Kuzwa Flash w końcu ożył !! Walka jaka została zaprezentowana w tym epizodzie między nim a Godspeedem była zaj&bista jak na warunki serialowe. Wciskała w fotel. Za takie momenty kocham Flasha. Ostatnie takie akcje to chyba walka z King Sharkiem oraz z tym villainem z poprzednich sezonów który posiadł moce wszystkich meta. Sceny niektóre z nim były po prostu bliskie temu co nam MCU prezentuje,Zapomniałem jego ksywy ... Trickster to hammil, mindcośtam ??? Jak ktoś jest w stanie mnie oświecić to proszę bardzo.
Walka dobra, ale żeby się od razu tak nią zachwycać? Daleko jej do tej pierwszej walki z Zoomem, czy każdej kolejnej (nie licząc wyścigu z finału). Walki z Savitarem też były dużo lepsze. Szczególnie bieg po lesie razem z Kid Flashem i Jayem Garrickiem.
Te z Reversem-Flashem też bywały dużo ciekawsze. Ot, kolejna niczym niewyróżniająca się walka.
W tej walce zaprezentowano głupotę Allena, nie po raz pierwszy z resztą, co raziło jak cholera.
Jadąc na oparach Speedforce, co robi ten "inteligentny" naukowiec? Bawi się w berka ze speedsterem (kolejnym z resztą szybszym od siebie), zamiast zaplanować to inaczej, żeby oszczędnie dawkować szybkość. Ale nie, ten biegnie jak narwany Seba, żądny spuszczenia wpier*olu.
"Ja znam lepiej miasto!" i sru, biegnie przed siebie xD
A dalej to już oczywisty klasyk – nazywam siebie "The fastest man alive", więc nie pokonam przeciwnika sam, tylko zmanipuluję Hartleya swoją gadką tak, żeby mi pomógł. I jest! W samą porę. I to oczywiście on podsuwa pomysł na pokonanie Goodspeeda, nie Allen, który powinien za sprawą swoich umiejętności myśleć najszybciej i być najinteligentniejszym. Ale on ZAWSZE potrzebuje zastępu piesków do pomocy i innych mózgów do rozwikłania zagadek.
Zachwyciłem się bo od dawna już czegoś takiego we Flashu nie było nie licząc z Crossovera
Serial niestety zszedł na psy przez wprowadzenie zbyt dużej liczby nowych, mdłych i nijakich postaci jakimi są: Chester (kopia irytującego murzynka z Arrow, męskiej wersji Felicity), Camilla (wiecznie ta sama mina) i Alegry. Wokół każdej postaci toczy się wieczna drama.
A te dramy wokół Frost są już tak nudne i powtarzalne, że serio, mogliby postarać się o coś lepszego, a jak mają tak niszczyć tę postać, to niech się jej pozbędą raz na zawsze.
Teraz nawet Joe zgłupiał, a trzymał się najdłużej ze wszystkich. Wokół niego też zaczyna kręcić się drama. Cisco to już w ogóle król dramy.
Także, rozumiem jaranie się pierwszą przyzwoitą walką od 2 sezonów. Fajnie, gdyby postarali się o rozbudowywanie postaci, a nie cofanie ich w rozwoju jak, np. robią to notorycznie z Allenem.
Podczas crossoveeru był najgłupszą z postaci. Mick może pochwalić się wyższym ilorazem inteligencji. A to przypisywanie mu zasług przez Team Flash, jak to był gwiazdą kryzysu i on wszystkich ocalił to największy żart tych 6 sezonów. Oliver po raz kolejny uratował mu dupę oddając za to swoje życie, ale to Flash zebrał laury xDDD
Kocham logikę tych seriali. Tylko w CW potrafią to tak schrzanić. I to nie tyczy się tylko seriali ze stajni DCTV.
dlatego tez założyłem sąsiedni temat w którym tłumacze dlaczego Flash ma dopiero 3cie miejsce jeśli chodzi o produkcje Cw a dlaczego pierwsze i drugie należy się kolejno Black Lightningowi I Legendom. ;)
Tematu nie widziałem, przestałem śledzić seriale DCTV. Jedynie Flasha oglądam w miarę regularnie, ale to już nie to, co S2, kiedy zarywałem nocki, żeby oglądać o 2 w nocy live z USA.
Legendy porzuciłem jakoś w połowie S3, Arrow pod koniec S6, Black Lightning nie widziałem żadnego odcinka, ale wierzę na słowo.
Legendy jeżeli chodzi o stosunek akcja/drama zawsze wypadało zdecydowanie najlepiej. Było sporo walk, dobre postacie, logika tak nie kulała i zamiast dramy, było dużo żartów i dobre poczucie humoru. A ten drugi serial jest jeszcze dosyć świeży, więc pewnie nie zdążył przesiąknąć tą głupotą.
Warto wrócić do legend czy podobnie jak Flash i Arrow mają lepsze i gorsze sezony?
Jak najbardziej warto bo zmieniły sie one w serial niczym Doctor Who ( ale w wersji Supherhero ) - Wpełni samoświadomą komedię która żągluje różnymi Gatunkami filmu oraz epokami czasowymi. Po Prostu fakt że mamy tu różnych bohaterów i villainów DC - Maszynę czasu zostaje w nadzwyczaj udany sposób użyty do prowadzenia zwariowanej ,często będącej parodią czegoś - fabuły. Dlatego zapomnij o patetycznej fabule z Vandallem rodem z sezonu pierwszego - serial poszedł w zupełnie innym kierunku. Podoba mi sie to że kiedy postacie już odbębnią swoje w głownych serialach takich jak FLash moga trafić tu i zacząć się naprawdę dobrze bawić ;)
No i dochodzi jeszcze Constantine i cały jego wątek. Jest on naprawdę specyficzną postacią bo czuć że nie jest to po prostu kolejna legenda która dołączyła do zespołu lecz postać któa po swój pełnoprawny wątek który ciągnie się równolegle do głównego i poza tym kreowany jest ew na jedną z głównych postaci która często działą w oderwaniu od całej drużyny tak jak kiedyś robił to Captain Cold .
Miło, że ktoś jeszcze wpada na forum tego serialu, chociaż poziom "Flasha" jest nierówny jak diabli. Zwłaszcza ta druga połówka S6, bo przed Kryzysem w odcinkach z Bloodworkiem było znacznie lepiej.
Po pierwsze: to, o czym sam wspomniałeś. Znowu robią z Barry'ego głąba, a sądziłem, że przed Kryzysem w końcu się ogarnęli. Przytoczę wątek z Mirror Iris, bo był tak kuriozalny, że aż się niedobrze robiło. Miał dziesiątki wskazówek, że coś z jego żoną jest nie halo, każdy inny to widział po minucie, a on ma wywalone. I jeszcze, w jakim pięknym stylu doszedł do konkluzji:
"Iris nie przestałaby o nas walczyć".
Ja przepraszam, ale kto pisał ten dialog? Bo to jest poziom niesławnego "We are the Flash" z S4. Drwina z widzów i z Barry'ego, co bym o nim nie myślał. Normalnie poziom taniego romansidła, a nie serialu superhero.
Tymczasem Iris potrzebowała dwóch sekund, żeby się zorientować, że Barry'ego opętał Bloodwork.
Po drugie: pełna zgoda, co do tłoku w Team Flash. Tam już jest więcej osób, niż w team Arrow kiedykolwiek było. A najlepsze, że są wybitnie bezużyteczni. Podsumujmy:
- Barry,
- Frost - od paru odcinków leży ranna (a poza tym guzik mnie ona obchodzi, wolałem i wolę Caitlin, której w tym sezonie jest jak na lekarstwo),
Joe - w ochronie świadków, a i wcześniej nie miał nic do roboty, był tylko kumplem do Drama Corridor, bo wszystkie śledztwa i przesłuchania przeprowadzała Iris,
- Cecile - lustrzane odbicie Joe, matkuje całemu teamowi, a już fakt, że nie wykryła Mirror Iris swoją "empatią" to plot hole sezonu (nie licząc zaćmienia mózgu Barry'ego),
- Cisco - odkąd wziął lekarstwo na moce, król fochów i dramatyzowania - już ta jego Kamilla ma większe jaja od niego. Poza tym, po jaką cholerę on wziął to lekarstwo, skoro i tak jest w Team Flash, a moce Vibe'a bardzo by się przydały drużynie? A o ile pamiętam, to w S5 mówił, że chce normalnie żyć, więc ten wątek miałby sens, wtedy i tylko wtedy, gdyby Cisco odszedł z serialu.
- Chester - Curtis 2.0,
- Nash - najgorsza wersja Wellsa w tym serialu, już nawet HR'a wolałem,
- Allegra - nie wiadomo, po co jest w ogóle w Teamie, skoro nic nie robi (nawet Black Hole jej nie obchodzi - a powinno, bo zrobili pranie mózgu jej kuzynce),
- Kamilla - to samo, co Allegra - nic nie robi, ale mimo tego jest .
I przy okazji, przez taki zabieg, główny bohater staje się "special guest star" w swoim własnym serialu. Bo przecież każdy jest ważniejszy od samego Flasha. Właściwie, jakbym miał powiedzieć, który wątek wydaje mi się interesujący, to bez wahania odpowiem, że Ralpha. Tutaj naprawdę się postarali, a przy okazji Sue Dearbon jest najlepszą nową postacią od czasu S2 i Patty Spivot, przynajmniej moim zdaniem. W dwóch odcinkach dali Ralphowi i Sue lepszą ekranową chemię i dynamikę, niż Barry'emu i Iris przez 6 sezonów.
I wypływa przy tym inna niesprawiedliwość: taki Chester, czy Allegra (irytujący do bólu) dostają w S7 awans do głównej obsady, a taka Sue będzie się pojawiać raz na 3-4 odcinki. Chociaż, gdyby mieli jej zepsuć osobowość, to niech już tak będzie.
Po trzecie: nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem tak obojętny stosunek do villainów. Eva McCulloch ani mnie ziębi, ani grzeje. Nie wiem, czy to kwestia aktorki, czy scenariusza dla postaci, ale w ogóle nie czuję tej postaci. Trochę mam deja vu z Caydena Jamesa z "Arrow". Postać jest przedstawiana, jako zagrożenie, a w ogóle tego nie widać na ekranie. Ot, pojawia się, rzuca jakieś suche teksty, kompletnie bez emocji, a my, jako widzowie musimy zaakceptować to, "bo tak".
Ale mimo wszystko jest parę niezłych motywów: wątek sztucznego Speed Force, Eobard, jako bezcielesne cząstki, Grodd używający Speed Force poprzez Flasha - to wszystko pochodzi z komiksów. Poza tym, zrehabilitowali w jakimś stopniu postać Godspeeda, po jego dennym debiucie w S5 (mimo, że to był tylko jakiś android napędzany Velocity X) I na szczęście Godspeed wróci, bo słowa tego androida, że wysłali go "ci, którzy pragną nieskończonej prędkości" dają całkiem niezły potencjał na villainów S7 i wejście prawdziwego Godspeeda. Oby tylko tego nie spartolili, bo jest potencjał, a mam dość villainów nie-speedsterów. Zwłaszcza, że z nich wszystkich, tylko Bloodwork im wyszedł. Co do reszty (Thinker, Cicada, Mirror Master), lepiej zostawić bez komentarza.
A jeśli Cię interesuje poziom DCTV, to powiem w kilku krótkich zdaniach:
Supergirl - jak w poprzednich sezonach była dnem, to teraz w S5 dokonuje odwiertu,
Batwoman - mocny przeciętniak, ale jak się ma za dużo wolnego czasu, można obejrzeć,
Legends - Sezon 4 był fajny. Nawet bardzo. Postacie Zari i Constantine'a były chyba najlepsze w całym serialu. A sam pomysł na magiczne istoty bardzo trafiony, jak na koncepcję serialu. Sezon 5 już niestety tak dobry nie jest. Momentami aż za bardzo zapędzają się w autoparodię, poza tym *SPOILER* odszedł Ray Palmer, a bez niego to już nie jest to samo. Zdarzają się dobre odcinki, ale są też absolutnie beznadziejne (choćby ostatni z piekielnym ogarem na statku),
A co do Black Lightninga, to zgadzam się w całej rozciągłości z mordargiem, że to jest najbardziej spójny i równy z tych wszystkich seriali. Nie ma koncepcji "villainów tygodnia", tylko jedna, ciągła historia, bez żadnych filerów. Postacie łatwiej polubić, ponieważ nie cofają się w rozwoju i nie głupieją, kiedy scenariusz tego wymaga. Są oczywiście wątki dram i jakieś tam romanse, ale w porównaniu do tego, co jest we "Flashu", czy "Supergirl", to naprawdę niebo, a ziemia. Od razu zaznaczę tylko, że w ten serial ciężko wejść, bo jest bardzo specyficzny, ale kiedy już się złapie ten klimat, to ogląda się jednym ciągiem. Taki trochę "Arrow" i "Luke Cage" w jednym.
W najnowszym sezonie Flash nie wychodził na głupka, a to jak zrozumiał, że Iris to nie Iris to zostało dobrze zrobione.
Co. Panie, ta walka nie miała żadnego hajpu ani nie była epicka. Co robili przez cały czas? Biegali. Starcie nie umywa się do wcześniejszych "epic clash", moze nawet dlatego ze godspeed jest tutaj randomem pływającym w gąszczu innych randomow. Widziałem tego posta zanim oglądałem odcinek i po takiej podjarce faktycznie liczyłem na coś fajnego. Dostałem biegających speedsterow, a pojedynek zakończył się dzięki randomowemu emo-dzwiekowemu chłopaczkowi z poprzednich sezonów (2? 3?).