończenia i jego symbolizmu.
Oczywiście, źle się wyraziłam, bo chodziło mi tylko o to że mogłabym jeszcze obejrzeć z kilka sezonów tego serialu, tak bardzo zżyłam się z bohaterami. Po prostu: Kocham SFU! :) Po żadnym innym serialu tak bardzo nie zastanawiałam się nad życiem. Zmieniłam podejście do wielu spraw. Pomysł z odcinkiem specjalnym jest super, taki sympatyczny dodatek dla fanów (z sekwencją musicalową na końcu to by było coś!):D
Hahaha! Z ostatniego akapitu Twojego postu śmiałam się chyba z 5 minut! Po prostu sarkazm w najczystszej postaci. Brawo! :) „SFU- nowa odsłona. Zainspirowane: Modą na sukces” :D
Przede wszystkim to byłoby nierealistyczne i męczące, gdyby Dexter w każdej serii miał niesamowite przygody i każdy sezon byłby podobny do pierwszych dwóch. Fajnie przedstawili te jego rozterki - niby chciał pozbyć się problemu, z drugiej strony było to dla niego trudne. Po zabiciu Miguela faktycznie było czuć taką pustkę, albo coś w tym stylu. Dopiero teraz to poczułam - być może dlatego, że bardzo wyeksponowano jego śmierć i odbiła się szerokim echem. Sprawdziły się przecież jedne z ostatnich słów Miguela: "jeszcze z tobą nie skończyłem" :)
Pięknie pokazana skrajna desperacja, takie pierwotne instynkty: zranić się, ale przetrwać. Pełnią człowieczeństwa oczywiście nie możemy tego nazwać, bardziej przypominało mi to świat zwierząt. A wymówka? No cóż, dla mnie była w porządku. Nie wymyślał jakichś skomplikowanych rzeczy, nie mieszał do tego osób trzecich (więc nikt by go nie wydał), bardziej zastanawiało mnie na których schodach mógłby się wywalić, jak wszędzie tam są albo windy, albo piętrowe domy :P
W ogóle cały motyw z wieczorem kawalerskim jest genialny, tak samo jak sceny po imprezie. Podczas tego przemówienia Dex zaśmiał się ze 2 razy tak jak z tym sprzedawcą samochodów, to było miłe :) Potem rozwalił mnie monolog po powrocie: "mam jeszcze 45 minut do wyjścia z domu. Może uda mi się zdrzemnąć i wziąć prysznic", ambitnie ;) A potem w Miami Metro to świetne "Vince Masuka does not kiss and tell" :D Kooocham końcowe odcinki tego sezonu, wolniejsze tempo nadrabiają świetnym humorem.
Ja też bym oglądała i oglądała i oglądała i tak cały czas :D Patrząc z perspektywy czasu to tego typu zakończenie opłacało się bardziej, niż mnóstwo słabiutkich sezonów. O SFU będzie głośno jeszcze przez dłuuugi czas, a skoro już 6 lat po ostatnim odcinku jest uważany za kultowy i wybitny, to po 10-15 latach będzie czczony na kolanach, słusznie zresztą :) Ten serial można po prostu określić jako 63 - godzinna lekcja życia, nie wiem czy jakikolwiek inny film czy serial będzie miał na mnie taki wpływ. Ostatnio dzięki SFU zrozumiałam, że nie tylko problemy z gatunku poważnych (choroba, śmierć, rozwód, zdrada) są ważne. Tak naprawdę każdy z nas codziennie przeżywa pierdoły, które nas powoli dobijają i kumulują się w całość. Nie trzeba być biednym i chorym, żeby być cierpiącym - świetnie pomaga to zrozumieć innych.
Haha, dzięki bardzo, to był raczej wyraz mojej frustracji niż świadomy sarkazm :P Bardzo wkurzają mnie tego typu teorie, naprawdę po zebraniu ich wszystkich do kupy wyszłaby "Moda na sukces" ;)
Tak, zdecydowanie 3 sezon nadrabia humorem i sarkazmem. Tak jak pisałam wcześniej: jest taki optymistyczny. Ale jak porwali Dexa to myślałam, że to było na serio. Kogo walnął jak otworzyli bagażnik? Masukę? To było świetna scena, a mina Dexa była bezcenna xD W ogóle, potem Rita, jako dobra narzeczona wpadła do niego i przyniosła mu jedzenie wchłaniające alkohol ;)
Kurde, teraz jak o tym myślę to gdzie te schody?
Z SFU mamy to samo! Przełomowy dla tematyki śmierci, po prostu genialny. Porusza tyle ważnych kwestii tego pokręconego współczesnego świata.Nie wiem czy chce Ci się wysłuchiwać tych zachwytów. :P Tak jak pisałam w autorskim temacie na forum SFU. Jest niesamowicie artystyczny. "Duchy", które się pokazują bohaterom i ukazują ich lęki, sarkastyczny (musical! xD) no i oczywiście najgenialniejsze kreacje psychologiczne bohaterów. Mam nadzieję, że zostanie kultowym, już teraz się o nim tak mówi i jest jednym z najlepszych. Nawet Agnieszka Holland tak o nim powiedziała. W każdym razie do żadnego serialu czy filmu się tak mocno nie przywiązałam
Ooo... zdołowałaś mnie trochę. Faktycznie. Przeżywamy pierdoły który niby nic nie znaczą, ale potem się okazuje że w nas zostają. Serial też pokazują jak wielki wpływ na nasze przyszłe życie mają rodzice i jak ważne jest to żeby mieć z nimi dobry, otwarty kontakt. Jak bardzo praca określa nasze życie i stosunek do świata. KONIEC. Zaczynam oszczędzać na to DVD! :D To jeszcze bardziej rozszerzy moje horyzonty (interesuję się psychologią), tak się będę tłumaczyła jak mi ktoś powie, że wydaje pieniądze na głupstwa xD
No wiesz niektóre teorie są ciekawe, ale większość jest dość abstrakcyjnych ;)
A pamiętny początek 3. sezonu z wizytą u dentysty? Arcydzieło, dzięki takim scenom wiem, że moje 10/10 dla serialu jest w pełni uzasadnione :)
Oczywiście, że Masuce z prawego sierpowego zajechał :P Biedaczek, całe oko spuchnięte jak cholera... Rita zyskała plusa, w takich małych gestach widać jej miłość do niego. Zastanawia mnie tylko czasem, że nigdy nie chciała od niego zdecydowanej deklaracji miłości - jak myślisz, czy widziała to co robił dla niej Dex (pomagał, chronił, prawie zawsze był w zasięgu ręki) i uznała to za niewerbalne "kocham cię", czy raczej nie chciała używać wielkich słów w obawie przez posypaniem się związku?
Jedyne schody jakie mi przychodzą na myśl to te przy mieszkaniu Dexa, bo nie jest ono idealnie na parterze. Ale to pewnie jakieś 5-7 stopni jest, trzeba być niezłym ciapciakiem, żeby na czymś takim wyrżnąć.
Chce mi się, chce, pisz dalej - pamiętaj, że rozmawiasz z wierną fanką kupującą ten serial bez mrugnięcia okiem :P Ja widzę SFU przede wszystkim jako mega dopracowaną produkcję. Kolorystyka, nastrój, dialogi, muzyka tworzą niesamowitą otoczkę. Scenariusz jest fantastycznie inteligentny - obserwujemy równolegle perypetie całkiem sporej liczby bohaterów, a każdego znamy i traktujemy jak siostrę / brata. Uwielbiam też czarny humor, matko, momentami płakałam ze śmiechu :)
Z tymi "zostającymi pierdołami" to przypomina mi się filozofia Brendy i jej shiatsu, mówiła o tym, że każda rzecz którą przeżywamy tworzy rany głęboko w ciele.
Kupienie SFU na DVD i przytulenie się do obsady serialu to 2 rzeczy, które muszę zrobić przed śmiercią, a że mam głupie przekonanie że umrę młodo, to muszę się spieszyć :P
Oj tam głupstwa zaraz, seriale to poważna sprawa :D
Wracając do Dexa (czasem muszę sobie przypominać na jakim forum jesteśmy ;p) - moja ulubiona teoria to ta, że Sonya, opiekunka Harrisona, jest kuzynką Rity i zbliża się do Dextera i małego, żeby ją pomścić :D :D
Six Feet Under (Sześć stóp pod ziemią), serial kręcony w latach 2001-2005. Opowiada o rodzinie, która prowadzi dom pogrzebowy w Los Angeles. Absolutnie genialny, powstało 5 emocjonujących sezonów, a zakończenie...przepiękne.
W SFU grał też Michael C. Hall, to był w sumie jego debiut na jakimkolwiek ekranie, bo wcześniej grał tylko na off-Broadway. Jeśli jesteś ciekawy jak wygląda Dexter jako wrażliwy gej prowadzący zakład pogrzebowy, a do tego lubisz czarny humor i niebanalny scenariusz - obejrzyj chociaż pilota, bo może Cię wciągnąć.
Mam nadzieję, że nie zabrzmiałam jak panienka z telezakupów :P
Nie :)
Sprawdzę,ciekawie się zapowiada.Akurat ostatnio jakiś fajnych serialów szukałem bo tą przerwę wrześniową w Ameryce trudno wytrwać :)
W takim razie warto obejrzeć SFU. To specyficzny serial, ale skoro spodobał Ci się Dexter, to raczej polubisz i to. Nie czytaj tylko filmwebowego forum Sześciu stóp, bo szkoda żeby spoilery zmarnowały Ci odbiór.
Kamilx98. Warto szczególnie dla niebanalnej historii i doskonałych kreacji aktorskich. Początkowo możesz doznać szoku widząc Halla w innej roli (ja takiego doznałam przestawiając się z Davida na Dexa) ale to minie szybciej niż myślisz, ponieważ obie te postacie są doskonale wykreowane.
Oj, o czarnym humorze w SFU już mówiliśmy, ironia pomaga bohaterom (i widzom) oswoić się ze śmiercią. To jest genialne. No pewnie! Argumentem na kupno DVD będzie to, że to nie jest jakiś serial. To SFU! xD BTW. Podobno na DVD nie ma polskich napisów do materiałów dodatkowych! To jest lekkie chamstwo moim zdaniem.
Rita nie domagała się jawnego wyznania miłości z kilku powodów. Przede wszystkim, znała Dexa (na tyle na ile on jej pozwolił się poznać) wiedziała że jest zamknięty w sobie, nie lubi mówić o sobie, a tym bardziej o swoich uczuciach, nie chciała na niego naciskać,między innymi dlatego chodzili na terapię. Babka była bystra i rozgarnięta, wiedziała o tym, że gdyby padła kwestia "Dexter, powiedz, że mnie kochasz!", on na pewno by jej tego nie powiedział. , poza tym moim zdaniem, poznała "po owocach", po tym, że ją szanował, przytulał, zajmował się dziećmi, że pozwalał jej spać, a sam opiekował się ryczącym po nocach Harrisonem i woził go po mieście. Gdyby kazała mu to powiedzieć stałaby się śmieszna jak kabaret Koń Polski: "Dexter, a ty mnie kochasz, czy ty mnie nie kochasz? "No!". Sorry za to ostatnie zdanie, nie mogłam się powstrzymać xD
Miał być edit, ale jak zwykle coś nie wyszło :/
Nie bądź taka pesymistyczna. :)Na pewno przeżyjesz tyle co Claire :)) Też bym chciała przytulić się do obsady. Oczywiście w szczególności do Halla. :) I Krause'a
No ja myślę, ale znowu wlazłam na filmweb i piszę, a jutro mam ze 3 sprawdziany, więc jak się nie nauczę to nawet do końca tygodnia nie przeżyję :P Czytając to masz pewnie minę typu "hahah, nie muszę się już uczyć na sprawdziany", szczęściara ;)
Sama doskonale wiesz, o kim myślałam pisząc "do obsady" :D Oprócz Krause'a i Halla to jeszcze do Rico, nie lubiłam go zbytnio z charakteru, ale jest taki słodki :) Ruth to bym się trochę bała, jeszcze by się na mnie drzeć zaczęła albo w ogóle się zaczęła ciśnieniować. Jak patrzę na nią to zawsze mi się wydaje, że pachnie miętuskami i tymi śmiesznie pachnącymi tabletkami na mole, których nazwy zapomniałam :(
To powodzenia na tych sprawdzianach! Trzymam kciuki :) Pomyślałam tak, to fakt, ale od poniedziałku zaczynam zajęcia więc nie będzie mi do śmiechu ;)
Co do Rico. Naprawdę bardzo go lubiłam. On dodawał energii i żywiołu i przede wszystkim humoru do tej ponurej scenerii. Miał bardzo zdrowe podejście do tego interesu. Ciało traktował jak wyzwanie, ale jednocześnie szanował ludzi. Bardzo kochał swoją rodzinę, była dla niego wszystkim, gdy zdradził Vanessę uważałam go za dupka, ale potem za wszelką cenę próbował to naprawić. Lubił Nate i Davida, traktował ich jak rodzinę, wkurzył mnie tylko że na końcu serialu postawił Dave'a w takiej sytuacji. Z drugiej strony miał prawo się rozwijać :)
Nie chcę dziękować za trzymanie kciuków, bo to ponoć przynosi pecha. Tu się właśnie objawia cała moja hipokryzja: niby nie kręcą mnie sprawy bosko-duchowe, ale jak przychodzi co do czego, to pod drabiną nie przejdę :P
Na początku będziesz pewnie miała luzik, choć pewnie ciężko będzie się przestawić na zupełnie inny tryb pracy, niż ten w liceum. Wierzę, że dasz radę, a jak nie to zostaję jeszcze ja i moje dobre słowo :D
Ja lubiłam Rico na początku, ale z biegiem czasu coraz mniej. Owszem, był artystą jeśli chodzi o ciała, ale miał postawę wybitnie roszczeniową, czego nie lubię. Ciągle miał jakieś problemy, wyrzuty. Wiem, że całe życie nie może opierać się tylko na wdzięczności, ale wg mnie Rico w pewnym momencie pogubił się w relacjach z Fisherami i zatarła się granica szef-pracownik. Respekt dla zmarłych faktycznie godny podziwu, ale nie mogłam znieść jego nietolerancji, egoizmu, niezrozumienia dla Davida i Nate'a. W ogóle cała ta sytuacja z Vanessą była dziwna - z jednej strony powinien on doskonale zdawać sobie sprawę z bólu po śmierci ukochanej osoby, ale żony nie potrafił zrozumieć. Kobieta ewidentnie miała depresję, a on nie starał się jej pomóc, tylko myślał o sobie. I jeszcze takie dziecinne zrobienie na złość, ta zdrada Vanessy była totalnie szczeniacka.
Dlatego właśnie bardzo się cieszyłam, kiedy w 5. sezonie David wreszcie się odciął i dopytywał się Rico, kiedy zacznie traktować go jak normalnego człowieka podobnego do siebie, a nie geja.
Też jestem przesądna, nie martw się. :)
Trochę się boję studiów. Nie mam nikogo znajomego. Poza tym pewnie będę się musiała przedrzeć przez stereotypy typu: "To ta dziewczyna na wózku z mojego roku, nie będę z nią rozmawiał/a bo może ją urażę czy coś." xD
Tak, tak jak wspomniałam SPOJLER (jakby ktoś nie wiedział), to jak zachował się po śmierci Nate'a... David miał prawo nie potrafić się pozbierać po śmierci jedynego brata! I tak należał mu się szacunek i podziw że był w stanie pracować będąc w tak złym stanie.
Myślę, że Rico miał taką postawę roszczeniową, bo zdawał obie sprawę jak bardzo jest wartościowy, a Fisherowie go nie doceniali na początku więc potem jego gniew i poczucie niedocenienia narastało i kończyło się na zrzędzenia. Co do zachowania wobec Davida było straszne. (Pamiętasz pełne obrzydzenia spojrzenie Rico, kiedy Dave mu powiedział?! Wkurzył mnie na maksa!) Należy jednak pamiętać, że Rico miał bardzo konserwatywne poglądy z powodu swojego pochodzenia i wychowania (z drugiej strony jednak, zdradził żonę więc sprzeciwił się swoim poglądom). W każdym razie i tak go lubiłam. Popełniał błędy, ale kto nie?
BTW. Czemu my tyle gadamy o SFU na forum o Dexterze. Stanowczo za dobrze gada się z Tobą o serialach! (To komplement :)) )
Nie bój się :) Widzisz, miałam kontakt z osobami na wózku kiedy leżałam w szpitalu parę lat temu i doskonale wiem, że ludzie są trochę "na dystans", bo faktycznie boją się urazić. Szkoda, że przez wózek zmienia się postrzeganie człowieka, a założę się, że nie patrzysz na świat przez pryzmat swojej choroby i nie upatrujesz w głupim "cześć" podtekstów czy coś. To wszystko kwestia poznania i dotarcia się - jestem pewna, że bardzo szybko znajdziesz osoby, które Cię polubią, może nawet zaprzyjaźnią. Mówię Ci, wolę przyjaciela na wózku którego obchodzę, niż miliard "przyjaciółek", które mają mnie w dupie. Zapewne nie potrzebujesz tego typu wywodów, nie wiem nawet czy chcesz roztrząsać temat, ale jak coś to wiedz że nawet ktoś kto zna Cię słabo bardzo Cię lubi :D
Hm, o Rico już cisza, bo wyczerpałaś temat :P Ale co by tu napisać o Dexiu... obie się zgadzamy, że Hall jest superświetny, że Dexter jest świetnym serialem... Zaskocz mnie czymś, bo nie mam pomysłów :P
Żeby offtopowi stało się zadość to jeszcze napiszę o scenie z sezonu 4 (a jak ;D) która mnie absolutnie rozwaliła. Dexter wraca padnięty, Rita się do niego przymila z jednoznacznym zamiarem, mówi coś o długim i romantycznym seksie, Dex się kładzie na łóżku i monolog "może uda mi się złapać szybką drzemkę" :D :D Romantyk i demon seksu, nie ma co :P Fajnie wymyślili to, że te sceny łóżkowe nie są tak nachalne i częste. W porównaniu do SFU Dexter to serial wręcz cnotliwy, ale momentami wręcz przeszkadzał mi ciągły seks w SFU, może dlatego, że nie mogłam znieść jak np. Brenda zdradzała Nate'a :(
Dziękuję Ci za taką wiarę w moje możliwości zjednywania sobie ludzi. Faktycznie nie mam z tym problemów, nie jestem przewrażliwiona i mam dystans ;) Przejrzałaś mnie xD A to ostatnie zdanie to się do Ciebie odnosiło? Bo nie zczaiłam. xD
Wiesz, co. Naprawdę sporo tu offujemy, a chętnie pogadałabym z Tobą na inne, nie serialowe tematy (np, o muzyce, bo mnie to ciekawi) więc mogę Ci wysłać mejla na adres na który wysłałam filmik? :)
Hahaha. Mój wybuch śmiechu na tej scenie był bezcenny xD Dziewczyna tu się stara, kadzidełka przygotowała itd a on tylko o śnie myśli :D i jeszcze to rozczarowanie, gdy musi otworzyć oczy i myśli: "Nie, jednak nie..."
A Pamiętasz tę świetną scenę, chyba też w pierwszym odcinku 4 sezonu? Dex pracuje nad bardzo ważną sprawą , jest zaspany, ale się skupia, bo to ważne... A tu dzwoni Rita:
-Harrison nie może spać... pośpiewasz mu?
-(wzdycha) Jasne... "America, America..." xD
Zaskoczyć? Nie wiem... Na forum SFU założyłam dość ciekawy temat o Davidzie i jego ojcu. Może się dołączysz? Ciekawa jestem co myślisz :)
Jestem paskudną egoistką, oczywiście, że to odnosiło się do mnie :D
Jasne, nie krępuj się z tym adresem, w miarę możliwości będę pisać :) W ogóle to przemęczenie było świetne, bardzo mi się podobało to wejście w sezon - szczególnie to rozpaczliwe poszukiwanie ciała, biedaczek zapomniał gdzie ukrył :P
To nie była w sumie ważna sprawa, tylko oglądał foty ofiar faceta na którego polował, fenomenalny kontrast: Dexter przegląda zakrwawione zdjęcia i śpiewa swojemu malutkiemu synkowi patriotyczną pieśń :D Taka nic nie znacząca scena, a ukazuje cały geniusz postaci, jestem nią totalnie zachwycona, szczególnie jak zawodził to "Ameeerica" :P
W sumie na forum SFU rzadko wchodzę bo niewiele się dzieje, ale widzę, że muszę zacząć :) W sumie to może lepiej przenieść się tam, tutaj nasz offtop jest zbyt wyeksponowany ;D
Nie, no nie przesadzony egoizm jest pozytywny ;)
Cała sprawa z szukaniem ciała była niesamowicie emocjonująca! Gdybym miała czekać tydzień na kolejny odcinek to bym nie wytrzymała. Ale widać, że nawet padający ze zmęczenia Dex, jest na tyle rozgarnięty, że dobrze chowa ciało. I ta ulga: "Witaj..." (zapomniałam imienia). Dokładnie, witać cały geniusz. śpiewa to tym pustym, beznamiętnym głosem. Wiesz, kiedyś oglądałam wywiad z Hallem i on kiedyś śpiewał na Broadway'u i dziennikarz poprosił by zaśpiewał jakąś piosenkę, tak jakby zrobił to Dex xD Super.
Tak ,dzięki mnie forum o SFU odżywa. Założyłam dwa, które poruszają wątki, które (ku mojemu zdziwieniu ) nie były wcześniej poruszane ;) (jaki spam ;P xD)
Haha, to było tak: ogromna ulga, kiedy znalazł to ciało i słowa "Hello, Benny" i zaraz potem przerzutka na Slice of Life, wyrzuca ciało i mówi "Goodbye, Benny" :D Jejku, pomysłowość scenarzystów nie zna granic :) Super był też ten moment kiedy pakował ciało (w sumie jeden z niewielu scen, gdzie widać jak sprząta) i wypadło mu chyba podudzie, piękna trajektoria lotu i efektowne plaśnięcie o podłogę ;)
Jeśli to był ten filmik gdzie śpiewa o Mikołaju to widziałam :D