Właśnie skończyłem oglądać Generała Daimosa i muszę powiedzieć żę fabułą przypomina mi trochę utwór "Romeo i Julia" Williama Shakespeare'a.
Mamy tam parę kochanków (czyli Kazuyę i Erikę) którzy nie mogą być ze sobą z powodu własnych korzeni i walki pomiędzy dwiema stronami(Ziemia VS Baam) i stnieje też wiele podobnych wątków dotyczących zdrady,a nawet sam pomysł udawanej śmierci. Jednak ta historia na szczęści kończy się mniej tragicznie.
Jako anime uważam je za dobre (sam oglądałem od czasu do czasu gdy byłem małym chłopcem...)gdyby oceniać to 20 lat wcześniej pewnie powiedziałbym że jest rewelacyjne i w owych czasach tak było jednak dziś bardziej ogląda się to z sentymentem niż z ciekawością. Mimo że kreska odbiega od dzisiejszych anime (Bleach, Naruto) radze wrócić do początków animacji i zobaczyć jak to się kiedyś "robiło" tym bardziej że nie jest on tasiemcem ponieważ posiada on tylko 44 odcinki.
No tak, Erika i Kazuya na szczęście znów mogli być razem. A jednak bardzo mi żal Admirała Richitera, kiedy cierpiał po śmierci Laizy. Scena jego śmierci bardziej mnie poruszyła niż cokolwiek innego w ostatnim odcinku.