Wiktor Kiełczykowski zaraz po dokonaniu morderstwa z kradzieżą powinien udać się do Londynu (zwłaszcza, że czasu mu na to nie brakowało), a jeszcze lepiej gdzieś indziej, co uchroniłoby go przed 25 letnim wyrokiem. Autor scenariusza zrobił z niego idiotę, który z tym zwlekał, aż w końcu pod jego blokiem, pojawiają się Gliniarze, którzy w ostatniej chwili zdarzają go powstrzymać przed ucieczką, mało tego znajdują w jego torbie kasę i gaz, którym popsikał psa. Na początku
nie chciał nic gadać, ale jak Olgierd Mazur mu powiedział "mów nie denerwuj mnie" podkulił ogon i do wszystkiego się przyznał, ponoć próbował zatrzeć też jakieś ślady, ale nie wiemy jakie, bo na świeczniku i kartce z groźbami nie było jego odcisków palców, najprawdopodobniej był jego naskórek pod paznokciem ofiary więc wystarczyło go wcześniej obciąć. Aspiranci zamiast przepytać w szkole kilka osób, przesłuchują pierwszą lepszą kobietę, która o dziwo nie wiadomo skąd bardzo dużo wie o podejrzanych. Ci Detektywi mają szósty zmysł, ponieważ wpadają do mieszkania Tomasza Żołędziowego akurat wtedy kiedy chce zabić Witolda Wojdę, ale to i tak bez znaczenia, bo scenarzysta nie wymierza mu za to kary, więc przesiedzi tylko 2 lata za sfałszowanie testamentu i zatajenie faktów przed policją, po co też obdzwaniał pracowników i namawiał ich do składania fałszywych zeznań ? nie domyślił się, że jego połączenia telefoniczne będą śledzone przez policję ?. Stanisław Ciołek pisząc scenariusz nie ukarał też właściciela pizzerii, który bez umowy zatrudnił Huberta Hawryluka, mało tego musi przesiedzieć 2 lata w pierdlu i zapłacić mu zadośćuczynienie za straty finansowe, gdyż z powodu braku zapłaty odbierał pizzę i pieniądze jego pracownikom.