PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=688850}

Fargo

2014 -
8,2 76 tys. ocen
8,2 10 1 75999
8,4 51 krytyków
Fargo
powrót do forum serialu Fargo

UWAGA! Mogą wystąpić SPOILERY!

Ciekawy serial. Podoba mi się obśmiewanie filmowych i serialowych konwencji, szczególnie w relacjach między bohaterami, ale obśmiewanie tak subtelne, że nigdy się nie ma pewności co do tzw. realizmu. Nawet realizmu obśmiewania, parodii, groteski. Z początku mnie to drażniło, ale potem sobie zadałem pytanie: czy tylko tyle wymagam od filmu/serialu? Realistycznego przedstawienia... no właśnie, czego? Realistycznego sprawozdania z ludzkiego doświadczania życia, które bywa raz takie, a raz takie?

Bardziej chodzi mi o realizm przedstawiania wydarzeń, niż o realność samych wydarzeń. Mogła się oczywiście taka rzecz jak rozmowa policjanta z przyszłym prezydentem w toalecie podczas oddawania moczu wydarzyć, no bo dlaczego nie?, ale mnie bardziej zaskakuje sposób w jaki zostają ukazane pewne sytuacje w serialu. A zostają ukazane, jakby to rzec, mennipeistycznie lub mannipeistycznie (jak zwał tak zwał), czyli prześmiewczo, ale niekoniecznie zgodnie z "ideą prześmiewczości/realizmem prześmiewczości". Trochę to zagmatwałem, ale poniżej idealny przykład, który wszystko rozświetla.

Scena w barze, w której Joe Bullo prosi Milligana o dotknięcie swoich włosów, co ten zresztą bez zażenowania lub jakiejkolwiek emocji (może oprócz niewielkiego, ale jednak, zaciekawienia) czyni, jest jedną z wielu, które wprowadzają widza w "dziwaczny" klimat.

Inną "demaskującą" konwencję realistycznego przedstawiania zdarzeń sceną jest scena zabójstwa Skipa Spranga (tego, który namówił Rye'a do całej akcji z pierwszego odcinka), w której to biedny Skip kładzie się do dołka dziwiąc się, że go zaraz zabiją, ale co tam, kładę się, no bo co?, mam uciekać? "Zaraz, zaraz... ? Czy on naprawdę...?".

Takie pytanie mi się w głowie nie raz pojawiło. Ale dlaczego się pojawiło? Gdybym miał do czynienia ze zwyczajną komedią albo groteską to bym się nie zastanawiał, bo konwencja biłaby mnie po oczach (wiadomo, wszystko śmiesznie, nawet jak strasznie, to i tak śmiesznie, bo to przecież komedia). W Fargo, bardziej, myślę, w drugim, niż w pierwszym sezonie, to twórcy serialu biją, gdzie chcą i jak chcą, konwencję na naszych oczach. Konwencję serialową, konwencje filmowe, konwencje prowadzenia narracji, akcji, przedstawiania bohaterów i relacji między nimi występujących. Od takich scen się w drugim sezonie roi. Scena, która mnie rozwaliła - rosnące samozadowolenie, miłość własna oraz uśmieszek na twarzy Dodda, który ogłasza wszem i wobec, że teraz to ja jestem pan i władca tej rodziny, kłaniać mi się w pas i w ogóle idziemy na wojnę!

Bardzo sugestywnie (czasem napomykając tylko, a czasem uderzając mocno "Wietnamem" w widza) wkomponowano motyw azjatyckiej choroby w tło serialowe, choć nie tylko Wietnam, ale też i druga wojna światowa ("Czekaj... Załatwili nas czy myśmy ich załatwili? Nie pamiętam, ale to był czadowy film!") się tam znalazła.

Przypomniał mi się taksówkarz, klimat tego filmu (choć Fargo się w NY nie rozgrywa, ale czuć klimat lat 70., szczególnie w "wyluzowanym" kroku Milligana, i świetnym kawałku Dramatics - Watcha see is watcha get, i... ale do tego jeszcze wrócę) i oczywiście scena, w której Travis Bickle przechodzi rozmowę kwalifikacyjną w firmie taksówkarskiej. Spytany dlaczego nie przeszkadza mu praca na nocną zmianę odpowiada, że nie może spać. "Czarne" dzielnice, jazda w święta? Nie ma sprawy. I w tym jest wszystko. Nie trzeba nawet pokazywać jego koszmarów, płonącej dżungli, poszarpanych pociskami ciał, żeby uzyskać taką moc, takie emocje. Jeździ nocami, bo nie może spać, jeździ wszędzie, bo czego się ma obawiać? Piekło już przeżył.

Oczywiście w Fargo scena rozmowy Lou Solversona z Hankiem Larrsonem ma trochę inne zabarwienie niż w Taksówkarzu, ale żadnych retrospekcji nie wymaga. "Wasze pokolenie przywiozło wojnę do domu" mówi Hank. Tyle wystarczy, choć można mocniej - "Gook sniper blow his head off". Lou jednak nie wygląda na takiego, który ma problemy ze snem.

Dlaczego "mafia" jest tak groteskowo ukazana w tym serialu? Myślę, że Hawley był trochę zdziwiony, że popkultura wybiera swoich bohaterów spośród psychopatów, gangsterów, przestępców, którzy w tejże popkulturze mogą uchodzić, i nierzadko uchodzą, za prawdziwe gwiazdy.

Najgłośniejszy chichot z tej całej "kryminalności" znajdziemy w spojrzeniu Charliego Gerhardta, który przestraszył się "Rzeźnika z Luverne", kiedy ten wychodził z tacą pełną krwistego mięsa.

Wracając do klimatu końca lat 70. Muzyka, kokaina, kryzys paliwowy, Wietnam, kac po Wolności Dzieci Kwiatów ("A po święcie miłości przyszedł wielki kac i teraz panna Bluszczyk jest na metadonie i prostytuuje się za jedzenie"), zbliżające się wybory prezydenckie (Reagan w Fargo przypomina mi trochę kandydata na prezydenta z "Martwej Strefy" Kinga), UFO... wszystkie te elementy zbierają się nie tylko na obraz amerykańskiego folkloru, ale na obraz USA w ogóle. Oczywiście nie jest to Tołstojowskie malowanie panoramiczne jak w "Wojnie i pokoju".

Wspomniałem o "biciu konwencji wszelakich", ale w Fargo jest nie tylko zabawa formą (bo gdyby była tylko zabawa formą, eksperyment poszukiwań formalnych bez żadnej tzw. treści, znaczeń itp., to co byśmy otrzymali?), choć zabawa w zabawianie się formą jest obecna na pewno, ale i "treści", mięsa, na które każdy przyzwyczajony do realistycznych filmów i seriali kino- i serialoman czekał. W każdym, bez bądź, razie - serial ten jest bardzo liryczny, wieloznaczny, wręcz napchany symbolami, które niewyrobionego odbiorcę mogą mocno razić, ale nawet taki odbiorca szybko chwyta "konwencję bicia konwencji". Już samo zerwanie z "jednością sezonowości" serialu to takie oczko do widza. Właściwie to Hawley te oko wyrwał nim w widza rzucił. W tym serialu jest tak, że "Watcha See Is Watcha Get".

Co to może być? Portret Ameryki? Parodia tego portretu czy obśmiewanie samej czynności filmowego portretowania? Komentarz do współczesności? Też. Analiza popkultury, granie na nosie widzom? Pewnie. Czy jest to serial o serialach?

Czy ja jestem wyrobionym odbiorcą? A gdzie tam! Mam nadzieję, że wiele osób mądrzejszych, lepiej się na filmie i serialu znających, wypowie na ten temat. Zachęcam do dyskusji! I polecam obejrzeć każdy odcinek jeszcze raz, z innym spojrzeniem.

Ot, choćby scenę jedzenia chałki przez Beara Gerhardta.

ocenił(a) serial na 10
Asmodeusz_Seth

Autotematyzm.

Nie jest on może podany "po chamsku", jak na tacy, ale są pewne sytuacje, które zdradzają takie "zapędy" twórców, ich "oczka do widza".

Rozmowa Lou Solversona z Mikiem Milliganem. Mike mówi: "You make it sound like a prog band. Ladies and Gentelmen, Mike Milligan and The Kitchen Brothers. Whouaaa!!!". No bardziej już chyba nie można. Tak widzu, to są "poważne jaja", "kosmiczne" nawet, jeżeli wziąć pod uwagę UFO i kręgi w zbożu. Twórcy zdradzają się ze swoim liryzmem bardzo często, to nie jest realistyczny serial. W ogóle wciskanie go na siłę w ramy realizmu, liryzmu, groteski itd. mija się z celem, bo to jest obraz o wiele pojemniejszy. Gatunkowy? Raczej nie, no bo jaki to gatunek skoro z samej groteski robi się groteskę?

Uczta!

ocenił(a) serial na 8
Asmodeusz_Seth

Cała konwencja jest w duchu filmu "Fargo" braci Cohen, którzy są współproducentami serialu i pozwolili jak widać, korzystać ze swoich pomysłów, w 1 sezonie nawet fabularnie. Samo intro, z przewrotnym i mającym zwieść widza na manowce tekstem o "true story", symbolizuje to o czym piszesz, czyli swoistą grę z widzami. Wielu nabierając się na info o prawdziwej historii otwiera coraz szerzej oczy i szukając realizmu krzyczy - to nieprawdopodobne, a przecież codzienny realizm potrafi być jeszcze bardziej absurdalny, i o to chodzi twórcom, o pokazanie w formie groteski w grotesce, prawdy o przerażających, ciemnych siłach tkwiących też w pozornie zwykłych ludziach, aż gangsterzy staja się mniej niebezpieczni od nich, bo są przewidywalni. Symbolika i odniesienia do wielu poważnych tematów balansują na granicy komedii i tragedii, było nawet odniesienie do choroby Reagana, która ujawniła się w podeszłym wieku (Zespół Alzheimera), w rozmowie w toalecie. W efekcie albo nadążamy, wczuwamy się w konwencję i dobrze bawimy, choć często to śmiech przez łzy, a nie zwykły rechot z niezłej jatki, albo stwierdzamy, że to nie dla nas, są jeszcze ci co będą się do upadłego kłócić o brak realizmu, a to brzmi jak chichot historii ;)

W jednym się z Tobą nie zgadzam, tutaj nie ma liryzmu, jest niesamowita nastrojowość zimowych pejzaży, mają urok obrazów malowanych mrozem na szybach, jest też wiele metafor, ale nie jest to uczuciowość liryczna, raczej diaboliczna.

ocenił(a) serial na 8
jagamiga1

* Bracia Coen oczywiście, przepraszam za pomyłkę, ale i ich, i Cohena cenię, wiec chyba dlatego ;)

ocenił(a) serial na 10
jagamiga1

Chodziło mi o liryzm "narracji", czyli, powiedzmy, nierealistyczność właśnie, niedosłowność, a nie o uczuciowość liryczną. Liryzm - subiektywizm, realizm - obiektywizm. To miałem na myśli. Jeżeli chodzi o diaboliczność to myślę, że określenie "symbolika" by tutaj bardziej pasowało.