Jak myślicie, jak potoczyłaby się historia, gdyby Robert Baratheon nie zginął po tym feralnym polowaniu? :D
Ja zrozumiałam, że Robert wraca żywy po polowaniu, czy tam ranny, ale nie śmiertelnie.
Nie bardzo zeswatane, gdyż raczej Loras nie będzie do wzięcia i ostatnie się sam Willas, któremu bardzo możliwe, że zostałaby oddana Sansa, ale już Arya nie. Ona może byłaby wpatrzona w Brienne.
Skoro Ned nie jest uwięziony, a nader też żywy, to odpada kwestia Króla Północy, a Robb w zastępstwie ojca rządzi w Winterfell. Nie ma też Theona na Żelaznych Wyspach i ich przyjaźń zostaje zachowana. Nie przeżyłby też swojego wielkiego epickiego romansu.
Ani Tywina, ani Jaimiego nie ma w KP i jestem przekonana, że Tywin trzeźwo ocenił by swoje szanse (na zero) i wrócił do Casterly Rock, przy okazji ściągając Jaimego. Dla Tywina najważniejsze byłoby powstrzymanie Jaimego przed pędem na zatracenie, by zabić Roberta. Nie wiem, jakby miało mu się to w sumie udać.
Co do Pyke to z pewnością Euron knułby przeciwko bratu, jakby go obalić/zabić , nie brudząc sobie przy tym rąk, może by go namówi na jakiś buncik czy cuś.
Nie sądzę, żeby Winterfell coś się stało czy samym Starkom. Jeżeli chodzi o bitwę, to prawdopodobne, że przyszłyby posiłki, ale raczej nie na czele z samym Nedem, który jest przecież wciąż namiestnikiem. Ale kto wie, czy nie wysłaliby Stannisa, który tak czy owak powinien być wtedy AA dla Mel.
Z Dany trochę gorzej, jak dla mnie nie ma szans za długo pożyć.
Z Dorne byłoby tak jak dotąd, wątpię w jakieś mariaże, raczej wzajemne tolerowanie się z daleka. No chyba że jakiś ożenek Aryi z młodym Daynem.
Tyrion z Tywinem po ewentualnej śmierci Jaimego (pałającego chęcią zemsty) musieliby sie jakoś dogadać. A jeżeli pierwszy nie zmieniłby podejścia to tak czy owak musiałby sie ożenić i CR dla jego syna. A jeżeli nie, to cóż, Tywin bierze pod swe skrzydła Lancela, chociaż z pewnością wolałby krew swoją i Joanny. A w zamian na umorzenie długów kupuje zostawienie przez Roberta reszty rodziny w spokoju.
Pozostaje jedna ważna sprawa. Powinno wyjść na jaw oszustwo LF i Varysa ze sztyletem. I co wtedy?
No, i zapewne Gendry dostałby swe nazwisko. A Robert szybko by się zabrał za płodzenie dziecka z Marg i skupiał się na niewypowiadaniu imienia Lyanny w łóżku z żoną. Podejrzewam, że jeżeli on nie zmieniłby swego ogólnego podejścia do małżeństwa to Tyrellowie (po urodzeniu potomka przez Marg) bardzo szybko by go wyeliminowali.
Dlaczego mówisz, że Dany długo nie pożyje? Zakładając, że do momentu polowania i powrotu rannego Roberta wszystko odbywa się według kanonu, to król rezygnuje z zamordowania Daenerys, jeśli jeszcze dowiedziałby się o śmierci khala i ich dziecka to już w ogóle miałby ja głęboko w d...
Wątpię, żeby Tyrellowie porwali się na tak odważny krok (wyeliminowanie Roberta), teraz nie mają sojusznika w postaci masterminda i wydaje mi się, że (biorąc pod uwagę ewentualny los Cersei) nawet Olenna nie posunęłaby się tak daleko.
A dlaczego Arya nie miałaby wyjść za młodego Martella? Przecież jest córką drugiej osoby w królestwie, idealna partia i okazja do umocnienia królestwa. (pomijając fakt, że Arya pasuje do Dorne :P)
Mój drogi Samie, naprawdę wierzysz, że nasz drogi Robert, nie witając się jedną nogą z Nieznajomym (i nie chodzi tu o konia:D), zrezygnowałby z planu zabicia Dany, która to jakby nie patrząc, rośnie w siłę i trąbi na prawo i lewo, że jest królową Westeros? Jestem pewna, że aktualne pozostałoby to, co powiedział przed wyruszeniem na polowanie.
Gdyby Tyrellowie mieliby dziedzica własnej krwi (plus, biorąc pod uwagę zacięcie Roberta do brania udziału w bezpośrednim rządzeniu) to czemu mieliby się bać wyeliminowania Roberta i wrobienia w to jakiegoś kozła ofiarnego? Przejęliby władzę jak nic, wcześniej ustawiając małą radę pod siebie. Kto by im przeszkodził? Ned? Wielce rozgarnięty w dworskich intrygach Ned? :D Zresztą bardzo możliwe, że wróciłby do WInterfell, a ręką Roberta zostałby Mace.
A dlaczego Martellowie mieliby się chcieć bratać ze Starkami (co oznaczałoby również akceptację przez nich rządów rebelianta, który z radością przyjął fakt zamordowania dzieci z ich krwi?). Jak już to jedynie z Dayne'ami Starkowie żyli jako tako (chociaż w sumie nie wiadomo, jak do końca traktują tam fakt złamania serca Ashary przez Neda i jej późniejszego samobójstwa) i może to by jeszcze przeszło, by zachować oficjalne niby pokojowe stosunki między księstwem a królestwem.
Również wydaje mi się, że Robert w takiej sytuacji nie odpuściłby Dany. Jednak perspektywa śmierci zmienia nieco sposób patrzenia na pewne sprawy. Robert nie leżąc na łożu śmierci raczej nie miałby oporów, by wybić Targów do nogi. Ciekawe co dalej z Aegonem. Bez Dany i jej smoków porywanie się na silne, zjednoczone pod rządami Roberta i Tyrellów królestwo, byłoby samobójstwem. A w takiej sytuacji politycznej Dorne pewnie nie paliłoby się do wojny po stronie pretendenta.
Jak sam Doran zaznaczył, możliwości, jeżeli chodzi o samodzielne wystawienie armii ma dość skromne. A gdyby Lannisterowie zniknęli z KP to tym bardziej Dorne nie czepiało tylko żyło swoim życiem. Dla Aegona (o ile to Martell) jedynym wyjściem byłoby chyba czekanie w Dorne na swoją okazję.I modlenie się, żeby Robert nie dowiedział się o jego istnieniu.
Nawet Tywin Lannister dostrzegł na wschodzie "dziewczynę od Targaryenów z trzema smokami" ;)
Wracając do akapitu o wojnie z żelaznymi. To by była idealna szansa upokorzonych Lannisterów na odbicie się od dna, zawiązaniu sojuszu z Balonem i rozpocząć regularną wojnę. Pytanie o jej wynik.
Myślisz, że Robert spiknąłby się z Margeary? A może wziąłby sobie kolejną Starkównę? Mam na myśli Sansę.. : )
Eddard był jego dobrym przyjacielem. A jakie miałby korzyści ze współdzieleniem się władzą z Tyrellami?
Jestem bardziej niż przekonana, że dostałby Margaery w prezencie, tak jak to było udziałem swego czasu Joffreya. I chętnie by ją przyjął, gdyż to zasypałoby dziurę budżetową powstałą po zabraniu swoich manatków przez Tywina Tyrellowie są drugim najbogatszym rodem w Westeros, a po pierwszej dwójce jest już przepaść, jeżeli chodzi o następnych na liście). Wpłynęłoby to też znacznie na jego PR (te wszystkie charytatywne zapędy Marg), a i ona mogłaby mu szybko urodzić dziedzica. Potem pewnie by się mu [Robertowi] tragicznie zmarło, ale to szczegół.
Ned, który rad nierad musiał się zgodzić z zarzutami swej siostry względem narzeczonego, nigdy w życiu nie oddałby swej córki komuś takiemu. Komuś, kto jest chleje i rucha na prawo i lewo, do tego dopuszcza się przemocy wobec małżonki, kocha też całym sercem jej zmarłą ciotkę, no i wygląda, delikatnie mówiąc, nie najfajniej. No i ta różnica wieku, to byłoby dla Neda raczej niesmaczne. To już bardziej, gdyby Robertowi urodziła się córka, wolałby wydać ją za Rickona i w ten sposób połączyć te dwa rody krwią
A dla Roberta małżeństwo ze Starkówną również było bez znaczenia. Miał za sobą Północ z Winterfell na czele bez łaski, więc na cóż mu Sansa? Co innego Margaery. Którą to - nie zapominajmy - chciano wydać na Roberta już w pierwszym tomie.
Chodzi Ci o Marg? Renly'ego dostała, bo nie wyszedł przecież plan z Robertem (umarło mu się;). A w tej alternatywnej Renly nie miałby jakich specjalnych powodów do ożenku, wszak na tron nie będzie się wbijał, armii nie będzie potrzebował. Może spotka gdzieś jakąś babkę z dobrego rodu, która za samo nazwisko i wejście do rodziny królewskiej zgodzi się na białe małżeństwo :) Loras mógłby poprosić Marg, żeby znalazła odpowiednią, acz dyskretną, pannę w Reach :D
Tak jak pisze Fune, tak jakby się potoczyła historia, było właściwie w książce. Ned dał Cercei ultimatum na opuszczenie Królewskiej Przystani, tylko śmierć Roberta powstrzymała go przed wyjawieniem mu prawdy i był to kluczowy moment w książce, bo po zgonie króla Ned ze swoją wiedzą został sam, a zaufał niewłaściwym ludziom. Gdyby Cercei nie opuściła stolicy, zapewne Robert by ją stracił, może z litości lub za namową Neda oszczędziłby dzieci. Jaime jako jej kochanek ten zapewne zostałby skazany na śmierć, lub przynajmniej trafił do lochów. Tu pojawia się pytanie co w takiej sytuacji zrobiłby Tywin? Czy wszcząłby rebelię? Trudno powiedzieć, bo bunt przeciwko królestwu to samobójcza misja, a on jako strateg byłby świadomy, że przegra batalię. Myślę, że próbowałby negocjować z Robertem życie dzieci i wnuków. Jak wiadomo Królestwo ma mnóstwo długów, więc Tywin próbowałby przekonać Roberta, że pomoże spłacić Żelazny Bank w zamian za gwarancję bezpieczeństwa Cercei i jej dzieci. Czyli coś w rodzaju okupu za ich życie. Robert zapewne byłby zbyt dumny, w końcu został rogaczem ośmieszonym w oczach bogów i ludzi, i mimo próśb Neda nie przyjąłby propozycji. Tywin próbowałby zapewne grać na czas i szukać sojuszników. Być może wynająłby Człowieka bez Twarzy, który zajmie się królem zanim ten wykona wyrok na swojej żonie, szwagrze i dzieciach, na pewno by kombinował tak by zyskać przewagę strategiczną. Gdyby udało mu się zabić Roberta w skrytobójczym zamachu, historia znana z książki mogła by wrócić na właściwe tory. Uznano by że Ned oszukał Roberta w sprawie romansu żony a Cercei zostałaby oczyszczona z zarzutów (o ile by dożyła tego czasu).
Co do innych wątków, przeżycie Roberta byłaby nie na rękę Dany. Wojna Pięciu Królów odwróciła uwagę od jej działań w Wolnych Miastach. Gdyby Robert dowiedział się, że Dany zbiera armię i zdobywa kolejne miasta, nic by go nie powstrzymało by ukrócić jej działania. Zapewne smocza królowa zginęłaby w jakimś skrytobójczym zamachu, zwłaszcza, że nie miała by przy sobie postaci pokroju Barristana i Silnego Belwasa.
Dzięki Jonowi, Ned z pewnością by zwiększył siły na Murze, być może nawet królestwo wysłało by własną armię by rozprawiła się z Mancem Ryderem.
Littlefinger i Varys musieli by skorygować swoje plany, ale znając ich było by kwestią czasu jak wywołają jakiś chaos w Królestwie.
Robert by załatwił Cersei i Wszystkie jej dzieci zabiłby Jaimego Tywina i wszystkich xD
Siedem Królestw kwitłoby w szczęściu i pomyślności, albowiem był to najlepszy władca w ich historii.
Po odkryciu niecnych knowań Lannisterów, Robert udusiłby Cersei i jej miot własnymi rękami (miał mnóstwo dzieci i to własnych, więc żaden problem), po czym wziąłby młodą żonę, najlepiej córkę swego najlepszego przyjaciela, wdzięczną i łagodną Sansę, aby legalnie przedłużyć dynastię.
Wówczas Littlefinger (wygnany w międzyczasie za malwersacje i systematyczne obniżanie się jakości domów publicznych w stolicy) oszalałby na swojej wysepce z zazdrości, podobnie wkurzony z zazdrości Pies zabiłby Górę, Varys dokonałby volty politycznej i osobiście popłynął zamordować ostatnich Targaryenów na chwałę królestwa, Ramsay Snow zgniłby w jakimś lochu, a wtedy niepozbawiony niczego istotnego Theon Greyjoy po śmierci starego zostałby reformatorskim i lojalnym wobec korony władcą Żelaznych Wysp, który ukróci raz na zawsze barbarzyńską praktykę płacenia żelazem oraz pływania w rozwiniętym średniowieczu na drakkarach z I połowy IX wieku.
Osierocone i niewytrenowane smoki odleciałyby na Północ, wiedzione odwiecznym instynktem podgrzania tyłków Innym, więc wszyscy żyliby długo i szczęśliwie.
Taaa, już widzę, jak Ned (a zwłaszcza Cat) dają swój niewinny, marzący o romantycznych uniesieniach, kwiatuszek, temu staremu zbereźnikowi. LF to jak już wygnany by został za zdradę, a za cóż Ramsay miałby gnić w lochach to za bardzo nie wiem. I dlaczego Balon miałby umierać, a nawet gdyby, dlaczego reszta lordów z Pyke miałaby zaakceptować Theona jako swego władcę? Co do Varysa to już nawet nie skomentuję.
Halo, tu Ziemia! On był królem. Żaden Stark nie odmawia królowi.
Poza tym któż to był największą miłością jego życia? Taak, osobista ciotka Sansy. Eddard nie odmówiłby także staremu przyjacielowi i prawie szwagrowi, na dodatek pogrążonemu w rozpaczy po tym, co zrobiła mu zła Cersei. I jeszcze wszyscy by myśleli, że spełnia się stare przeznaczenie połączenia rodów oraz dzieje sprawiedliwość dziejowa. Kwiatuszki w tamtych czasach istniały właśnie dla poważnych facetów na stanowiskach i to było słuszne, zupełnie nie to co dzisiejsze bezsensowne zepsucie, prowadzące jedynie do upadku moralnego i demograficznego. Ten ślub jest pewny na 300%.
A reszta? Kobieto małej wiary, Varys zrozumiałby wreszcie gdzie leży prawdziwe dobro królestwa, a jest nim oczywiście stabilizacja pod rządami dobrego króla Roberta.
Bo Balona los zawsze robił w balona, więc przypuszczam że i tym razem nieśmiertelność by nie wyszła i stary łobuz wreszcie by się przekręcił. Zaś Theon - jakieś obwiesie z Pyke miałyby g**no do gadania, przybywa legalny syn władcy, popierany przez królestwo i wychowanek aktualnie najpotężniejszego rodu. Mordy w kubeł i słuchać, bo za drugim razem dobry król Robert nie będzie już tak łagodny i każe wam popalić te zacofane łódki.
Ramsay Snowman zgniłby w pierdlu za swoje psychopatyczne grzeszki. Praworządni do bólu Starkowie prędzej czy później by się o nich dowiedzieli. Przecież ten recydywista chyba już nawet raz siedział z jednym śmierdzącym kumplem.
Tak mnie ciekawi, co podniósł też kolega wyżej, co by porabiał Tywin? Rzecz jasna po ujawnieniu kazirodztwa bliźniaków nie wszcząłby żadnej samobójczej wojny z całym królestwem, lecz schowałby się w mysiej dziurze ze wstydu przed światem. Toż jego ród i jedyne dorośnięte latorośle doznały w ten sposób ostatecznej hańby. Osobiście przypuszczam, że zapiłby się z rozpaczy, władzę przekazał ze skruchą Tyrionowi (wyjawiając mu także gdzie odsyła się dziwki), aż wreszcie w stanie delirium tremens wpadłby w wyrzuty sumienia za Castamere, upatrując w upadku swojej rodziny kary bogów za grzechy. Kazałby przerobić pieśń w duchu potępienia okrutnego seniora i został pokutującym mnichem jak któryś z jego krewniaków - Lancelot, czy coś.
Motto rodu, odradzającego się dopiero pod światłymi rządami Tyriona i Tyshy Lannister, zostałoby zmienione na: "A Lannister always pays for his sins".
Ad 1. Taaa, na pewno. Sam by mu zaniósł Sansę podczas pokładzin do łoża.
Żaden Stark nie odmawia królowi? Mówisz o tych samych Starkach, co się obwołali królami (zresztą przez lata tymi królami byli) i resztę mieli gdzieś?
Ad 2. I z pewnością Varys porzuciłby wszystkie swoje wieloletnie plany i powiązania z Essos, żeby pokłonić się szczerze Robertowi, że też na to nie wpadłam.
A Balon jak to Balon, zapewne poleciałby z wiatrem, no jasne. Po cóż Theon miałby się wybierać na Pyke, skoro jego przyjaciel Robb by nie miał powodu go tam wysyłać?
Dopóki ojciec Ramsaya toleruje, nikt nie ma nic do gadania, o ile jego hobby odbywa sie w granicach Dreatfort.
Ad3. O Tywinie napisałam w swoim poście, a jak myślisz, że jakiekolwiek szlacheckie rody pozwoliłyby mieć nad sobą córkę zagrodnika, to gratuluję z kolei wielkiej wiary,
Za to ja mam pytanie, czy gdyby Jaime podczas uwolnienia Tyriona nie wspomniał mu o Tyshy, to czy zabiłby on własnego ojca czy poprostu uciekł
Po pierwsze: NIE SPOILERUJEMY.
Po drugie: to nie jest temat na takie rozważania. Załóż sobie własny i tam się naradzaj.
Zadłużyłby królestwo na amen zapchałby sobie żyły i zdechł. Kraj zostałby sprzedany w cenie 1 złoty smok za jeden metr sześcienny..Przyjechałby Tusk i zacząłby pogrążać kraj od nowa :)
Ja bym poprowadził historię alternatywną od czasu rozpoczęcia Wojny Pięciu Królów. Robert nie żyje, Ned nie żyje. Robb wyrusza jako Król Północy, Stannis wyrusza po koronę, podobnie jak Renly, Joffrey króluje w KP, Balon jedzie po Północ. ALE w Stannisie budzi się miłość braterska i nie pozwala zabić Renly'ego wobec czego dochodzi do skutku przymierze Robb-Renly. Młody Baratheon pokonuje prawowitego króla Stannisa po czym łaczy siły ze Starkiem i razem pokonują Tywina. Renly zostaje królem i wysyła wsparcie dla Robba by odbić Północ z rąk Balona. Balon rozgromiony wraca na Żelazne Wyspy. Robb wspiera Jona (nowego lorda dowódcę) wojskami przeciwko Dzikim i Innym. Daenerys po usłyszeniu że w Westeros znowu jest tylko władca zostaje królową Meeren. Renly wydaje Myrcelle za Brana i namawia do powrotu Daenerys, po czym ta po śmierci Freyówny zostaje żoną Robba. Happy End.
A skąd założenie, że akurat Renly z pomocą Robba zdobędzie tron? Robb już raz pokazał swój talent wojskowy.
Druga część najbardziej poj*bana ze wszystkich tu przedstawionych..
Zresztą nie chodzi o historię alternatywną w "wojnie pięciu królów" tylko o taką gdyby Robert Baratheon przeżył.