(bardzo małe spojlery z Daredevila także)
Czekałem z niecierpliwością na nowy serial od Marvela z nadzieją na to, że pozamiata jak to zrobił Daredevil, ale niestety zawiodłem się i to mocno. Nie chciałem też wierzyć opiniom krytyków, jakoby serial miał być nudny, bo rzadko oni "znają się" na komiksowym uniwersum, jednakże w tym wypadku trzeba im przyznać rację. Nie dziwie się im, że po tych 6 odcinkach przedpremierowych, które dostali - wysmarowali negatywne recenzje na temat Żelaznej Pięści, ponieważ do 8 odcinka nic w tym serialu się tak naprawdę nie działo.
Przez pierwsze kilka epizodów widzimy jak Danny (Finn Jones) próbuje zbliżyć się do członków swojej rodziny by go poznali i robi to tak nieudolnie, nie zachowując przy tym żadnej logiki, że aż człowiek łapie się za głowę jakie bzdury się tu wyprawiają. Widać, że scenariusz robiony pod to, by były problemy, które rodzą cenne minuty na robienie durnowatych scen przeciągających akcje w nieskończoność, mogących równie dobrze nie być w ogóle. Zamiast walić prosto z mostu non stop, jak z karabinu teksty, historie, które mogą znać tylko oni, to on woli nic nie mówić, tylko "Hej jestem Danny, uwierz mi.". Każdy by nasłał ludzi na takiego nawiedzonego kolesia. Nic dziwnego, że mu tyle zajęło przekonanie ich do siebie. Bardziej mi tu chodzi o przekonanie Joy (Jessica Stroup) do siebie, bo każdy kto oglądał ten wie jakie miał nastawienie jej brat Ward (Tom Pelphrey). Można by było to wybaczyć gdyby naiwność i ogólna ciapowatość bohatera nie towarzyszyły do końca serialu. Naprawdę, po kilku odcinkach tego typu zachowania, człowiek zaczyna się irytować oglądaniem.
Aktor grający głównego bohatera opowieści widać, że ze sztukami walk nigdy nie miał nic wspólnego, bo nawet montaż (swoją drogą miejscami fatalny) nie pomógł ukryć jego ślamazarnych i niezdarnych ruchów. Jego "sztuki walki" wyglądały trochę jak parodia i w rezultacie jego pompatyczne teksty były mało poważnie. Była nawet taka scena w szkole walki, gdy Danny robił stanie na jednej nodze, pokazując uczniom "styl kung-fu" to jeden z nich kolokwialnie mówiąc - pierdnął w czasie kiedy on to robił i to była celna uwaga z jego strony. Jakbym chciał być złośliwym to uznałbym to za oczko puszczone do widza, bo osobiście ilekroć widziałem jak robił te swoje wygibasy to taka sama by była moja reakcja na to. Moim zdaniem strasznie ślamazarnie mu to wychodziło i szczególnie widać to w pierwszych epizodach (pierwsza walka z osiłkami nasłanymi przez brata Joy), bo oprócz jego "wołowatości" kulał też montaż. Źle zlepione sceny przyczyniły się do tego, że walka wyglądała jak teatralnie wyuczony taniec. Oczywiście my wiemy, że to nie działo się naprawdę i żaden z niego wojownik, ale jak jest to dobrze zrobione to takich rzeczy nie można się dopatrzeć. Im dalej ciągnęła się historia tym montaż i ruchy bohaterów były lepsze, więc tutaj plus z mojej strony. Ogólnie rzecz biorąc mało w tym serialu ciekawej walki, brakuje mi tu rzeczywistych umiejętności, albo odpowiedniego montażu, które ukazałyby walkę w interesujący sposób. To nie jest poziom Daredevila jeśli miałbym porównywać seriale od Marvela. Oddzielając montaż scen walki od reszty można też zauważyć sporo "baboli" typu w jednej scenie coś trzyma, w drugiej nie, w jednej jest tak ustawiona ręka, a w drugiej w ogóle. Pełno tego typu niedociągnięć. Nikt tego nie kontrolował?
Serial jest mocno przegadany i pełno w nim bezsensownych scen, których równie dobrze mogłoby nie być wcale. To ten typ, które jakby się wyrzuciło - to widz by nic nie stracił, bo są to tzw. nic nie znaczące dla historii zapychacze. Ciągłe gadanie o uczuciach, coś tam, coś tam, bla bla, bzudry. Za bardzo zwalniały one tempo historii, którego mocno brakowało temu serialowi, a oni jeszcze bardziej chcieli go pozbawić akcji , przez co miejscami ostro przynudzało. Gdyby jeszcze dialogi były porządnie rozpisane jak w DareDevilu to można by było to przeboleć (dzięki temu, w ogóle się nie nudziłem przy nim). Tutaj natomiast mamy do czynienia z tekstami na poziomie podstawówki, miejscami bez jakiegokolwiek sensu, więc jednym słowem scenariusz to kicha. Ciężko mi się teraz przyczepić do aktorstwa Finna Jonsa, bo jak ma się dobrze grać postać, która nic tylko stęka, a jej wywody są głupie jak but. No na pewno ciężko co widać, więc przemilczę ten temat.
Nie mogło oczywiście zabraknąć wstawek dotyczących innych seriali z uniwersum Marvela, bo skoro mogą to czemu nie. Rozumiem to bo fajnie jest czasami zobaczyć odniesienie do innego serialu, bo jest to takie swoiste puszczenie oczka do widza czy poklepanie po ramieniu mówiące, "Jeśli wiesz o co chodzi to jesteś fajny/a i Cię lubimy", ale mogliby sobie darować wciskanie co 5 minut jakichś odniesień, bo dawanie ich na siłę i jak najwięcej wcale nie sprawi, że będzie jakoś szczególnie lepiej. Mamy pielęgniarkę, która była już wszędzie, mamy panią adwokat, "hej czyja jest ta koszulka?" - no hehe jak to kogo LC. I zaraz diabeł z hell's kitchen parę razy zostanie powiedziany. "Wynajęłam panią detektyw" zgadnij co robi - PIJE - aaa no to Jessica Jones, no tak. Nie ma przypadków hehe. Było jeszcze parę innych wstawek, które pominę. Śmiesznie to wygląda i bardziej bym to porównał do "walenia w twarz" przez twórców "Oglądałeś to? OGLĄDAŁEŚ?! Wiesz o co chodzi!? JAK ŚMIESZ NIE KOJARZYĆ."
Iron fist ma też tendencje do traktowania widza jak debila. Pokażmy scenę z samolotu 50 raz, bo widz mógłby zapomnieć. Hej nie zapomnijmy pokazać gdzie i jak upada broń, pamiętaj by to ujęcie pokazywało centralnie ten przedmiot na środku ekranu. Pokażmy jak spada telefon za siedzenie, by było wiadomo, że będzie z tego problem, *telefon spada* - tu muszę się bardziej przyczepić, bo logiki w tej scenie naprawdę zabrakło. Działo się to przed siedzibą Ręki Madame Gao. Stoją sobie na oko widać, że kilkanaście metrów przed wejściem, ubrani na czarno - wiadomo, kamuflaż, w końcu jak jest się na czarno to +10 do niewykrycia. Szczególnie w środku dnia, stojąc na otwartym terenie, z bardzo ładnie zaparkowanym autem, by widz przypadkiem nie przegapił marki wozu. No po prostu nic podejrzanego. Swoją drogą słaba była ochrona tej placówki skoro ich tam nie wypatrzyła. Ta cała ręka nie jest chyba taka groźna nie? Wracając do pielęgniarki to oczywiście stojąc na czatach, z zadaniem jak najszybciej poinformowania reszty, że główna zła się zjawiła, to ta nie ma przy sobie komórki, tylko zostawiła ją wcześniej w wozie! No bardzo inteligentne z jej strony posunięcie! Taktyczne można wręcz powiedzieć! Ogółem to jest pełno bzdurnych scen, które albo wzbudziły u mnie pokłady śmiechu, albo irytacji w zależności od stopnia głupoty. Na przykład scena na dachu, gdy Harold lał się z Dannym. Ten z ukrycia wpada na niego i go przewraca. Logicznym by było wyrzucenie mu broni i skopanie mu dupy, ale nie! Ten ucieka. Wyglądało to jakby się z nim w berka bawił, szturchnął gościa tak, że ten się przewrócił i sobie pobiegł dalej. Wielki wojownik - żelazna pięść. Śmiech na sali. Co chwila jakieś pacyfistyczne uwagi, że lepiej dialog z ręką niż walka, czemu zabijać przecież to spoko ludzie, tylko tam zbłądzili sobie. Bzdura goni bzdurę po prostu.
To czego nie mogę wybaczyć to obdarcia Ręki z mistycyzmu jaki miała w Daredevilu. Na słowo ręka każdy miał w głowie tych ninja poruszających się jak duchy, tych ludzi, którzy oddawali krew i byli jakby zahipnotyzowani, albo zamienieni w zombie . Ogólny potworny mrok tej organizacji, przy której reszta wyglądała jak dziecinna zabawa. W tym serialu natomiast została ukazana jak jej własna parodia. Jakieś dzieciaczki, obóz szkoleniowy jak jakieś harcerstwo, jakiś miły pan Bokuto. No z twarzy jak szczeniaczek i do tego te drętwe dialogi tych uczniów, którzy najwyraźniej coś mieli też z głową skoro ich g obchodzi sensei, a bardziej organizacja, którą znają od kiedy? Bo nam pokazali ich jak zwykłe dzieciaki z problemami w domu, którzy skaczą z radości jak zobaczyli ich nauczycielkę w akcji na ringu. Swoją drogą nic z tego później nie wynika. Kompletnie bezsensowny wątek. Pozbawili mroku, który towarzyszył tej organizacji od DD. Aktorka grająca Madame Gao trzyma poziom i jedynie ona ratowała twarz tej organizacji, ale ten aktor grający Bokuto to autentycznie jakieś nieporozumienie. Smutne.
To co brakuje to po pierwsze lepszego scenariusza, dialogów i pomysłu na to jak przedstawić drogę głównego bohatera tak by trzymało się to kupy wszystko. Zabrakło również charyzmatycznego antagonisty. Ogólnie to ujdzie dlatego 4/10.
Można jeszcze dodać, że gdyby nie te niezliczona ilość głupot i przeciągania to serial zmieściłby się najprawdopodobniej w 10 odcinkach i pewnie by było jeszcze ich za dużo.
Ja się poddałem po szóstym odcinku. Nie widzę ani krzty sensu, nie wiem dokąd zmierza ten serial, fabuły właściwie nie ma żadnej, a niektóre sceny nawet się nie kryją z tym, że są napisane na kolanie "cześć, jestem Claire, tą pielęgniarką, która się pojawia w każdym serialu" "o cześć, a ja jestem Danny, główna postać tego serialu" "no i fajnie..." "no spoko" "to może ten..." "no i tego...". Człowiek ogląda coś takiego i się zastanawia o co tu chodzi.
Jedyna postać, która mnie troszeczkę zaciekawiła, to Joy, ale to też dość szybko minęło. Danny jest okrutnie nudny, a reszta zwyczajnie spłycona do jednego czy dwóch zdań charakterystyki. Migawki z katastrofy i klasztoru są denerwujące, bo krótkie i ciągle się powtarzają, co konkretnie ma wnieść do serialu pokazanie dziesiąty raz sceny w samolocie?
Kiedy przeczytałem słabe recenzje sądziłem, że po prostu nie ma fajerwerków w porównaniu z DD, ale Iron Fist jest po prostu kiepski sam w sobie, długimi momentami wygląda jakby ekipa go nakręciła od niechcenia, po weekendowej imprezie, po godzinach....
Ja obejrzałem do końca, bo oglądam Arrow i Flasha, a tam jestem bombardowany takimi idiotyzmami, ze jestem zahartowany, ale musze przyznać, ze bardzo netfix tym serialem zbliżył się do Arrow i Flash. Sceny walki raz słabe, raz bardzo fajne (jak ta gdy Danny walczył razem z Davosem kontra te dzieciaki z szkólki ręki), ale widać brak pomysłu jak wykorzystać moce Iron Fista, nie zliczę ile razy słyszałem jakim to przekozakiem jest Iron Fist. I co, no i nic, bo w ogóle nim nie jest i ja rozumiem, ze ciężko to ukazać, zeby bohater nie był zbyt OP, bo taki DD ma wyczulone zmysły i jedynie umie dobrze obijać mordy, Luke Cage jest kuloodporny no i taki był, JJ ma nadludzką siłe a pada na ziemie po dostaniu w łeb z kija od nastolatki, która wazyła z 50 kg, a Iron Fist jest najpotężniejszą bronią i w sumie nawet nie umie jej dobrze użyć, a jak mu się uda to tylko, albo zatrzyma jakiś atak, nikogo tym nie uderza, bo po co, lepiej być na krawędzi życia i bić się z 15 ludźmi, nawet gdy właśnie sie przegrywa. No słabo. Netfix poszedł po najniższej lini oporu, widać, ze dosyc zarabiają na innych serialach nie superbohaterskich i dlatego na odczepkę rzucają tymi serialami, bo jaskaś część fanów na to liczy. Ja i tak czekam na Defenders, bo relacje między tymi bohaterami mogą fajnie wygladać, tymbardziej z początku, spoiwem defenders będzie pewnie Claire, mam tylko nadzieję, ze nie będzie jej tam zbyt duzo.
Arrow i Flash w pewnym sensie przekuły swoje wady na zalety, bo teraz chyba większość widzów ogląda ich dla beki (i z sentymentu). I jak się podejdzie z takim nastawieniem, to jest całkiem przyjemne. Zaś Iron Fist.... ani nie jest śmieszny, ani straszny, ani nie ma wciągającej intrygi, ani jakichś super postaci... jest nijaki, a to chyba najgorsze co może być.
Jeśli chcesz sobie wyrobić opinie do końca to polecam się zmusić i obejrzeć kolejne 7. Serial zaczyna się od 8 odcinka. Gdyby od niego zaczęli to pewnie oceny byłyby lepsze. Co prawda postanowiłem już nie wspierać głupoty i zbojkotowałem rok temu The Walking Dead, ostatnio Flasha, a Arrowa nawet nie tknąłem, więc hipokryzją z mojej strony by było proponować komuś takie masochistyczne "rozrywki", ale jednak warto przez to przejść, bo potem będzie problem z serialem, który będzie zlepiał inne postacie. (The Defenders? Jak mniemam.)