Finał był bardzo dobry, ale... czy tylko ja mam wrażenie, że trochę to wszystko zbyt szybko poszło do przodu? Cieszę się niezmiernie, że w końcu otrzymaliśmy rasowy thriller, jednak widać ogromną przepaść między pierwszą połową sezonu 3, a drugą.
Dlaczego od początku serial nie mógł być utrzymany w tym klimacie? Odcinki, których akcja rozgrywa się we Włoszech skupiały się w lwiej części na przemyśleniach i rozmowach (często do bólu przesadzonych i pretensjonalnych), wizualna otoczka brała górę i byliśmy raczeni 5-minutową sekwencją spaceru ślimaków po ciele ofiary.
Mam wrażenie, że gdyby lepiej rozplanowano historię w tym sezonie, finał nie pozostawiłby we mnie takiego uczucia niedosytu. Odcinek się skończy, a w mojej głowie dudniło tylko "...to już? koniec, na zawsze?". :D Chciałbym zobaczyć ostatnie spojrzenie na takich bohaterów jak Jack (przyznajcie, że szczególnie w ostatnim odcinku potraktowano go po macoszemu, chociaż wcześniej był bohaterem niemal równorzędnym Willowi i Hannibalowi), Bedelia (spakowała te walizki, czy nie? :D), a nawet Freddie Lounds, której w serii trzeciej jest śmiesznie mało. Co z żoną i synem Willa, których olano zupełnie? Zdaję sobie sprawę, że w pewnym momencie Fuller otrzymał informację o skasowaniu serialu, ale ciężko było mi się pogodzić z takimi dziurami, bo jednak mimo wszystko zżyłem się z tymi bohaterami przez 3 sezony.
Ale sam odcinek wieńczący Hannibala otrzymuje ode mnie 9-/10, jeżeli ktoś lubuje się w skalach.