Postscriptum na początku: Sorry, że tekst niepoprawiony, ale najpierw go skopiowałem, potem poprawiłem, a na końcu zawiesił mi się net. No ale i tak dobrze, że chociaż pierwszą wersję skopiowałem.
Nie często udzielam się na forum na filmwebie, może dlatego, że nie lubię dzielić się z innymi swoimi odczuciami. Jednak serial "dr House" to spora część mojego życia. Nakierował mnie w pewnym momencie, wzbudził podziw, pomógł zrozumieć, że człowiek wyizolowany, to nie znaczy człowiek gorszy, tylko inny. Mam wiele dobrych wspomnień związanych z Housem i wiele - tych świeższych - złych. A wszystko zaczęło się od marnotrawienia czasu przed telewizorem jak to robią nastolatkowie i retorycznego pytania do samego siebie "co to?".
Było to wiele lat temu, jak się domyślam siedem, bo pierwszy sezon w telewizyjnej dwójce był puszczany rok po premierze serialu. Internetu wtedy nie miałem, ale nikogo to wtedy nie dziwiło, bo połączenie było zwyczajnie drogie. Tak więc większość czasu spędzałem przed telewizorem, przerzucałem w kółko siedem kanałów, bo telewizja satelitarna też była poza zasięgiem finansowym moich rodziców, i strasznie się nudziłem. W pewnym momencie widzę przełączam na dwójkę, a tam doktorek z laską bada jakąś zakonnicę. Nie wiem dlaczego mnie to zainteresowało. Żaden medyczny serial w życiu mnie nie interesował, ale to było tak, jakby anioł stróż położył mi rękę na ramieniu i szepnął: "Oglądaj. To będzie miało na ciebie wielki wpływ". I miało. Już po dziesięciu minutach pierwszy żart, który rozbawił mnie do bólu brzucha ("Poszedłem do kliniki, pijany. Wziąłem pierwszą strzykawkę z brzegu... i tak dalej). To nie o humor tu chodziło, ale był on czymś wspaniałym. Nie dlatego, że był taki śmieszny - choć był - ale po prostu był on jak łyżka miodu w beczce dziegciu. Odwrotnie jak w życiu, chociaż identycznie jak w moim. Humor Housa był smutny, on był smutny, ja byłem smutny. Może dlatego dlatego od razu poczułem koneksję z tym bohaterem. Byłem strasznie samotny, a wtedy znalazł się ktoś kto był tak samo samotny jak ja i czułem, że to ktoś wewnętrznie podobny do mnie. Wiem, że tak zaczyna się większość chorób psychicznych, no ale tak właśnie było. House, pośrednio przez scenarzystów serialu, pokazał mi jak żyć i to nie było to samo co u innych w momencie kiedy jakiś czas później wybuchła wielka fala owacji dla serialu w Polsce. Nie powiedziałem sobie "Będę teraz taki chamski jak House, będę się mądrzył i strzelał sarkazmem jak z Uzi 9mm". Nie. Wiadomość jaką ja odebrałem była taka: Ludzie mogą cię nie lubić przez to, że jesteś inny, ale jeżeli masz talent i jesteś w czymś naprawdę świetny, to nie ma to znaczenia".
Od czasu pierwszego zauroczenia serialem Dr House oglądałem chyba wszystkie możliwe odcinki w telewizji. Był to pierwszy serial, w który się zaangażowałem od czasów "Z archiwum X". Lata mijały, a ja oglądałem Housa co czwartek o 20.05 po dwa odcinki, a jak mogłem to nawet powtórki o pierwszej w nocy. W okolicach czwartego czy piątego sezonu założono mi internet, ale korzystałem rzadko, więc House pozostał moją telewizyjną rozrywką. Dzięki niemu odkryłem jaką siłę ma intelekt. Dzięki temu zacząłem czytać książki. Dzięki czytaniu książek odkryłem talent pisarski. Głupio mi się do tego przyznać, ale serial telewizyjny wychował mnie lepiej niż rodzice, bo rodzice wychowywali mnie dosyć średnio i mało systematycznie. Do tego nie starali znaleźć się u mnie talentów, bo jak ma się dziecko, które zaczyna mówić w wieku trzech lat, a i potem odzywa się rzadko, to wypada modlić się żeby nie było upośledzone, a nie szukać się w nim ukrytych talentów, prawda? Zanim złapiecie się za głowę, to musicie zrozumieć, że bardzo szerokie grono dzieci lat 90' była wychowywana przez telewizję, choć większość z nich wychowywały złe programy. Teraz rolę telewizji jako stacjonarnej i bezpłatnej niańki przejął internet i to chyba jest jeszcze gorsze, bo w telewizji przynajmniej nie leciało twarde porno. Ale wracając do tematu; House był moim najlepszym przyjacielem (Boże wiem jak głupio to brzmi, ale ja nie miałem żadnych przyjaciół). Kochałem ten serial. Byłem uzależniony. Dosłownie. Trwało to długo, aż znikło.
A znikło nie dlatego, że się znudziłem. O nie. Nie znudziłem się i to było chyba najgorsze. Stąd się wzięły wszystkie moje pretensje.
A mam mieć o co pretensje do producentów. W pewnym momencie w okolicach piątego sezonu zacząłem zauważać, że serial zmierza w złym kierunku. W szóstym sezonie modliłem się żeby nie zniszczyli mojej legendy, żeby ten serial skończył się zajerąbiście tak jak się zaczął. Niestety tak się nie stało, a ja z trwogą zauważyłem, że House stał się najprościej mówiąc badziewny. Kolejne odcinki oglądałem z coraz mniejszym zainteresowaniem, od ciągłego ziewania bolała mnie żuchwa i ciągle chowałem w sercu nadzieję, że szósty sezon to ostatni, że skończą go a finał będzie przedni. Niestety szanowni producenci traktowali ten świetny serial na wzór jednego z afrykańskich plemion, które nie zabija krowy, tylko zawsze gdy jest głodne odcina sobie kawałek mięsa. Ósmy sezon serialu, w którym większość odcinków musiałem przewijać, jak pornosa żeby się nie zanudzić, potwierdził pewną zasadę. Najlepsze seriale trwają najdłużej i mają najsłabsze zakończenia. Ósmy serial to była kompletna porażka. Dialogi były strasznie nudne, akcja nawet się nie ślimaczyła, po prosu jej nie było, przypadki nie zapadały w pamięci, bo się ich nie zauważało. Fabuła nie poruszała się płynnie do przodu tylko skakała z odcinku na odcinek. Zachowała się tendencja z siódmego sezonu, czyli aktorzy już się nawet nie starali. W sumie to po co oni mieli się wysilać, skoro wszyscy położyli na tę produkcję laskę. Serial zakończył się jak najgorszy badziew, a ja uważam, to że to bardzo krzywdzące dla fanów.
I dlatego mam do was pytanie, dlaczego niektórzy tak podniecają się tym zakończeniem i w ogóle ósmym sezonem? Przecież całość staczała się już od sezonu szóstego. Czemu tak pragniecie kolejnych sezonów i płaczecie czemu to wasz ulubiony serial musiał się skończyć? Sądzę, że niektórzy nie potrafią obiektywnie czegoś oceniać tylko uzależniają swoją opinię od tego co ktoś inny im powiedział. Sezon powinien skończyć się już dawno. I tak dla prawdziwych fanów serial "House MD" ma swój finał w momencie kiedy, House trafia do psychiatryka przy akompaniamencie Rolling Stonesów. Dla całej reszty mam wiadomość. Nie sadzasz martwej babci w fotelu i nie trzymasz jej w salonie, bo przecież ładnie wyglądała za życia dziergając szaliczki dla wnucząt. Jedynym racjonalnym powodem żeby wmawiać wszystkim ludziom, że zmarła babcia żyje jest chciwość i pobieranie za nią emerytury. Tak właśnie zachowali się producenci serialu, a wszyscy naiwni ludzie z dennym gustem im uwierzyli.
Dziękuję.
http://www.google.pl/imgres?q=cool+story+bro&hl=pl&biw=1024&bih=673&gbv=2&tbm=is ch&tbnid=2vfseUhENsJJCM:&imgrefurl=http://n00bs.pl/schnappi-das-eine-krokodil-t1 1312.html&docid=aSdbbvUmYzmlVM&imgurl=http://img.zryte.pl/cool_story_bro_5.jpg&w =500&h=572&ei=63fDT_zRHYLRtAbAq4mPCg&zoom=1&iact=hc&vpx=321&vpy=161&dur=2101&hov h=240&hovw=210&tx=84&ty=101&sig=117342347348710299283&page=1&tbnh=132&tbnw=141&s tart=0&ndsp=16&ved=1t:429,r:1,s:0,i:85
To co, jeśli mi finał się podobał, to nie jestem fanem, tak?! Raczej ty nie potrafisz uszanować uczuć i gustów innych. Skoro serial ci się tak strasznie nie podobał to po co go oglądałeś? Dla mnie wszystkie sezony, nawet te słabsze były niezłe, no może za wyjątkiem 7, i tam też trafiło się kilka naprawdę niezłych odcinków. nikt cię nie zmuszał do oglądania tych słabych odcinków które tak ci się nie podobały. Wystarczyło zmienić kanał, albo nie pobierać nowych odcinków. Czemu płaczemy po serialu? Może dlatego, że go uwielbialiśmy. Finałem? Bo miał ciekawy przebieg, i mało kto w ogóle podejrzewał że można w ten sposób zakończyć serial. Teraz pytanie do ciebie: Co ci przeszkadza, że mi się podoba serial który tobie przestał? I ty spytałeś co mi się tak podoba w tym finale , a dlaczego ty tak po nim jeżdzisz? Bo House i Wilson przeżyli? Bo Cuddy nie było? I na zakończenie lepiej mieć denny gust niż mieć denną kulturę.
Myślę, że źle to oceniasz, bo gdyby House zakończył się po piątym sezonie, to sam też na pewno czuł byś niedosyt. Nie wiedział byś czy ten szpital go odmienił, czy udało mu się z Cuddy itd. Może faktycznie już był na siłę przedłużany i należało go skończyć sezon wcześniej.
Co do finału, to kiedyś sobie myślałem, że ten serial powinien zakończyć się śmiercią Housa albo czymś w tym stylu, po prostu miał się zakończyć źle. Po finale uznałem, że to zakończenie mi odpowiada, bo po pierwsze wszystkich zaskoczyło zakończenie, a po drugie to zakończenia pokazało, że nawet w tak zniszczonym życiu jakie miał House i mimo tego, że nie przejmował się innymi i praktycznie nie pokazywał swoich uczyć, to jednak poświęcił to co mu jako jedyne zostało, czyli zagadki medyczne i poświęcił je dla swojego najlepszego przyjaciela.
Może to zakończenie też powinno być w jakimś sensie przesłaniem dla Ciebie :)
Zgodzę się z Tobą, że House się zepsuł, że od 6ego sezonu było tylko gorzej, ale ja osobiście tak mocno wniknęłam w ten świat, że żadnego odcinka przewijać nie musiałam i mimo tego, że nie każdy "trzymał poziom", to w każdym potrafiłam znaleźć coś wartościowego. Nie narzekam, bo jako szeroko pojęta całość serial ten stał się moim zdecydowanym faworytem. A to że były słabsze momenty, to dość naturalne. Spodziewałam się gorzkiego zakończenia, totalnej rozpierduchy i depresji, ale dostałam takie zakończenie, a nie inne i mimo tego, uważam je za świetne. Dlaczego? Właśnie dlatego, że to było coś, czego się NIE spodziewałam. Mogliśmy obstawiać czy House umrze czy przeżyje, a on i umarł i przeżył, wyrolował nas wszystkich i odjechał sobie z Wilsonem na motorach. ;) Nie pogniewałabym się, gdyby producenci zmienili zdanie i nakręcili coś jeszcze, ale to już wynika z mojej subiektywnej, przeogromnej miłości dla postaci Gregory'ego House'a. All in all, ja mam swoją opinię, Ty swoją. Weź zatem pod uwagę, że nie wszyscy (także ci świadomi faktu, że House był już ciągnięty na siłę od początku 6 sezonu) postrzegają ten serial jako martwą babcię trzymaną przy życiu tylko dla emerytury. ;) Pozdrawiam.
dzisiaj jest poniedziałek jutro w południe ściągałabym kolejnego Housea .obejrzalabym popsioczyła , że do kitu i czekala na następny odcinek .Teraz nie ma na co czekać czy dobry czy zły House się skończył.Zakończenie nie było dokładnie takie jak chciałam ale było dobre .Cóż chcieć więcej , oczywiście filmu kinowego , bo kontynuacji nie będzie .Ja dalej swoje kocham Housea za dobre i złe odcinki za za osiem lat pełnych emocji .
masz wiele racji. Jednak komercja i zarobek nakręca koniunkturę i nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Cieszę się, że zakończyli serial w tym miejscu bo to była ostatnia szansa aby skończyć to w miarę dobrze. Jak okazało się , że serial będzie się kończył na 8 sezonie na jego początku to odetchnęłam z ulgą i tylko to dało mi siłę wytrwania do jego końca. Inaczej bym go zapewne mocno zaniedbała i wróciła będąc tylko człowiekiem na ostatni odcinek.
Jak dla mnie jest ok, oczywiście koniec dość naiwny, troszkę utkany a bazie "happy end" ale to pozwoliło mi nie zastanawiać się co będzie dalej, gdzie House i jego przyjaciel zajadą na motocyklach? poprostu THE END :)