Wszechogarniająca nuda, brak napięcia, przewidywalność i przeokrutnie słaba aktorka na pierwszym na pierwszym planie. No zlitujcie się w tym Marvelu.
Od ogłoszenia serialu słychać było głosy, że postać taka jak Echo nie zasługuje na swój serial. I mimo, że nie byłem jednym z tych głosów, tak teraz z całym przekonaniem muszę im zawtórować.
Maya jest beznadziejną bohaterką. Ni to empatyczne, ni to sympatyczne, ni to wzbudzające jakiekolwiek emocje. Jej motywacje są dosyć sztampowe. Najpierw twierdzi iż w końcu "nadszedł czas na królową" półświatka i naraża całą swoją rodzinę na niebezpieczeństwo. Następnie zaś przechodzi przemianę i stwierdza, że będzie strażniczką swoich ludzi. Emmy czy inne Złote Globy normalnie się należą za scenariusz.
Szkoda mi w tym wszystkim Vincenta, bo widać że chłop bardzo chce grać tego Kingpina. Tylko, że niestety oznacza to też granie w czymś takim.
A no i Marvel oficjalnie wprowadził Netflixowe wersje postaci do swojego canonu. To taka ciekawostka