Obejrzałam ostatnio jeden odcinek, o dziewczynie która przebierała się za chłopaka i zabyły
ją jakieś "terapie nawracające" czy coś. I zastanawia mnie jedno. Jak to jest, że świadkowie
pamietają dokładnie wszystko co się działo dwadzieścia pare lat temu jak wiekszość ludzi
nie pamięta nawet co robiła tydzień temu w w piątek przed obiadem powiedzmy. Nie bardzo
mi tu gra o szczerze mówiąc. Jaka jest wasza opinia na ten temat?
Czasem może to być trochę niewiarygodne, ale myślę, że rzeczy związane z taką traumą jak morderstwo bliskiej osoby (a co dopiero jeśli samemu się tego dokonało) naprawdę się pamięta. Poza tym, moim zdaniem, oni wcale nie muszą tego pamiętać tak dokładnie - przecież te migawki to po prostu odtworzenie tego co naprawdę się wydarzyło, ważne, by świadek podał ogólny zarys historii, dlaczego mu to utkwiło w pamięci, a reszta detali (nie tylko tło, ale także np. nieważne rozmowy przed tą istotną) po prostu sobie jest. Chociaż co ja tam mogę wiedzieć, mnie takie coś (na szczęście) jeszcze nie spotkało...
Tak po prostu działa ludzki mózg, że niektóre świeże wspomnienia łatwiej wylatują z głowy a niektóre stare są już dobrze utrwalone. Przydałby się jakiś neurolog, na pewno by to pięknie wytłumaczył, ale ja tylko o tym oglądałam kiedyś jakiś dokument, więc nie jestem w stanie tego zrobić kompetentnie. Można sobie po prostu wygooglować słowa mózg wspomnienia i poczytać artykuły, na przykład taki:
http://www.szybkiangielski.pl/pl/czytaj/3/jak_powstaja_nowe_wspomnienia_naukowcy _odkryli_tajem%20nice_mozgu
Większość z przepytywanych osób z początku udaje, że ofiara nie była w ich życiu nikim ważnym, ale w miarę gdy dowiadujemy się więcej faktów z jej historii to okazuje się, że miała ona najczęściej wielki wpływ na tych ludzi. Być może stąd bierze się u nich tak dobra pamięc jeśli chodzi o te wszystkie wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat. A wizualizacje, tak jak napisał(a) agoludek - to po prostu obraz, jaki my widzimy, na pewno świadkowie nie są aż tacy szczegółowi w swoich zeznaniach.
Myślę, że gdybyś znała kogoś, kto został zamordowany lub (co gorsza) sam byś go zamordował, dokładnie pamiętałbyś rozmowy stoczone z nim przed śmiercią.
Tak, ten motyw to największa bzdura tego serialu. W Polsce wymiar sprawiedliwości działa dość wolno, z tego co wszyscy wiemy. Świadkowie już po ROKU nie pamiętają szczegółów związanych z morderstwem.
z własnego doświadczenia wiem,że często nie pamiętamy szczegółów w dniach bezpośrednio po otrzymaniu informacji o śmierci bliskiej osoby. Taka "amnezja" trwa czasem dość długo. Z czasem mózg "przypomina" sobie szczegóły.
Co prawda nie popełniłam żadnego przestępstwa ale w dość szczególny sposób dowiedziałam się o śmierci kogoś bardzo bliskiego. Uwierzcie,ze nie pamiętam jak dojechałam na miejsce wypadku,kto tam jeszcze był i jak wróciłam do domu.
Zastanawiałam się nad tym samym. Próbowałam nawet przypomnieć sobie, co robiłam w ubiegłym tygodniu i gucio - pełny reset , ale też nic nadzwyczajnego mi się nie przytrafiło. Pamiętam jednak wypadek sprzed kilku lat, który mną wstrząsnął. Nawet dziś potrafię opisać wszystko - od kierunku padania światła na jezdnię i temperatury powietrza po niewyraźny, białawy zarys postaci leżących na ziemi, liczbę karetek pogotowia i sposób poruszania się ratowników. Dlatego śmiem twierdzić, że ten film ma sens. Poza tym jest bardzo dobry od strony reżyserskiej i aktorskiej, gra uczciwymi emocjami - nie wciska ckliwego kitu, a fabuła nie jest ozdabiana, jak w wielu innych serialach, obowiązkowym "romansem biurowym" głównych bohaterów. Osobiście szczerze polecam.
Wybacz, nie chciało mi się do końca czytać.;)
Powiem krótko- serial jest niemiłosiernie niedorzeczny i naiwny do bólu. Np. ostatnio widziałam odcinek, w którym kasjerka biorąca udział w napadzie na bank, w którym zginęła kobieta. Po 6 latach, gdy ruszono sprawę morderstwa, wsypała członka tego napadu, czego nawet ćwierć-inteligentny człowiek by nie zrobił, bojąc się, ze wyjdzie na jaw jego zamieszanie w sprawę i trafi do więzienia.
Dodam jeszcze, że gdyby nie zeznanie owej pracownicy banku, w ogóle nie wpadliby na trop sprawców...
Nie oglądałam zbyt wielu odcinków ale większość tych, które widziałam zawierała podobne idiotyzmy. Generalnie zaskoczyła mnie wysoka ocena tego serialu, którego jedyną mocna stroną, jest muzyka z czołówki.
„Dowody zbrodni” to nie fabularyzowany dokument, tylko fikcja – wymysł wyobraźni scenarzysty, wykorzystanie czegoś w rodzaju licentia poetica, więc tropienie w tym filmie nieścisłości albo dyskutowanie nad prawdopodobieństwem ogólnej koncepcji i poszczególnych pomysłów, jest pomyłką. Obejrzałam dwa pierwsze sezony, zaczęłam trzeci. Pod koniec drugiego dało się odczuć, że jego twórcy cokolwiek opadli z sił, ale i tak trzymali poziom całkowicie możliwy do zaakceptowania. Lubię ten serial z paru powodów. Główny jest taki, że, jakkolwiek by to pompatycznie nie zabrzmiało, dostarcza mi satysfakcji moralnej – pragnienie prawdy nigdy nie umiera, a o sprawiedliwość jest sens walczyć. I o to właśnie w tym serialu, IMO, chodzi i na tej idei zasadza się cała fabuła. Jest jakby wypełnieniem brakujących odcinków wszystkich innych kryminałów, opowiadających o zagadkach rozwiązanych, a nie napomykających nawet o tych, które prawu się wymknęły. „Dowody zbrodni” tę lukę wypełniają. Można przypuszczać, że między innymi z tych powodów ocena serialu jest wysoka. Owszem, ja także mogłabym wyliczyć parę mankamentów DZ, jak choćby aż nazbyt często powracające motywy rozliczania się z rasistowską przeszłością i demonstracyjne bicie się w piersi w rytm poprawności politycznej, tudzież klasyczne dla kinematografii amerykańskiej moralizatorstwo i dydaktyzm, ale w ogólnym rozrachunku nie przeszkadza mi to za bardzo. Poza tym jest to serial bardzo starannie nakręcony, szczególnie sceny retrospektywne, dobrze zagrany aktorsko i dobrze wyreżyserowany.
A w połowie trzeciego odpadłam. Nadal jestem zdania, że koncepcja serialu jest OK, ale nie na siedem sezonów, bo już w połowie trzeciego wkradła się monotonia. Na gwałt próbowano ratować "Dowody..." wątkiem osobistym głównej bohaterki (tak to przynajmniej odebrałam), ale zrobiono to na siłę i bez przekonania. Na razie Cold Case sobie odpuszczam.
moim zdaniem jest zupełnie odwrotnie - pierwsze sezony były wyraźnie słabsze w porównaniu do późniejszych