Pytam, bo parę ładnych lat temu czytałem książkę i w tej kwestii nie jestem obiektywny - moim zdaniem w serialu wskazówki są w miarę jasne.
Chciałbym po prostu wiedzieć czy to celowy zabieg reżysera, jeśli to jest dla Was jasne czy też nie.
Ja czytałam książkę, ale też i po konstrukcji wyjawiania przewinień poszczególnych ofiar - sędzia nie miał wspomnień takiego samego rodzaju jak pozostali, no i ci którzy mieli wyrzuty sumienia - generał i sekretarka, dosięgła ich "sprawiedliwość". Ale jeśli ktoś ogląda dobry film i się wciąga, to daje się oczarować atmosferze... i pomyśli, jakie to oczywiste było po seansie ;)
Świetna ekranizacja, naprawdę dawno nie widziałam filmu zarówno trzymającego poziom książki jak i jednocześnie samego w sobie będącego dobrym ;)
Zdecydowanie był to celowy zabieg. Nie czytałam książki, co pewnie niebawem nadrobię (jakoś do tej pory omijałam szerokim łukiem klasyczne kryminały).
Brak paniki i logiczna opowieść sędziego o jego "ofierze", która pokrywała się ze jego rzeczywistymi wspomnieniami, wskazywały na to, że sędzia przed przybyciem na wyspę nie był mordercą. Co prawda odkrył w sobie naturę socjopaty, ale zanim nie wysiadł z łódki nie zamordował nikogo niewinnego... Zresztą później też nie ;)
Ekranizacja naprawdę zacna. Chodzi za mną już od kilku dni.
Ps. Nie sądziłam, że Toby Stephens to taki pączuś... Nad Aidanem nie będę się rozwodzić... W każdym razie sceny ręcznikowe miały wiele plusów.